Rozdział 12

1.1K 75 4
                                    


- Tato, proszę... Nawet nie zauważysz naszej obecności w swoim mieszkaniu – mruknęła drżącym i pełnym napięcia głosem Johanna, przyciskając telefon mocniej do policzka i starając się utrzymać wszelkie nerwy na wodzy, usiadła na łóżku. Nie chciała w tym momencie wykrzyknąć paru niezbyt pochlebnych uwag do telefonu, ponieważ takie działanie mogłoby obrócić się skutecznie przeciwko niej i z próby przekonania ojca co do przeprowadzki na Alaskę nie wyszłoby zupełnie nic. – Zajmę się wszystkim. Będę gotować, sprzątać, zajmę się Jasperem... naprawdę nawet nas nie zauważysz.

- Johanna, ale po co? Myślałem, że odpowiada ci życie i szkoła w Beacon Hills... - Dobiegło ją ciężkie westchnienie, szelest przewracanych kartek tkwiących zapewne w grubym segregatorze oraz szuranie krzesła. Blondynka wyobraziła sobie jak jej wysoki i przystojny ojciec ubrany w elegancki i drogi garnitur wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do wielkiego regału z aktami, sięgając po nie dłonią ozdobioną zegarkiem ROLEX.

Jo zagryzła dolną wargę, zastanawiając się jak inaczej może przekonać swojego ojca.

- Nie chcę mieszkać z Patrickiem.

- Diaz jest całkiem w porządku.

- Niby od kiedy?! – I nie wytrzymała. Dziewczyna ze wściekłości zacisnęła mocno powieki, zgrzytając jednocześnie zębami. Naprawdę nie rozumiała dlaczego nagle stosunek jej ojca zmienił się co do Patricka, dlaczego nagle zaczął uważać Diaza za równego gościa skoro jeszcze przed paroma miesiącami słyszała jak mówił jej matce, że Patrick to jeszcze dzieciak, że pewnie wcale nie nadaje się na ojca, i że popełniła ogromny błąd wychodząc za niego. I było to na jakiś czas przed wypadkiem samochodowym... Dlatego Johanna zupełnie nie mogła pojąć tej nagłej zmiany zdania.

- Uspokój się. Rozumiem, że śmierć mamy może cię przytłaczać, ale musisz zacząć sobie radzić. Ona by nie chciała żebyś zachowywała się w taki sposób.

                Na te słowa w blondynce się zagotowało. Skąd jej ojciec mógł wiedzieć czego właściwie chciałaby Alice? Nie było go przy swojej rodzinie przez wiele, wiele lat. Nie było go przy Johannie i Jasperze, gdy byli w szpitalu, gdy umierała jego była żona. Zjawił się dopiero na pogrzebie, wygodnie pomijając ciężkie dni rozpaczy, niedowierzania i żałoby jakie poprzedzała ta ceremonia. Johanna chciała mu wszystkie te noszone w sobie żale wygarnąć, ale jednocześnie chciała, by zabrał ją i Jaspera z Beacon Hills. Bo ona nie mogła już patrzeć na to miejsce, nie mogła patrzeć na każdy kąt ich mieszkania, bo wszystko kojarzyło jej się z jej matką. Nie mogła tak po prostu patrzeć w twarz Patrickowi, bo natychmiast przypomniała sobie o tym, że to on prowadził samochód i przez niego Alice nie żyła.

                Dziewczyna wzięła głęboki oddech.

- Proszę...

- Skarbie, przykro mi. Nie ma takiej opcji. Musisz sobie z tym jakoś poradzić.

                Blondynka gwałtownie zaczerpnęła powietrza, spoglądając z niedowierzaniem na wyświetlacz telefonu. Jeszcze przez dobrą chwilę nie docierało do niej, że jej ojciec tak po prostu się rozłączył.

*




                Johanna odprowadziła Masona do drzwi i pozwoliła mu się przytulić na pożegnanie. Otuliła się tylko szczelniej szlafrokiem, gdy z nieobecnym spojrzeniem zamknęła za swoim najlepszym przyjacielem drzwi wejściowe. Gdy przed momentem kierowała się w stronę wyjścia, kątem oka spostrzegła swojego ojca siedzącego w kuchni. Wiedziała, że starcie z nim jest raczej nieuniknione w tej sytuacji i chociaż bardzo chciała po prostu obrócić się na pięcie i przeczekać całą tą niezapowiedzianą wizytę w swoim pokoju, wiedziała, że nie mogła. Z drugiej strony była cholernie ciekawa powodu, dla którego Thomas Gordon zjawił się w Beacon Hills.

The reason whyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz