Krzyczała.
A ten krzyk rozdzierał jej serce i kaleczył duszę. Nie wyobrażała sobie, że kiedyś przeżyje coś tak strasznego. Patrzyła na niego, gdy celował w nią różdżką i z zimną obojętnością wypisaną na twarzy rzucał jedno z najgorszych zaklęć. Bez łaski, litości... Torturował ją na oczach wszystkich tak długo, aż straciła przytomność. Odpłynęła w krainę cieni.
A ona widziała to wszystko i nic nie mogła zrobić. Łzy płynęły po jej zaczerwienionych policzkach...
– Doskonale Draconie. Ocuć ją i możemy zaczynać kolejną rundę – na wąskich wargach Voldemorta pojawił się niewielki uśmieszek.
Draco posłusznie kiwnął głową, podchodząc do nieprzytomnej Hermiony i znów celując w nią różdżką, by przywrócić jej świadomość.
Hermiona obudziła się i ze strachem spojrzała na swojego oprawcę. Wyglądała jak zaszczute zwierzę, które czeka na kolejną falę bólu i upokorzenia zupełnie niepogodzone ze swym losem... Draco ponownie skierował na nią różdżkę i czekał tylko na rozkaz swojego pana
– Dość tego. Zrobię, co zechcesz, tylko każ mu przestać! Niech jej więcej nie dręczy – poprosiła płaczliwie Ginny.
Wiedziała, że cały ten pokaz był tylko po to. Wiedziała, że Czarny Pan chce zagrać na jej uczuciach i zmusić ją do posłuszeństwa. Kazał jej ubrać wytworną szatę. Powiedział przy wszystkich, że nie jest niewolnicą. Zasugerował, że ma jakieś prawa, a tak naprawdę miała być tylko marionetką w jego rękach. Pustą, zabójczą lalką. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie zniesie tortur jej przyjaciółek, a zwłaszcza Hermiony. Musiała się poddać. Nie wytrzymałaby dłużej.
– Zrobisz wszystko, o co cię poproszę, jeśli rozkażę Malfoyowi przestać? - zapytał.
Ginny spojrzała na swoją przyjaciółkę, która z lękiem wpatrywała się w końcówkę różdżki blondyna, który wyglądał na w pełni gotowego do kolejnej fali okrutnych tortur.
– Zrobię to, czego chcesz, tylko niech on już jej nie krzywdzi... - wyszeptała rudowłosa, a po jej policzku znów popłynęły łzy.
– Doskonale! - Voldemort zaklaskał w dłonie – Draconie, zabierz swoją szlamę z powrotem do komnat. Koniec zabawy na dziś. Niewolnice już wiedzą, że jakikolwiek objaw nieposłuszeństwa skończy się właśnie w ten sposób.
Wszyscy Śmierciożercy wstali, kłaniając się swojemu panu i z szacunkiem czekając, aż opuści salę. Ginny posłusznie wyszła tuż za nim, ostatni raz przez ramię patrząc na Hermionę, którą Malfoy właśnie szarpał za ramię, by postawić ją na nogi.⚡⚡⚡
Bolało. Bolało tak, jak jeszcze nigdy. Rozpacz zalała jej ciało wielką falą, tak gorzka i ponura pojawiła się razem z nieopisywalnym bólem. Bolało tak samo jak wtedy, gdy robiła jej to Bellatrix. Albo nie. Teraz bolało bardziej. Bo wtedy torturował ją ktoś, kogo nienawidziła. Teraz robił to ktoś, komu ufała, a kto nienawidził jej... tak strasznie, tak bardzo.
Nie widziała ludzi dookoła, nie słyszała ich rozmów, szeptów, śmiechu... Choć na pewno śmiali się z upokorzenia szlamy. Widziała tylko jego i różdżkę. Promień zaklęcia, który ranił każdy skrawek jej ciała.
Wiedziała, że nie wytrzyma długo. Była słaba. Rozbita. Trzy miesiące wcześniej straciła ojca... Nie było przy niej Rona ani Harry'ego, by mogli ją pocieszyć. Matka kompletnie się załamała, a ona uciekła w pracę, chcąc jak najmniej o tym myśleć. Potem trafiła do niewoli... w ręce swojego dawnego wroga. Usiłowano ją zgwałcić. Malfoy prawie umarł jej na rękach. Nieomal, nie spłonęła żywcem. Jej przyjaciółka się zabiła, rozbijając się o ostre skały, a przez ostatnich kilka godzin oglądała tortury niewinnych kobiet. Była słaba! Nie okazała takiego hartu ducha, jakby chciała. Nawet nie wiedziała, kiedy straciła przytomność.⚡⚡⚡
Siła zaklęcia wyrwała ją z otępienia. Otworzyła oczy, a chłodny błękit spojrzenia przeszył ją na wskroś. "To jeszcze nie koniec" – mówił jego wzrok.
To jeszcze nie koniec...
Jednak ten głos usłyszała. Był taki ciepły, znajomy, bliski jej sercu. Ginny. Ginny prosząca Voldemorta, by jej nie krzywdził. Obiecująca mu w zamian wszystko.
– Nie! - chciała zaprotestować, ale, o dziwo, nie mogła się odezwać. Spojrzała z wyrzutem na Malfoya, który uważnie patrzył na swojego Lorda.
Uciszył ją zaklęciem! Nie pozwolił jej krzyczeć w ramach protestu. Pozwolił natomiast, by Ginny się za nią poświęciła.
– Doskonale! - słyszała, jak Voldemort klasnął w dłonie. Był wyraźnie zadowolony z decyzji Ginny.
Hermionie łzy spłynęły po policzkach. Nie chciała tego. Nie chciała, by ktoś jeszcze musiał za nią cierpieć. W tym momencie wydawało jej się, że obolałe serce nie zniesie już więcej... Wojna wyniszczyła wszystko, co w niej było. Całą radość, odwagę, wolę walki. Leżała u stóp Śmierciożercy, który jej nienawidził. Wiedziała to. Widziała to w jego oczach. Czuła w sile jego zaklęcia.
Lucjusz, Zabini, Goyle i wielu innych cieszyło się z jej cierpienia. Bawiło ich upokorzenie szlamy Pottera, przemądrzałej kujonki z Gryffindoru. A ona czuła się nikim. Nic nieznaczącym wrakiem, który dawno powinien iść na dno. Co ona tu jeszcze robiła? Powinna być, gdzie indziej. Na przykład ze swoim ojcem...
CZYTASZ
Dramione Gdy jesteśmy sami
FanfictionOpowiadanie jest własnością Venetii Noks Link do jej bloga: http://venetiia-noks.blogspot.com/p/gdy-jestesmy-sami_7.html