Prolog

189 22 33
                                    

Mrok, otulał mnie i mojego brata od zawsze. Demony mojej przyszłości dopadły mnie. Mogłem go zabić w łonie matki ale źle wybrałem, dałem mu żyć, a teraz on chce mojej śmierci. Nawet gdybym chciał nic go już nie powstrzyma, przyjdzie tu po mnie i mnie zabije. Moja armia mnie nie obroni, straciłem moc, którą obdarował mnie ojciec. Teraz czekam już tylko na niego... śmierć.

Była noc 21 grudnia, otworzyłem znużone oczy i spojrzałem w sufit. Postanowiłem nie czekać dłużej i założyłem mój ceremonialny garnitur. Pije krew, ale wcale mi to specjalnie nie przeszkadza, ojciec wezwał mnie do siebie, swoją mocą. Mrok ścian tego stapiał się z moją mroczną, zatraconą duszą. Mordowałem na skalę moich pobratymców, jako władca i ich pan, wystarczyło że ojciec obdarzył mnie swoją mocą... Straciłem człowieczeństwo już setki lat temu. Urodziłem się wampirem,  tak już zostanie... Jedynym warunkiem mogącym to zmienić jest Sztylet Światów, mój ojciec od zawsze władał tą śmiercionośną bronią, a po przebudzeniu i ja. Jestem synem najwyższego wampira, Draculi i jego pierworodnym synem. Tylko ja mogę odziedziczyć jego moc. Jednak on jest zbyt brutalnym władcą, każdy członek naszego rodu lęka się jego rzadzy mordu, oprócz mojego brata, Shi'ego , który jest śmiercią, od zawsze. Ma bardziej umazane ręce krwią ode mnie.  Mimo tego ma o wiele więcej uczuć niż ja. Do tego dochodzi picie krwi,  muszę to robić inaczej się zestarzeje, a z czasem umrę. Dzisiaj jest ten dzień, gdy będę znów zastępował ojca jako władcę wampirów, gdyż zapada w dwustuletni sen.  Zawsze muszę wypełniać wtedy jego obowiązki.

Wolnym krokiem podeszłem do lustra i wygładziłem ubranie, spojrzałem na swoją sylwetkę, zobaczyłem mnie, czyli wysokiego czarno włosego mężczyzne o czarnych oczach. Byłem bardzo blady, lecz to było dla mnie normalne. Kosmyki opadały na moje oczy, odgarnąłem je szybkim ruchem. Zacząłem zastanawiać się co tym razem rozkaże mi ojciec. Zawsze miałem od niego jakieś wytyczne, czego mam się trzymać tym razem. Pomyślałem,że gdybym był człowiekiem pewnie miałbym z 20 lat, ale ludzie są od nas gorsi, to nędzne ścierwa, które są dla nas jedynie pojemnikami z krwią. My mamy możliwość wiecznego życia, ale bez ich krwi nie przeżylibyśmy długo, więc i oni są dla nas potrzebni. Po tych przemyśleniach wstałem i wyszedłem z pokoju. Kroczyłem przez mój dom rozglądając się dookoła. Moją twarz pokrywał cień, który od zawsze mi towarzyszył. Willę pokrywał mrok... Każdy mebel wyglądał idealnie i mrocznie. Zasłony przy oknach były idealnie ułożone, nasza służba nie mogłaby nigdy  próżnować, inaczej zostałaby zabita. Wampiryczne rody prawie wyginęły... Zostały dwa największe rody... Wszedłem teraz do wielkiego holu przepełnionych obrazami. Jeden z nich przedstawiał mnie, matkę ,brata i ojca. Ten obraz jednak był nieprawdziwy, ponieważ nigdy jej nie znaliśmy z bratem, umarła zaraz po naszym porodzie. Przynajmniej taką wersję znają wszyscy oprócz mnie i mojego brata, wersja oficjalna jest taka, że nasza matka umarła przy porodzie i zmierzam do tego, aby tak pozostało. Wraz z Shi'm jesteśmy bliźniętami. Shi nigdy nie był dla mnie ważny, od zawsze był słabszy. Ojciec był okrutnikiem, któremu zależało tylko i wyłącznie na władzy. Moje zajęcia jako jego pomocnika to chodzenie na bankiety i wypełnianiu dokumentów, z tego powodu moje życie towarzyskie zawsze było bardzo ciekawe. Gdy byłem młodszy (kilka set lat temu) ojciec postanowił sprawdzić moją reakcję na kontakt z ludźmi, to wtedy ugryzłem człowieka po raz pierwszy. Była to mała dziewczynka. Gdy wampir ugryzie człowieka choć raz musi żywić się ich krwią przez całą swoją wieczność. Przez niego straciłem śmiertelność, a wkroczyłem ku nieśmiertelności.  Jest to dla mnie dosyć męczące, ale nie przeszkadza mi to, w tym domu krwi zawsze było pod dostatkiem.  Nigdy nie zamieniłbym mojej nieśmiertelności na śmiertelność. Muszę polegać na mojej mocy. Te słowa wpajał mi ojciec od samego dzieciństwa czyli od tysiąca dwustu lat, dziesięciu miesięcy i jednego dnia. Tak jest to coś jak przeznaczenie, które po pewnym czasie zacząłem wpajać sam sobie. Tak myśląc doszedłem do pokoju mojego ojca, czyli wielkiej ciemnej sali z wielką, metalową kołatom z wyrzeźbioną na kłutce paszczą lwa. Zastukałem w drewno. Drzwi otworzyły się z głuchym skrzypnięciem. W sali stał pan Kazanami i paru naocznych świadków, tak jak zawsze. Stałem cały spięty, nie bałem się, lecz czułem szacunek do niego. W tym pokoju było czuć zło, tak bardzo przytłaczające, że nie wytrzymałem i zrobiłem krok do przodu.

