Siedziałem przy niej do ostatniej chwili. Gdy lekarze spojrzeli na mnie smutnym wzrokiem, mówiąc 'przykro nam, ale nie dało się już wypłukać substancji nasennych z organizmu. Spóźniliśmy się z ratunkiem te kilka minut. To zaważyło o śmierci panny Johnson. ". Już nic nie było takie samo. Właśnie stałem nad jej grobem. Płakałem. Tęskniłem. To była moja wina. Tylko moja. To ja pozwoliłem jej odejść. Podniosłem wzrok, po czym zauważyłem Max'a. Prawdziwego ojca Charlie.
-Już znam prawdę. To za moją córkę - powiedział, a następnie wyjął pistolet i strzelił mi prosto w serce. To już nie bolało. Ja już dawno go nie miałem. Odeszło razem z moją blond kruszynką. Moją, nie moją. Umierałem. Nie obchodziło mnie już nic. Tylko i wyłącznie to, że idę do Charlie, do miłości mojego życia. Nic nas już nie rozdzieli. Tam już nikt nie zabroni nam miłości.