Rozdział 19 - „Gdy wzbudzisz radość..."

503 29 0
                                    

      Setki razy widziała już to pismo. Od ponad roku, przynajmniej raz w tygodniu, w czasie narady w kuchni Molly Weasley, widziała dokumenty, które pisane były identycznym charakterem pisma. Spojrzała na podpis obojga Malfoyów. Ich pismo widziała po raz pierwszy, ale cały dokument pisany był bardzo charakterystycznym stylem, nieco niedbałym, ale czytelnym. Wniosek był tylko jeden. Pergamin, który przed nią leżał napisał Mr. Shadow.
– Wyczytałaś tam coś ciekawego? - usłyszała tuż przy swoim uchu.
Nerwowo podskoczyła, szybko odsuwając się od biurka. Było jej wstyd, że dała się przyłapać na czytaniu jego dokumentów.
– Ja...ja... tylko zerknęłam – próbowała się tłumaczyć.
– W porządku, ale poskrom czasem tę swoją ciekawość, bo możesz jej żałować – burknął, kierując się w stronę drzwi.
Hermiona, szczęśliwa, że nie zrobił jej awantury o ruszanie jego rzeczy, żwawo ruszyła za nim. Jednak jej myśli wciąż zaprzątało co innego, a mianowicie nowo odkryty problem... Czy to, co spostrzegła mogło oznaczać, że to Adrian Pucey jest Mr. Shadow? W sumie to całkiem możliwe. Z tego, co zrozumiała był adiutantem Lucjusza, więc miał dostęp do bardzo ważnych dokumentów. Jednak jak miała to odnieść do zachowania Dracona, Snape'a, Oriona? Każdy z nich, wydawał jej się prawdopodobnym szpiegiem Zakonu... Spojrzała na idącego obok niej blondyna. Wygląda na rozluźnionego i zadowolonego. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że bardzo by chciała, aby to on okazał się panem szpiegiem, dzięki któremu mieli tak dokładne informacje o działaniach Śmierciożerców. Chciała, by to Draco okazał się tym, któremu tyle zawdzięczają. Wtedy miałaby doskonałą wymówkę, dla tych dziwnych uczuć, którymi go darzyła. Mogłaby je wszystkie podpisać pod wdzięczność... choć doskonale wiedziała, że poza wdzięcznością jest w niej coś jeszcze i to było nieco przerażające.

⚡⚡⚡

Praca u Snape'a, w końcu stała się nieodzowną częścią jej nowego życia. Lubiła to jednak, bo wtedy czas szybciej płynął i, nim się spostrzegła, nad Umbra Walpurgis pojawił się pierwszy śnieg. Do świąt został równy miesiąc, a ona ze smutkiem myślała o tym, że najprawdopodobniej spędzi je tutaj. Myślała o swojej mamie, przyjaciołach, o Ronie... Choć ze wstydem musiała przyznać, że o nim myślała najmniej. Zdecydowanie częściej w jej myślach i snach gościł niebieskooki blondyn, który ją bardzo intrygował. Z lekkim uśmiechem przypomniała sobie ich wczorajszą rozmowę na temat nowych zaklęć zwodzących. Rozmawiali. Nie kłócili się. Nie wyzywali. Tylko rozmawiali, siedząc przy kominku i popijając grzane wino, gdy za oknem obficie sypał biały śnieg... To wszystko było takie dziwne, ale Hermiona musiała przyznać, że cieszył ją taki obrót sprawy. Miała wrażenie, że pomiędzy nimi zawiązuje się powoli coś na kształt przyjaźni.
– Granger, potrzebuję świeżych żabich flaków – jej rozmyślania, przerwał głos Severusa.
Spojrzała na niego z lekkim obrzydzeniem, stwierdzając, że trzyma on w rękach wielką, zieloną ropuchę. Przypominała jej nieco Theodorę, ukochane zwierzątko Neville'a.
– Co mam z nią zrobić? - zapytała, sięgając po ostry nożyk.
– Zabić i wypatroszyć. I pospiesz się z tym, bo Draco ma cię zaraz odebrać – ponaglił ją, kładąc żabę tuż przed nią i wychodząc z laboratorium, jakby nie chcąc widzieć aktu morderstwa, którego zaraz miała dokonać.
Hermiona ponownie spojrzała na ropuchę i stwierdziła, że nie jest ona wcale, taka paskudna. Na dodatek miała wrażenie, że płaz patrzy na nią smutnymi, pełnymi wyrzutu oczkami, jakby błagał ją, by darowała mu życie.
– Nie patrz tak. Słyszałaś nietoperza. Potrzebujemy flaków... - mruczała pod nosem, raz po raz zerkając to na żabę, to na ostry nóż w swojej dłoni.
– Rozmawiasz z ropuchą, Granger? Pocałuj ją, może zmieni się w księcia – usłyszała rozbawiony głos.
Uniosła głowę i spojrzała na swojego pana. Draco stał w drzwiach laboratorium nonszalancko oparty barkiem o framugę. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie, na nogach skórzane oficerki. Na dodatek jego włosy były w artystycznym nieładzie, jak zwykle po konnej przejażdżce. Hermiona musiała szczerze przyznać, że wyglądał doskonale w takim wydaniu. Szkoda jednak, że uśmiechał się ironicznie, zadowolony z tego, że jej dogadał.
– Nie wszystkie pocałunki, zmieniają oślizgłe stwory w książęta – odpowiedziała mu uśmiechając się triumfująco.
Draco groźnie zmarszczył brwi, co powiedziało jej, że doskonale zrozumiał jej aluzję. Świetnie! O to jej przecież chodziło.
– Zamiast wymyślać cięte riposty, może zainteresuj się lokalizacją twoich składników, bo zdaje się, że ci nawiały – parsknął śmiechem, a Hermiona z przerażeniem spostrzegła, że ropucha gdzieś zniknęła. Zaczęła się rozglądać dookoła, zajrzała pod stół i szafę ze składnikami, nie chcąc nawet myśleć, co zrobi jej Snape, gdy powie mu, że zgubiła żabę.
– Eh Granger, ty sierotko – zaśmiał się blondyn po czym wyjął różdżkę i mruknął – Accio żaba.
Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy zielony stwór znów wylądował przed nią. Asekuracyjnie przykryła żabę dużym szklanym słoikiem, by przygotować się mentalnie na morderstwo z zimną krwią. Nie mogła jednak się przemóc. Żabka naprawdę miała takie smutne, żałosne oczka...
– Nie mogę – jęknęła, odkładając nóż.
Draco znów parsknął śmiechem, jakby jej nieudolność, była czymś wysoce zabawnym. Hermiona zgromiła go wzrokiem i odwróciła się obrażona.
– Nie krzyw się. Załatwię ją różdżką – zaproponował, podchodząc i stając obok niej.
– Dzięki, myślę, że to będzie bardziej humanitarny sposób – uśmiechnęła się do niego lekko wdzięczna, że chce jej pomóc.
Uniosła szklany słoik i odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć na śmierć niewinnego zwierzęcia. Draco wycelował w płaza różdżką, gotów rzucić zaklęcie uśmiercające. Jednak spostrzegł, jak Hermiona odwraca się i mocno zaciska oczy. Ona naprawdę żałowała tej żaby. Spojrzał na zieloną szkaradę i sam musiał stwierdzić, że patrzy na niego naprawdę żałośnie, jakby błagała o litość...
– Cholera. – mruknął pod nosem zły na siebie, że nie potrafi zrobić czegoś tak prostego. Zamiast klątwy, transmutował szklany słoik w większe akwarium i napełnił je wodą, po czym wrzucił żabę do środka.
Hermiona otworzyła oczy gotowa na przykry widok żabich zwłok. Gdy spostrzegła, co zrobił Malfoy, ledwo powstrzymała się przed rzuceniem mu się na szyję. Nie zabił jej żabki! Uratował ją! Jest dobrym człowiekiem! Spojrzała na niego z takim zachwytem, że blondyn odruchowo cofnął się o krok. Nikt nigdy tak na niego nie patrzył. Nie z powodu tego, co zrobił. Kobiety zachwycały się jego urodą, majątkiem, pozycją... ale nigdy tym, jaki jest. Poczuł coś na kształt przyjemności, że sprawił jej radość, ocalając ropuszkę.
– Zobacz, jak się cieszy, że żyje! - Hermiona spojrzała na żabę, która faktycznie radośnie podskakiwała w swoim akwarium.
– Snape będzie mniej zadowolony z tego powodu – burknął Draco, chowając różdżkę.
– Ojej! Nie możemy jej tu zostawić, bo jeszcze ją skrzywdzi. Zabierzmy ją! - poprosiła.
– Nie wystarczy ci, że trzymam w swoich komnatach ciebie? Musisz mi jeszcze sprowadzać oślizgłe płazy do domu? - zakpił z lekkim uśmiechem.
– Sam jesteś oślizgłym wężem, więc pewnie się dogadacie – odpyskowała, wiedząc, że i tak jej za to nie ukaże.
– Żaba przynajmniej jest cicho. Szkoda, że nie bierzesz z niej przykładu. – burknął nieco obrażony.
– Jak ją nazwiemy? - zapytała z uśmiechem.
– Nie może się nazywać po porostu żabą? - zapytał znudzony.
– Nie! Musi mieć imię...
– Znając twoje zdolności, pewnie będzie to coś równie paskudnego, jak ten twój okropny kot. Jak mu było? Krzywoszłap?
– Krzywołap! I wcale nie był okropny! - zawołała oburzona.
– Dobra, Granger. Nazywaj szybciej tego płaza i chodź już, bo zaraz wróci Snape i dokona żywota nas wszystkich...
– Nie wiem, czy to samiec czy samica... - mruknęła cicho.
– A co to za różnica. Jest po prostu paskudna. O, wiem! Nazwiemy go Ronald, na cześć twojego brzydkiego ukochanego! - zażartował, wybuchając śmiechem.
Hermiona zaczerwieniła się ogniście, zła, że żartuje sobie z Rona i jej uczuć do niego. Bardziej jednak dotknęło ją słowo "ukochany". Nie wiedzieć czemu, nie myślała przy nim o Ronie...
– To wcale nie jest śmieszne! - syknęła przez zaciśnięte zęby.
– No dobra, więc nazwijmy go Kermit i po sprawie. Kermit najlepiej pasuje do żaby...
Hermiona popatrzyła na niego w autentycznym szoku. Skąd ten zakochany w sobie arystokrata od siedmiu boleści zna żabę, którą uwielbiają miliony mugolskich dzieciaków?
– Nie patrz tak na mnie, nie jestem zupełnym ignorantem, jeśli chodzi o świat mugoli – mruknął.
– Jasne, ty ich tylko szczerze nienawidzisz. – nie mogła się powstrzymać, by tego nie powiedzieć.
Szybko jednak pożałowała, że to zrobiła, bo Draco wyglądał na dotkniętego jej słowami.
– W każdym razie, Kermita znam i lubię. Żaba nazywa się Kermit.
– W porządku, pasuje to do niej... do niego... - uśmiechnęła się lekko, chcąc załagodzić nieco gorycz swoich poprzednich słów.
– Chyba Snape tu idzie – Draco złapał za akwarium i szybko ruszył w stronę drzwi – W nogi, Granger, zanim nas złapie! - zawołał rozbawiony, zaczynając biec.
Hermiona również się roześmiała i ruszyła za blondynem. Musiała przyznać, że polubiła jego śmiech i to, jaki był, gdy zostawali sami. Nie miała jeszcze pewności, ale chciała wierzyć w to, że udało jej się poznać prawdziwą twarz Dracona Malfoya.

Dramione Gdy jesteśmy samiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz