Rozdział 7

214 15 0
                                    

          Czas przelatywał mi między palcami i nawet nie zauważyłam, gdy minęły trzy tygodnie od urodzin Mattego. Zdjęcie szczęśliwej rodziny wylądowało na czterech okładkach gazet plotkarskich oraz wbiło się na ranking najbardziej wyświetlanego zdjęcia w Internecie. Nie mogłam nic na to poradzić, więc postanowiłam zająć się sobą i swoją taneczną karierą. W studio mieliśmy masę pracy, ponieważ nasza grupa miała dwa miesiące, żeby przygotować się do corocznych zawodów, a ludzie nie wiedzieć czemu tracili zapał. Jedynie Charles i ja okazywaliśmy nadmierne zainteresowanie zwycięstwem, dlatego sami zgłosiliśmy się do jednej z kategorii. Postanowiliśmy zaszaleć i tym razem nie wybraliśmy hip-hopu, jak zawsze, a jazz, w którym tak na dobrą sprawę byliśmy kompletnie zieloni. Był to odważny ruch, ponieważ konkurencja z roku na rok podnosiła poprzeczkę, a ja chwilami zaczynałam poważnie zastanawiać się nad tym, czy była to dobra decyzja i czy rzeczywiście sobie poradzimy. Teraz jednak nie było już odwrotu i chcąc nie chcąc musieliśmy dalej brnąć w ten pokręcony wir tańca i ciągłego powtarzania dokładnie tego samego układu.

          Londyn od kilku dni zaszczycał nas deszczem i ponurą pogodą, więc całe dnie spędzaliśmy w studiu, próbując wykończyć choreografię oraz popracować nad naszą techniką. W zeszłym roku wygrała para, której taniec wypełniony był uczuciami i emanowała od nich silna więź. Nam brakowało do tego cholernie dużo, ponieważ traktowaliśmy się jak dobrzy kumple, a nie jak dwójka osób, których łączą jakieś silniejsze uczucia. Była to nasza pięta Achillesowa, nad którą ciężko pracowaliśmy. Dzisiaj szło nam wyśmienicie, oboje mieliśmy wrażenie, że przekonująco wykonujemy swoje ruchy i panujemy nad naszą mimiką. Jeden krok bliżej do zwycięstwa.

          - Nagrajmy to - powiedział w końcu Charles.- Żebyśmy wiedzieli, co mamy poprawić.

          Tak więc rozstawiłam statyw i aparat, i zatańczyliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy. Staraliśmy się, aby każdy nasz ruch był precyzyjny, a żadna, nawet najmniejsza pomyłka, nie zakłócała przebiegu choreografii. Przez chwilę naprawdę zatraciliśmy się w tańcu i gdy obejrzeliśmy film, wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi.

          - Wyślę ci go dzisiaj, okej? - powiedział blondyn, kiedy pakowaliśmy swoje rzeczy.

          Byłam cholernie zmęczona, a jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic, jednakże to wyczerpanie miało również swoje plusy. Dzięki niemu czułam się spełniona, dokładnie tak, jakbym dzięki temu wiedziała, że na sto procent dałam z siebie naprawdę wszystko. W tamtej chwili mogłam przenosić góry, a przynajmniej tak mi się wydawało.

          - Będę czekała.

          Dałam mu buziaka w policzek i pomaszerowałam do samochodu. Była godzina szesnasta, a ja na siedemnastą umówiłam się z Eveline w najlepszej kawiarni na świecie. Musiałam wziąć szybki prysznic i trochę przekroczyć prędkość, aby zdążyć na czas, ale ostatecznie dotarłam na miejsce niespóźniona. Panna Berry siedziała już w naszym stałym miejscu i zawzięcie czytała jakiegoś szmatławca.

          - Zamówiłam nam już - powiedziała, nawet nie podnosząc wzroku.

          - Też cię miło widzieć, Eveline.

          Usiadłam na swoim miejscu i dopiero teraz zauważyłam, co czyta moja przyjaciółka. Na pierwszej stronie widniało ogromne zdjęcie One Direction, a obok niego mniejsze sylwetki mnie i Zayna. Cóż, nasz związek nadal przynosił dużo sensacji i wzbudzał negatywne emocje wśród fanek. A Modest na siłę próbował to zmienić.

WhopperWhere stories live. Discover now