Rozdział 16

1.1K 58 5
                                    



- Muszę ją zabrać do szpitala, Theo!

- Załóż maskę i powiedz mi co zobaczyłeś. Potem możesz robić co chcesz.

- Dlaczego, do cholery, sam jej nie założysz?

- Bo nie jestem głupi, Josh.

- Hej, Josh, po prostu to zrób. Pośpiesz się, bo ona nie wygląda najlepiej...

Johanna otworzyła oczy, mrucząc zachrypniętym głosem cichy sprzeciw. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i poczuła ostry ból przebiegający przez jej ciało. Drgnęła gwałtownie i jęknęła boleśnie. Dalsze słowa przestały docierać do nie całkiem jeszcze przytomnej Johanny. Dziewczyna oddychała ciężko i płytko. Wszystko ją bolało a ona poczuła, że cała ścierpła przez leżenie w niewygodnej pozycji. Obraz z każdą kolejną sekundą stawał się coraz ostrzejszy. A do niej powoli zaczęło docierać, co się wydarzyło. Ktoś w nią uderzył samochodem a ona... Johanna odruchowo sięgnęła dłonią do swojego policzka i syknęła z bólu, który rozszedł się jej po kościach. Jej policzek był rozcięty, obity i Johanna była prawie pewna tego, że pojawi jej się siniec na pół twarzy. Całe jej ciało wołało o pomoc. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał jej trudność a jej wydawało się, że zaraz nie będzie mogła oddychać.

Z sąsiedniego pomieszczenia dobiegł ja krzyk. Złowrogi i bolesny krzyk, który przeszył na wskroś jej uszy. A później coś ciężkiego upadło na ziemię. Johanna powoli zaczęła odzyskiwać świadomość tego, co się działo wokół niej. Zacisnęła mocno powieki, by się skupić.

- Josh... - szepnęła słabo. Nareszcie dotarło do niej, że to jego głos słyszała wcześniej. Jego, Theo i... chyba Tracy, ale nie była do końca pewna. Niewątpliwie był to damski głos, ale Johanna dokładnie go nie rozpoznała.

Rozległy się kroki, kilka osób wchodziło po schodach tupiąc przy tym donośnie aż wreszcie nastała ciążąca w powietrzu cisza. Serce Jo przyśpieszyło z niepokoju. Coś było wyraźnie nie tak. Oddychając ciężko i zaciskając mocno zęby, spróbowała się podnieść. Z początku trochę jej się kręciło w głowie i ją mdliło, ale z każdą kolejną minutą, Johanna dochodziła do siebie. Podniosła się, chwiejnie i niedbale, i od razu skierowała się ku ścianie, by móc się o nią wspierać podczas stawiania kroków. Nieco zgarbiona przeszła do pomieszczenia obok.

Zalała ją fala gorąca, gdy jej oczom ukazało się ciało spoczywające na schodkach w kałuży krwi. Zrobiło jej się niedobrze i na moment trochę jej pociemniało przed oczyma i gdyby całym bokiem nie podparła się o ścianę to prawdopodobnie by upadła.

- Nie, nie, nie... - jęknęła, ignorując ból w żebrach i zawroty głowy podeszła do leżącego nieruchomego ciała z bijącym sercem. – Nie, Josh... Nie! – krzyknęła, łapiąc za ramię ciemnowłosego chłopaka i potrząsając nim. Puste spojrzenie ciemnych oczu chłopaka i głęboka rana na jego piersi mówiły same za siebie, ale Johanna nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że Josh może nie żyć. Zaczerpnęła łapczywie haust powietrza i przyłożyła dwa palce do jego szyi a następnie drżącymi dłońmi chwyciła za jego nadgarstek. Brak pulsu.

- Josh, nie rób mi tego, proszę. To nie jest zabawne, przestań – szeptała gorączkowo a z jej oczu zaczęły toczyć się łzy. Jej oddech przyśpieszył a ona raz jeszcze potrząsnęła ciałem chłopaka. Po czym zacisnęła drżące szczupłe palce na jego nadgarstku. – Nie możesz odejść, nie możesz... Przepraszam, Josh, nie jesteś tchórzem, przepraszam! Proszę, nie!

Z krtani Johanny wydobył się mrożący krew w żyłach rozpaczliwy krzyk.

Johanna nie wiedziała ile czasu spędziła na wpatrywaniu się tępo w twarz Josha. I jego puste spojrzenie. Uderzyło w nią uczucie bezradności. Co powinna zrobić? Zadzwonić na policję albo do Patricka? Co im mogła powiedzieć; że Theo Raeken to hybryda i (prawdopodobnie) wbijając pazury w klatkę piersiową Josha odebrał mu życie? Nie uwierzyliby jej. Na myśl przyszedł jej Mason... Tak, on mógłby wiedzieć co robić. Może nawet istniał sposób, by przywrócić Josha do życia tylko ona o tym nie wiedziała? W końcu Johanna niczego nie wiedziała o nadnaturalnym świecie. Blondynka uczepiła się kurczowo tej myśli. Szybko acz trzęsącymi się dłońmi wyjęła telefon z kieszeni i wybrała numer do swojego najlepszego przyjaciela. Przymknęła oczy, przyciskając telefon do ucha i z każdym kolejnym sygnałem Johanna błagała w myślach Masona, by odebrał. Panika narastała w niej z każdą kolejną chwilą. Wciąż czuwała przy ciele Josha, choć trochę oddalona od niego, z podkulonymi nogami, wspierając się wolną dłonią o ziemię. Gdy jej przyjaciel nie odebrał, Jo spróbowała jeszcze raz, i jeszcze raz, ale gdy ostatecznie dobiła do czwartego razu stwierdziła, że to bez sensu.

The reason whyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz