Rozdział 9

820 82 63
                                    

Twilight obudziła się, gdy promienie słońca ogrzały jej pyszczek. Otworzyła leniwie oczy i rozejrzała się dookoła. Była w swojej komnacie. Ostatnim, co pamiętała był dziwny sen. Wydawało jej się, że widziała w nim Celestię, Lunę i Cadance. Chciały się na niej wyżyć za to, co zrobiła całe tysiąc lat temu. Wiedziała, że księżniczki nigdy by tak nie uczyniły, ale i tak nie chciała, by coś podobnego kiedykolwiek się stało. Chyba Spike miał rację. Za długo siedziała sama. Zaczynała się bać rzeczy, których tak naprawdę nigdy nie będzie.

Podeszła do okna i spojrzała w niebo. Słońce świeciło, a chmury powoli się posuwały. Słońce... Co?! Jakim cudem słońce pojawiło się na nieboskłonie?! Kto sprawił, by wzeszło?! Teraz to już musiała znaleźć Spike'a. On zawsze wiedział, co dzieje się w zamku. Tym razem też pewnie tak było.

- Spike! Spike, jesteś tutaj?! - krzyknęła głośno, kiedy stanęła w sali tronowej. Gdy nie otrzymała odpowiedzi, poszła w kierunku głównych wrót. - Spike!

- O co chodzi, Twilight? - zapytał smok, wyłaniając się zza ściany.

- Gdzie ty się podziewasz? Chodź tu natychmiast - rozkazała tonem niecierpiącym sprzeciwu. Asystent wzdrygnął się na jej głos. Złożył skrzydła i powoli podszedł do niej. - Kto wzniósł słońce?

- Czy to jest pytanie retoryczne?

- Nie. Wiesz przecież, że szkoda mi czasu na takie zabawy - powiedziała, patrząc na niego.

- Ale... To ty zajmujesz się zmianą dni i nocy - odparł.

Twilight szybko zorientowała się, że on nic o tym nie wie. Jak w takim razie słońce pojawiło się na niebie? Miała pewne przeczucia, ale też i nadzieję, że nie okażą się prawdziwe. W końcu, byłoby źle, gdyby to była prawda.

Zostawiła osłupiałego asystenta i poszła do komnaty bratanicy. Zwykle siedziała tam i zajmowała się projektami. Tak powinno być i teraz. Obawiała się tego spotkania, ale to była jedyna szansa na dowiedzenie się, co zaszło w rzeczywistości.

Znalazła się u celu dość szybko. Otworzyła drzwi bez pukania. Jasnoróżowa klacz chodziła po komnacie w kółko, widocznie nad czymś intensywnie myśląc. Mogło to znaczyć tylko jedno. Lecz właśnie tego nie chciała.

- Flurry - zaczęła, podchodząc do niej.

- Ciociu? Co ty tu robisz?

- Widziałaś dzisiaj coś niepokojącego? - zignorowała pytanie i przeszła do interesującego ją wątku. Źrenice córki Cadance zwęziły się znacznie, gdy tylko dotarło do niej to pytanie. Zatrzymała się nagle, nie mogąc zrobić kroku.

- Czyli? W jakim sensie? - zapytała nerwowo. Twilight zamrugała szybciej powiekami. Księżniczka coś ukrywała. To było widać. I to tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że jest tak, jak przewidywała.

- Co się z tobą dzieje ostatnio? - rzekła i zrobiła kilka kroków do przodu, podczas gdy młodsza klacz cofnęła się. W końcu napotkała ścianę. Oparła się o nią grzbietem. Przygryzła wargę i próbowała uciec przed spojrzeniem ciotki.

- Ze mną? Nic przecież. Co ma być? Wszystko dobrze. Skąd ci przychodzą takie pomysły do głowy, ciociu? - mówiła, gubiąc się przy co drugim wyrazie.

- Flurry, nie umiesz kłamać. Wiesz o tym doskonale. Powiedz, co cię trapi?

- Nic - odparła.

- Nic?

- Zupełnie nic. Daj mi już spokój - powiedziała i odeszła od lawendowej księżniczki. Przeszła przez całą komnatę i doszła do drzwi. Chciała wyjść, ale Twilight użyła magii i zamknęły się na klucz. Przeteleportowała się do bratanicy. Spojrzała jej wreszcie prosto w oczy. Musiała działać prosto z mostu.

- Ty to zrobiłaś. Wzięłaś Kryształowe Serce. Oddaj je - rozkazała.

- Nie mam go - wyszeptała córka Cadance.

- Słucham? Jak to go nie masz?

- Normalnie. Chciałam sprawdzić przeszłość i zajrzałam w nie, ale nic nie widziałam. Pomyślałam więc, że skoro nie działa tak jak powinno i zamiast tamtego może wspomóc moją magię. I faktycznie, opuściłam księżyc i podniosłam słońce bez najmniejszego trudu, ale gdy wylądowałam z powrotem na ziemi, serce leżało w tej postaci - powiedziała i wskazała kopytkiem na jakąś stertę przykrytą białą płachtą.

Twilight widziała oczami wyobraźni Kryształowe Serce w kawałkach. Już raz tak się stało i też przez jej bratanicę, ale teraz brakowało trzech alikornów do wykonania zaklęcia. Było źle, a nawet bardzo źle. Odzyskała cenny diament po tylu latach i znów tak po prostu przepadł. Świetnie.

Jednak był jeden plus w tej sytuacji. Flurry Heart nie poznała przeszłości, czyli na szczęście nie prysła więź zaufania między nimi tworzona przez ogrom czasu. Odetchnęła z ulgą, gdy spojrzała na to wydarzenie z innej strony.

Podeszła do białej płachty i, używając magii, zdjęła ją ostrożnie. Błękitny artefakt leżał na ziemi roztłuczony na kilkaset małych części. Emanował nieznacznym blaskiem, ale i tak już nie będzie można wytworzyć Magii Miłości za jego pomocą. Westchnęła ciężko i pochyliła się nad sercem, unosząc w górę dwa ostre kawałki. Spojrzała w ich wnętrze. Od razu ujrzała tam siebie, patrzącą zimnym wzrokiem na umierającą Cadance. Można było odnieść wrażenie, że wcale nie zamartwia się utratą klaczy, a wręcz cieszy się z jej śmierci.

Władczyni nawet nie zorientowała się, kiedy w jej oczach zaszkliły łzy. Jedna ośmieliła się spłynąć po jej policzku, upadając cicho na podłogę. Zamknęła mocno powieki, odganiając resztę słonych kropel i wyprostowała się. Odwróciła się szybko w stronę miejsca, gdzie wcześniej stała jej bratanica. Nie było jej tam. Ogarnęła wzrokiem całą komnatę i zauważyła ją przy drzwiach, próbującą chwycić klamkę.

- Dlaczego wychodzisz? Aż tak ci się spieszy? – zapytała, na co Flurry lekko zadrżała. Twilight zaczęła iść w jej stronę.

- Nie, znaczy... Myślałam, że jak już zauważyłaś to... serce, to pozwolisz mi wyjść – tłumaczyła, wahając się.

- Nie przypominam sobie, żebym coś podobnego stwierdziła – rzekła. Nadal posuwała się bezszelestnie w jej stronę, piorunując ją wzrokiem. – Dlaczego mi nie powiedziałaś o tym nagłym... wypadku? Chciałaś to ukryć przede mną? Po co w ogóle zabrałaś Kryształowe Serce? Wiedziałaś doskonale, że nie możesz. Zakazałam ci.

- Nie, proszę, przestań już, ciociu – szeptała jasnoróżowa księżniczka. – Nie chciałam, by to się stało, ale widok przeszłości zmusił mnie do tego. Wiesz, że pragnę zobaczyć moją mamę. Lecz ty nigdy mi na to nie pozwalasz! Mam tylko jedno pytanie... Dlaczego?

- Chcesz zobaczyć Cadance? Proszę bardzo! – krzyknęła, używając zaklęcia. Z jej rogu wystrzeliło jasne światło. Przybrawszy postać różowej alikorn, odłączyło się od źródła magii, zostając w powietrzu. Flurry Heart spojrzała na iluzję, badając każdy fragment ciała kucyka. Jej marzenie nareszcie się spełniło.

Usłyszała jeszcze trzask zamykanych drzwi, ale nie przejmowała się. Teraz liczyło się tylko to, że osiągnęła swój cel.

✓ My Little Pony: Proroczy senOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz