Czas leciał nieubłaganie i po kilku tygodniach morderczych treningów, awantur z ojcem, wciąż nieznośnie nadciągających do mnie esemesów od anonimowego szantażysty, a także show biznesowej sielanki z Zaynem, nadszedł dzień turnieju. Od rana biegałam po domu niczym poparzona, próbując jak najlepiej przygotować się do niemalże śmiertelnej dawki stresu, która czekała mnie podczas konkursu. Matty calutki weekend spędzał pod opieką rodziców Eveline, co sprawiało, że miałam nieco mniej na głowie, jednak mimo to z niczym nie mogłam się wyrobić.
- Vera, do jasej cholery, pospiesz się! Spóźnimy się, zdyskwalifikują nas i tyle będzie z naszej wygranej!- nie cierpliwił się Charles, pospieszając mnie już po raz trzeci.
Wiedziałam, że w jego słowach jest sporo racji, jednak nic nie mogłam poradzić na to, że przez całe te zamieszanie, nie mogłam się zebrać. Za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że jestem gotowa i możemy wychodzić, nagle przypominało mi się, że czegoś nie wzięłam lub jak było to za drugim razem, nie wyłączyłam żelazka. Rzecz może i błaha, ale dom mógłby pójść przez nią z dymem.
- Jestem gotowa- oznajmiłam w końcu, zagarniając do ręki klucze i z nerwowym uśmiechem spoglądając w stronę chłopaka.
- Taa, już to słyszałem- mruknął rozzłoszczony, po czym ruszył ku wyjściu.
Postanowiłam nie komentować jego słów. Obrzuciłam jedynie dom ostatnim spojrzeniem, w głowie dokładnie analizując, czy tym razem na pewno wszystko wzięłam, po czym zakluczyłam drzwi i z pokrzepiającym westchnieniem ruszyłam za blondynem.
Droga do centrum muzyki i tańca przeleciała nam szybko. O tej porze na szczęście uniknęliśmy korków i zaledwie kilka minut przed godziną siedemnastą byliśmy już na miejscu. Wyglądało na to, że ze wszystkich uczestniczących w konkursie par, dotarliśmy jako ostatni. Starałam się jednak nie myśleć o tym w kategorii złego omenu i z niepodobną do siebie pogodą ducha pożartowałam nawet na ten temat wraz z kobietą, która po wejściu do budynku wręczyła nam identyfikatory i poinformowała nas gdzie powinniśmy się udać.
W większości uczestnicy rozgrzewali się już na backstage'u i robili ostatnie mini próby swoich występów, kiedy my zdyszani i lekko oszołomieni ze stresu wbiegliśmy na miejsce przeznaczone dla tancerzy. Po krótkiej obserwacji swoich rywalek zaczęłam trochę żałować, że nie wynajęłam kogoś kto by mnie uczesał i pomalował. Dziewczyny prezentowały się niczym modelki wyciągnięte wprost z rozkładówki Vouge'a, natomiast mój skromny i naturalny makijaż wyglądał dość blado na ich tle. Od zawsze jednak uznawałam, że tancerki mają przykuwać uwagę swoimi umiejętnościami, a nie wyglądem, dlatego też i w tym przypadku miałam zamiar trzymać się tej zasady i lśnić na parkiecie swoim tańcem, a nie powiekami.
Czułam się już całkiem rozgrzana i w stu procentach gotowa do występu, kiedy do moich uszu dobiegły jakieś krzyki. Ciężko było w tym harmidrze rozróżnić pojedyncze słowa, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż odnosiłam wrażenie, że ktoś mnie woła. Po którymś razie rozejrzałam się po sali, aż mój wzrok zatrzymał się na Eveline, która wesoło i energicznie machała w moją stronę. Dopiero po chwili zauważyłam Zayna, który z nikłym uśmiechem na twarzy, stał tuż obok niej. Rzuciłam ręcznik w kąt i czym prędzej pobiegłam w ich stronę.
- Przyszliśmy życzyć Ci powodzenia- zaczęłam od razu blondynka, po czym bez żadnego ostrzeżenia zagarnęła mnie do uścisku.
Rozbawiona poklepałam ją delikatnie po plecach, po czym zerknęłam w stronę Malika. Wyglądał jakby nie do końca wiedział jak się zachować. Zupełnie niczym nie on trzymał się nieco na uboczu i spokojnie oczekiwał aż skończymy i nadejdzie jego kolej. W jego postawie nie było nic pretensjonalnego, przez co zaczęłam zastanawiać się, czy to nasze ostatnie spotkanie go tak odmieniło, czy po prostu pilnował się ze względu na ludzi, którzy mogli nas w tym czasie obserwować. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu, ani też ochoty na dłuższe rozmyślanie, dlatego szybko odrzuciłam je od siebie i niewiele myśląc, posłałam mu delikatny uśmiech. O dziwo chłopak natychmiastowo go odwzajemnił, a ja poczułam, że robi mi się nieco cieplej na sercu. Jego miłe zachowanie, lecz nie te, które serwował mi przy ludziach, na pokaz, a te zupełnie szczere i prawdziwe, wciąż sprawiały, że zaczynałam wierzyć, że ta znajomość rzeczywiście może jeszcze prowadzić do czegoś dobrego. Tak było również i tym razem.
Eve w końcu się ode mnie odkleiła i najwyraźniej chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak widząc, że wymieniamy z Zaynem spojrzenia, burknęła tylko, że zobaczymy się po wszystkim, a zaraz później zniknęła gdzieś w tłumie.
- Powinienem chyba też cię przytulić. To chyba to co zrobiłby przykładny chłopak?- podsunął brunet, a ja jedynie bezmyślnie kiwnęłam głową.
Nie musiałam czekać na jego reakcje zbyt długo. Nim ponownie zdążyłam nabrać powietrza do ust, Zayn objął mnie, wciskając moją twarz wprost na swój tors. Całkiem nieświadomie zaciągnęłam się zapachem jego męskich perfum, delikatnie przymykając przy tym powieki. Było w tym uścisku coś tak intymnego, że miałam wrażenie, że moje policzki w sekundę nabrały koloru dojrzałego pomidora. Po chwili stania w kompletnym bezruchu, Malik zaczął delikatnie gładzić moje plecy, a ja poczułam się tak, jakby dokładnie tam było moje miejsce na ziemi, właśnie w jego ramionach. Błogość, która mi przy tym towarzyszyła, nie trwała jednak zbyt długo. Zasadniczo dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmi to nawet w moich myślach, dlatego odchrząknęłam cicho, próbując oswobodzić się z uścisku.
- Muszę już iść- powiedziałam przepraszająco, uciekając wzrokiem jak najdalej od zawiedzionej miny chłopaka.
Nie rozumiałam go. Jego zachowanie było dla mnie tak nielogiczne, że w żaden sposób nie potrafiłam ogarnąć tego swoim umysłem. Emocjonalna sinusoida, którą serwował mi Zayn na co dzień powoli doprowadzała mnie do obłędu. Tylko on potrafił być dla mnie najmilszą i najbardziej wyrozumiałą osobą na świecie, żeby zaraz potem zrównać mnie z ziemią. O ile na początku można było zauważyć w tym prostą zależność, tak w późniejszym czasie jego nastroje zmieniały się bez żadnego powodu, a przynajmniej bez takiego, który byłabym w stanie dostrzec.
- Powodzenia Vera- powiedział cicho, po czym bez ostrzeżenie musnął swoimi wargami mój policzek.
Cała ta scena całkowicie zbiła mnie z pantałyku i jeszcze długą chwilę po tym, kiedy chłopak zostawił mnie samą i wrócił na widownię, ja stałam, nie mogąc się ruszyć i doprowadzić swoich myśli do porządku.
YOU ARE READING
Whopper
FanficCzy byłbyś w stanie zrobić wszystko, aby spełnić swoje marzenia? Poświęcić się, aby w końcu móc wziąć życie we własne ręce? Jej głównym celem okazała się przyszłość, jaką pragnęła wieść. Jego mieć święty spokój i alibi na każdy wybryk. Spotkali się...