- Wzywałeś mnie ojcze. - skinąłem głową, jak robią to wszystkie wampiry, które okazują mojemu ojcu szacunek.

- Synu, dzisiaj nadszedł dzień, abym odpoczął. - Uśmiechnął się zmęczonym uśmiechem.

Żył już cztery tysiące lat, więc rozumiem to, że czasem chce odpocząć około dwustu lat, jednak to mnie obarczał wszystkimi obowiązkami, a ja byłem szanowany przez wszystkie wampiry tak jak on. Gdyby wszystko było prostsze.

- Podejdź, zanim oddam ci swoją moc mam do ciebie pewne zadanie do wykonania- powiedział chytrze się uśmiechając- Ten sen może trwać dłużej niż inne.- popatrzył na mnie widocznie zadowolony. Zbliżyłem się do niego, a on szepnął do mojego ucha- Masz wmieszać się w ludzi i odnaleźć Sztylet Światów.

Popatrzyłem na niego ze zdziwioną miną. Nie rozumiałem tego co właśnie powiedział. Przecież to on go miał! Pozwolił komuś wykraść Sztylet Światów i to ja mam się tym zająć?! Przecież jeżeli ktokolwiek się o tym dowie... nie może do tego dojść.

- Ojcze ale czyżbyś go nie miał w skarbcu? Przecież nie pozwoliłeś mi nawet go ruszać.- szyknąłem ze złości. Wyciszyłem myśli przed rodem Kazanami, który czytał w myślach. Odetchnąłem i zrównoważyłem oddech, musiałem się uspokoić. To będzie koniec, jeżeli inne rody się dowiedzą.

Popatrzył na mnie uważnie. Przeszedł wzdłuż pokoju. Popatrzył na mnie gniewnie. Pewnie domyślił się to co miałem na myśli.

-  Zrobisz to synu ! A teraz uklęknij. - powiedział spokojnym tonem, ani drgnąłem.- Taki jest rozkaz twojego pana! - To ostatnie wykrzyczał z całym impetem.

Nienawidzę, gdy używał tego rozkazu. Każdy wampir nie mógł się oprzeć tym słowom. Były one jak przykazanie Boga dla ludzi. Było to jak coś co pcha cię do tego aż tracisz nad sobą panowanie, a rozkaz jest od razu wykonywany. Pewna siła popchnęła mnie ku niemu. Automatycznie moje kolana uklękły, a on z zadowoleniem patrzył jak jego rozkazy są wykonywane.

- A i jeszcze jedno nie ważne co ci strzeli do głowy, masz zakaz zabijania mnie, aż do oddania mi mocy. - wysyczał przez zaciśnięte usta.

Tym razem pojawił się za mną. Położył mi ręce na barkach, a do mojego ciała zaczęła napływać niepojęta moc i potęga. Tego nie da się opisać jest to coś jakby wszystko, całe cierpienie i ból świata spadły na twoje ramiona. Zawsze czuje się po tym fatalnie... Myślałem, że to nigdy się nie skończy. Po długiej męce skończył, nareszcie. Nagle moja krew zaczęła buzować , a moje oczy zmieniły kolor z czerni na czerwień. Tak zawsze się dzieje, gdy mam w sobie zbyt dużą ilość mocy. Poczułem pragnienie aby napić się...k...r....w...i....

- A teraz idź się pożywić- powiedział słabym głosem. Uśmiechnąłem się słabo.

......................................................
Mam nadzieję, że rodział się spodobał, jeśli tak:

• zostaw gwiazdkę
• lub komentarz

Powyższe czynności bardzo motywują do pisania :*

MrsWolfLove♡♥♡

Vampire Kingdom [ WPROWADZAM POPRAWKI]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz