-Ona wie, że my jesteśmy...- zapytała nieśmiało Amber.
-Słoneczko. Moja matka była czarownicą. - uśmiechnęła się Gaja - Więc wiem trochę więcej niż ci się wydaję. - puściła nam oczko. - Dobrze. W czym problem?
- A więc. - Balla wzięła głęboki wdech. - Mamy w klasie czarownice, która zaczarowała przywódce naszej watahy.
-To znaczy? Jak zaczarowała?
-Najprawdopodobniej, podała mu eliksir miłosny.
-Eliksir miłosny wymaga...
-Tak wiem. - przerwała jej Balla. - Potrzeba lat praktyki, aby uwarzyć odpowiedni eliksir.
-Widzę, że biblioteka mojej matki ci służy. - Gaja zaśmiała się serdecznie. W brew pozorom jest naprawdę miłą kobietą. - Czy ta...
-Catherine.
-Catherine. Miała okazję, by podać mu eliksir?
- Tak. Wczoraj był na spacerze z nią. - powiedziałam po chwili namysłu.
- Jeśli to eliksir, to nie będzie problemu. Wystarczy podać mu antidotum.
-A ty akurat masz go troszkę przy sobie? - zapytałam.
-Tak zgadza się. - Gaja, poszperała trochę w swojej szafce i po chwili wyjęła małą buteleczkę z niebieskim płynem. - Wlej całość. - podała mi antidotum - Dzięki temu, twój chłopak się ogarnie i będziecie razem.
Momentalnie zrobiłam się czerwona. Czy wszyscy już wiedzą, że kocham Lukasa? Śmieszna sytuacja, bo...Lukas też o tym wie! Jak o tym pomyśle to śmiać mi się chcę.
-On...nie jest moim chłopakiem....
-Jeszcze. - dodała Amber.
-Amber!
Gaja tylko się zaśmiała. Wyszłyśmy ze sklepu i udałyśmy w stronę parku, gdzie zgodnie z tym co podsłucha... co słyszała Amber, Lukas i ta wiedźma, mieli się spotkać. Po drodze kupiłam cole i wlałam do niej niebieski płyn.
-Nic mu po tym nie będzie? - chciałam się upewnić.
-Spokojnie, Gaja wie co robi.
Wcale mnie to nie przekonało. Martwiłam się, że Lukasowi to zaszkodzi, ale z drugiej strony to Catherine może mu zaszkodzić.
Weszłyśmy do parku i przyczaiłyśmy się w krzakach. Nasz cel (Lukas) siedział na ławce. W oddali widać było Catherine. Amber już się nią zajmie. Ja pewnym krokiem poszłam w stronę Lukasa. Był jakiś inny...jakby nie obecny. Usiadłam koło niego i pomachałam ręką przed czami.-Oh! Aleksa! -wystraszył się. - Przepraszam, że wczoraj nie mogłem przyjść, ale byłem z Catherine. Mam nadzieję, że nie masz o to żalu?
- Nie. Skąd że. -chyba zaraz wybuchnę. - Chcesz może coli?
-Nie dziękuje. Zaraz idę z Cat na kawę.
- No daj spokój. Weź chociaż małego łyczka. - podstawiłam mu otwartą butelkę pod nos.
- W sumie... To od rana nic nie piłem.
Lukas upił łyk coli i zakrztusił się. Czyżby to działało? Czy może po prostu, cola jest strasznie gazowana? Chłopak otarł usta wierzchem dłoni i oddał mi butelkę.
-Dzięki. Strasznie gazowana, ale dobra... O! Cat idzie.
Luksa, niczym wierny pies pobiegł w stronę tej wiedźmy. Chwycił ją za talie, uniósł do góry i obrócił się kilka razy. Catherine pocałowała go namiętnie, a ja odwróciła głowę w inną stronę. Nie będę na to patrzeć.
-Kochanie, możesz nas zostawić? Zaraz do ciebie wrócę.
-Ale wracaj szybko.
Lukas odszedł i gdy był już daleko, Catherine spojrzała na mnie. Wyciągnęła w moim kierunku dłoń. Poczułam silne uderzenie i poleciałam do tyłu. Upadając rozdarłam sobie kawałek spodni i rozcięłam dłonie. Szybko wstałam. Cat, tylko się zaśmiała. Ja prychnęłam wrogo.
- Zabawny z ciebie szczeniak. Od kiedy dokładnie wiesz, że jestem czarownicą?
-Od dzisiaj.
Wiedźma, podeszła do butelki coli i podniosła ją. Powąchała zawartość i roześmiała się głośno.
-Co cię tak bawi?
-To, że Gaja myśli, że nie uczę się na własnych błędach. Eliksiry już mi się znudziły
-C-co? Ty znasz...
-Te ropuchę ze sklepu z bibelotami? Tak. - podeszła do mnie spokojnym krokiem - Ale teraz śpij...
Z jej dłoni zaczął wylatywać błękitny dym. Wstrzymałam oddech i odskoczyłam od niej. W jednej chwili poczułam ból rozchodzący się po moim ciele. Stanęłam przed nią jako biały wilk. Ona pisnęła z zachwytu.
-Masz prześliczne futerko. - klasnęła w dłonie - Jak skończę rytuał, zrobię sobie z niego płaszcz.
Skoczyłam ku niej i powaliłam na ziemie. Ta wypowiedziała jakieś nie zrozumiałe dla mnie słowa i wystrzeliłam w górę. Upadłam nie opodal, słysząc głośny trzask i czując przeszywający ból w klatce piersiowej.
-Auć. Komuś to pękły żebra? Biedny kundel.
Podniosłam się nie zważając na ból i znów ruszyłam w jej kierunku. Catherine wysłała w moją stronę kulę ognia. Ja zgrabnie je ominęłam. Następnie staranowałam wiedźmę głową. Stałą nad nią z otwartym pyskiem, gotowa odgryźć jej głowę. Usłyszałam, że ktoś biegnie. Odwróciłam głowę w stronę dźwięku. Zobaczyłam jedynie czarne futro, zanim upadłam na ziemie. Pisnęłam. Uniosłam spojrzenie i ujrzałam Lukasa.Patrzył na mnie z nienawiścią w oczach. Westchnęłam. Lukas, wybacz mi co teraz zrobię, ale to dla twojego dobra. Zaczęłam biec w jego kierunku. Skoczyliśmy sobie do gardeł. Zatopił zęby w moim boku, a ja ugryzłam go w nogę. Krążyliśmy wokół siebie... Jego przednia łapa powędrowała do tyłu, a to znak że szykuje się do skoku. Wyprzedziłam go i pierwsza skoczyłam. Wylądowałam na nim. On nie dawał za wygraną i zaczęliśmy się toczyć.
Catherine, skakała z zadowolenia.-Ahhh! Chyba zacznę hodować waszą rasę i będę urządzała walki. - klasnęła w dłonie - To taka świetna zabawa. - wybuchnęła śmiechem.
Powoli opadałam z sił, Lukas też. Walka wciąż trwała, była coraz bardziej krwawa. Jedna Czarownica, zaczęła się nudzić.
-Pffff... To się robi nudne. - zastanowiła się chwilę - Skoro to na ciebie nie działa, to zrobimy inaczej.
Uniosła dłoni w kierunku Lukasa, a ten zaprzestał atakowania. Wydał z siebie przeraźliwy skowyt i upadł na ziemie wiercąc się z bólu. Nie wiedziałam co zrobić. Moje serce krwawi, gdy widzę jak on cierpi... Muszę to zrobić. Przybrałam postać człowieka. Jednak ona tego nie zauważyła. Wciąż go torturowała z dziką przyjemnością w oczach.
-Przestań! - wrzasnęłam i pobiegłam w stronę zmaltretowanego Lukasa. Ciężko oddychał, ale żył. Przytuliłam się do jego zlepionego od krwi futra i zaczęłam gładzić. Zimna dłoń Catherine ujęła moją twarz.
-Grzeczny piesek, a teraz... - przyłożyła usta do mojego ucha i wyszeptała - ...idź spać...
Ogarnęła mnie ciemność....
CZYTASZ
Wilko-krwiści (ZAKOŃCZONE)
WerewolfTo uczucie, kiedy tracisz wszystko to co kochasz...rodziców...brata...dom. Wtedy masz wrażenie że spadasz z klifu, a twój lot w dół nie ma końca. Tak właśnie czuła się Aleksa, gdy dowiedziała się o zaginięciu jej rodziców. Zmuszona jest opuścić swój...