Wszystko od nowa 1

38 3 1
                                    

Czasami robimy to co inni nam mówią. A w przypadku rodziców jest to nie uniknione. Za "namową" swojej zawsze pogodnej, ale nieodpowiedzialnej mamy, na okres drugiego szkolnego semestru zostałam zmuszona do tymczasowego zamieszkania u dziadków.Oczywiście moja mama uważa że tak będzie najlepiej, gdy ta wyjedzie z narzeczonym na Bermudy.Rozumiem ją. Mama ciężko pracuje, ma prawo do wakacji, ale nie jestem małym dzieckiem, potrafiłam bym o siebie zadbać.Można powidzieć że nawet jestem bardziej rozważna od niej.Gdyby tylko tata żył, nie było by tego całego zamieszania.Zostałam bym w swoim rodzinnym New York'u i nie musiałam bym wyjeżdżać do takiej rudery jak Asotin. Z przeprowadzką wiąże się zmiana szkoły i przyjaciół, a z tego co mi wiadomo po tacie dostałam nieśmiałość. Mam obawy przed pierwszym dniem w szkole, ale tym będę martwić się jutro. Póki co muszę skupić się na tym aby nie pomylić samolotów, bo znając mojego pecha jest to możliwe.
-Uważaj tylko na siebie i nie zapomnij zadzwonić!-zawołała.
-Dobrze mamo, nie martw się!-odpowiedziałam jej szczerze.
Usadzając się wygodnie na siedzeniu pasażera samolotu sięgnęłam po najciekawszą lekturę i wzięłam się za czytanie.Lot minął mi bardzo szybko i przyjemnie. Jako dziecko byłam przyzwyczajona już do tak długich podróży. Co wakacje gdzieś lecieliśmy samolotem, ponieważ mama kochała podróże, a jak wybierała wakacje to pewnie na drugi koniec świata.
W samolocie właśnie został ogłoszony komunikat że zbliżamy się do lądowania.Posłusznie zapięłam pasy, czekając aż będziemy na ziemi.
-Mary!-wrzasnął siwy staruszek, gdy wychodziłam z samolotu.
-Dziadek?
-Tak się zmieniłaś! - rozpromienił się.
-Dziadek! - krzyknęłam rzucając mu się na szyję.
-A o bagażu już nie pamiętasz? - powiedział szeroko się uśmiechając.
-A no racja, zaraz wracam!
-Tylko szybko, bo nie będę czekał - uśmiechnął się jeszcze szerzej.
W samochodzie nic nie mówiliśmy, pomijając ostrzeżenie dziadka, gdy wsiadłam do samochodu aby zapiąć pasy . Nie na widzę takich momentów. Nagle tak od niechcenia palnęłam co kol wiek aby zagłuszyć ciszę.
-Co tam w Asotin?
-Dobrze, dużo się zmieniło od twojego ostatniego przyjazdu. Wybudowali nową bibliotekę, wyremontowano domy i szpital oraz na nieszczęście się wprowadziło parę nowych rodzin.
-Dziadku rozumiem że nie przepadasz za sąsiadami ale bez przesady.
-Nie o to chodzi, nawet nie wiesz jakimi dziwakami są Anderson'owie.
-Jesteś dziecinny.
-Jak zobaczysz to zrozumiesz - chrząknął - Ich syn będzie chodził z tobą do szkoły. Będę miał na niego oko.
Będąc w swoim pokoju poczułam ulgę. Albo powiem że był to pokoik skromny. Ściany były pomalowane na niebieski kolor a okno wpuszczało masę światła.Poczułam się jak w domu. Hm..jest dopiero wpół do dziewiętnastej, mam resztę dnia dla siebie, co by tu zrobić? Ahh tak, zapomniałam wyprasować sobie ubrań na jutrzejszy dzień. Z szafy wyciągnęłam byle co, tylko aby nie zwracało dużej uwagi.
Chyba dzisiaj pójdę wcześniej spać, mam nadzieję że dziadek nie będzie mnie potrzebował. Babcia z pracy wraca dopiero o pierwszej. Kładąc się na łóżko od razu zasnęłam, chyba podróż tak na mnie zadziałała. A to dziwne, bo nie czułam się zmęczona.Dzisiejsza noc minęła mi bardzo dobrze. Łóżko jest na tyle wygodne że prawie nie czułam różnicy między tym a moim w domu.
-Idealny dzień na pierwszy dzień w szkole - powiedziałam sarkazmem cicho do siebie - deszcz leje jak ta lala.
Zeszłam na dół, starając się się nie budzić reszty domowników, jednak babcia była już na nogach.
-Witaj, kochana. Wyspałaś się? - babcia jak zwykle w dobrym humorze, już wiem po kim moja mama to ma.
-Yyy...tak tak, bardzo wygodne łóżko - powiedziałam przez zamglone oczy od snu.
-Zostało kupione za granicą - pochwaliła się babcia - A to patrz, dzisiaj również wstałam prawą nogą - podeszła do mnie, uśmiechając się i wręczając talerz z dopiero zrobionymi naleśnikami.
-Dziękuje za śniadanie.
-Nie ma za co, w końcu do czegoś tutaj jestem- odpowiedziała cicho się śmiejąc.
Do szkoły miałam jak zwykle na siódmą. Po zjedzeniu śniadania przygotowanego przez babcię, wzięłam prysznic i ubrałam się w wyprasowane wczoraj ubrania.Gdy przekroczyłam już próg domu, nagle cofnęłam się.
-Babciu, a jak ja mam dojechać do szkoły? - gdzie się szkoła znajdowała wiedziałam dobrze. Również wiedziałam że znajduje się ona dobre 5 kilometrów od domu dziadków.
-Możesz pożyczyć auto dziadka, na pewno się nie obrazi.Znajduję się ono w garażu.
Pewnie było to samo auto, którym jechaliśmy z lotniska pod dom.W garażu stał stary i wykończonym życiem Fiat 126p.
-Mary weź się w garść, to tylko zmiana szkoły, wszystko będzie dobrze - mówiłam tak do siebie dobre pięć minut, siedząc w aucie. Musiało wyglądać to przekomicznie.
Wysiadając z auta rozległo się wielkie echo śmiechu dookoła mnie. Wszyscy uczniowie na parkingu zaczęli się śmiać. Zdezorientowana nie wiedziałam o co chodzi.Zamarłam. Czyżby zauważyli że gadałam do siebie w aucie i uznali mnie za chorą na umyśle? A może założyłam na odwrót bluzkę, a może buty? Spojrzałam po sobie. Wszystko było na miejscu. Dlaczego oni się do cholery śmieją? Znieruchomiałam. Rozejrzałam się dookoła. Każde twarze śmiały się oprócz jednej. Chłopak stojący niecałe trzydzieści metrów ode mnie miał zniesmaczoną minę.Patrzył na mnie z pod byka. Jak gdyby chciał mnie zabić. Przyznam że był on wyjątkowo przystojny. Jego blada cera kontrastowała, z jego czarnymi oczami i ciemnymi, roztrzepanymi włosami. Miał cudną twarz. Taką perfekcyjną, dokładną i gładką. Wyglądał jak model. Od razu zauroczyłam się w jego wyglądzie. Zrozumiałam o co chodzi. Wszyscy śmieją się z mojego auta. Kto by w tych czasach jeździł takim gradem?
Nie zważając na uczniów dookoła mnie popędziłam do szkoły.
-Witam, jestem profesor Alec Smith- podał mi rękę w uprzejmym geście - będę cię uczył chemii. Proszę zająć wolne miejsce.
Uff..na szczęście na końcu była pusta, samotna ławka. Dziękowałam Bogu że nikt tu nie siedział. Posłusznie usiadłam w ławce i wyjęłam potrzebne książki.
-No co my tu, a no tak przechodzimy do lekcji.Proszę otworzyć... - nie dokończył,przerwało mu pukanie do sali - proszę!
-Przepraszam profesorze za spóźnienie- był to ten sam chłopak, którego widziałam na parkingu.Z bliska był jeszcze piękniejszy.Zabrało mi wdech w piersiach.
-Dobrze już siadaj, minęła nie cała minuta.
Znowu to samo spojrzenie.Patrzył na mnie z taką wrogością że nie dało by rady to opisać.Podszedł i usiadł w ławce obok mnie ponieważ, inne nie były wolne.
-Musiałaś tutaj usiąść?- szepnął z irytowaniem.
-Nie było...innych wolnych... przepraszam - za jąkałam.
Nie odpowiedział.
Po zakończeniu lekcji szłam holem do wyjścia, jednak usłyszałam pewną rozmowę, więc zatrzymałam się na chwile. Wiem, nie powinnam była tak robić.
-Nie, nie o to chodzi.Jest jakiś sposób na zmienienie klasy?
-Niestety nie ma wolnego miejsca.
Czy to był ten sam chłopak który, siedzi ze mną w ławce? Nie znałam dobrze jego głosu, ale miałam przeczucia że to on.

SEKRETOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz