To był zwykły czwartkowy poranek, nic wielkiego się nie działo - jak zawsze zresztą. Cicho wzdychając podniosłem się ze swojego ciepłego łóżka, za którym z pewnością będę tęsknić aż do godziny dwudziestej. Ubrałem na stopy puchate kapcie i skierowałem się w stronę kuchni, żeby zrobić sobie mocną pobudzającą kawę, której tak naprawdę o poranku każdy potrzebował. Stukałem paznokciami o marmurowy blat czekając na wodę, czas okropnie się dłużył a w całym domu unosiła się cisza oraz samotność. Moje alergie nie pozwalały na trzymanie jakiegokolwiek zwierzęcia z puchatą sierścią, a tylko takie mi się podobały. Musiałem żyć sam. Chciałem kochać, być kochanym. Chciałem przeżyć jakąś przygodę, ale byłem na to zbyt leniwy a żadnej motywacji nie widziałem. Odetchnąłem z ulgą kiedy woda się zagotowała, dźwięk wyłączającego się czajnika oderwał mnie od myśli. Zalałem kawę i jedynie ją posłodziłem. Była czarna, ciemna zupełnie jak oczy chłopaka mieszkającego obok. Był taki piękny.
Widywałem go za każdym razem kiedy o godzinie ósmej wychodziłem do pracy. Zawsze się ze mną witał - z czystej uprzejmości? Wyglądał tak niewinnie kiedy zimne powietrze uderzało jego twarz a wszystkie włosy leciały mu na oczy. Jego różowawe policzki prosiły się o subtelne pocałunki, a ja sam nie wiedziałem jak wyglądam patrząc się na niego.
Nie wiedziałem jak ma na imię, ale jego nazwisko bardzo mnie przyciągało. "Lee" miało coś w sobie, coś czego sam nie umiałem opisać. Delektowałem się smakiem ciepłego napoju od którego byłem uzależniony. Inni uwielbiali narkotyki, alkohol - a ja kawę. Spojrzałem na zegarek i od razu pobiegłem do garderoby, w pośpiechu wybrałem jakieś odpowiednie ubrania i jedynie zdążyłem się uczesać. Nie chciałem się spóźnić do swojej wymarzonej pracy. Pracowałem w małej kawiarence, ale nie miałem do niej żadnych zastrzeżeń. Była ciepła i w powietrzu unosił się zapach kawy - to był po prostu raj dla moich nozdrzy.
Wyszedłem z domu i zerkałem dyskretnie na drzwi mieszkania chłopaka - miał dzisiaj zamiar wyjść? Westchnąłem cicho i udałem się na przystanek autobusowy. Miałem w tym momencie nadzieje, że tym razem autobus przyjedzie na czas i nie spóźnię się do pracy na której bardzo mi zależało. Czas bardzo się dłużył. Zerkałem na zegarek co kilka minut uderzając delikatnie nogą o chodnik. Byłem niecierpliwy a sam fakt, że autobusu jeszcze nie było bardzo mnie denerwował. Rozglądałem się dookoła. Czekałem i czekałem. Widząc chłopaka kierującego się w stronę przystanku zamarłem i wlepiałem swój wzrok w jego twarz. Mój oddech przyśpieszał z każdym jego następnym krokiem. Usiadł obok mnie - czy to pora na śmierć? Wziąłem kilka głębszych oddechów i uśmiechnąłem się delikatnie. Zerknąłem na niego ponownie i podałem mu swoją dłoń. Myśli w tym momencie naprawdę by mnie zabiły. - Cześć, jestem Hyungwon. Chae Hyungwon, mieszkamy obok siebie. - zaśmiałem się nerwowo widząc jak chłopak ściska moją dłoń. - Jestem Lee Minhyuk. - jego ciepły głos oraz ten uśmiech sprawił, że mój stres zniknął.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę ponieważ mój autobus już podjechał, pożegnałem się z chłopakiem i wsiadłem do pełnego ludzi pojazdu. Rysowałem jego portret na zaparowanej szybie, spoglądałem ciągle w jedno miejsce i cicho wzdychałem. Widząc przystanek na którym musiałem wysiadać od razu oderwałem się od niewygodnego siedzenia i podszedłem do automatycznych drzwi. Skierowałem się w stronę swojego miejsca pracy i wszedłem do środka witając się ze swoim przyjacielem wycierającym szklanki do latte.
CZYTASZ
On ne voit bien qu'avec le coeur, l'essentiel est invisible pour les yeux.
FanficOpowiadanie o młodej miłości, która zaczęła się od zwykłej rozmowy a zakończy się wspólną śmiercią. Uwagi: Zmieniono wiek postaci oraz bohaterowie nie mają nic wspólnego ze światem gwiazd. Zastrzeżenia: Będą sceny w których bohaterowie b...