Prolog cz. 2

465 37 4
                                    


 Właściwie to Anathia nie jest moim prawdziwym imieniem.

 Moje pełnie imię to Angie Elizabeth Harris, ale od lat go nie używałam.

 Dlaczego Anathia?

 Bo tak nazywa się zwierzę, w które mogę się zmienić. Skąd to wiem? Nie mam pojęcia. Ale to jedyna rzecz, jakiej od zawsze byłam stuprocentowo pewna.

 To, w co się zamieniam, nie jest do końca wilkiem. Tylko wyglądem mogę uchodzić za wilka.

 Jestem szybsza niż gepard.

 Moje pazury są ostre jak noże.

 Moja skóra może wytrzymać kilka strzałów z pistoletu albo karabinu lub cięcie nożem.

 Moje kły mogą przegryźć stal.

 Moje uszy mogą usłyszeć bzyczenie komara 2 kilometry dalej.

 Mój nos może wyczuć innych osobników w promieniu kilometra.

 Moje oczy widzą doskonale nawet w nocy.

 Fajnie, no nie?

 Nie sądzę. Ta moja druga forma zawsze utrudniała mi życie. Nie mogłam mieć normalnego, radosnego dzieciństwa. Nie mogłam być normalną, buntowniczą nastolatką, wkurzającą się na swoich rodziców. I pewnie nigdy nie będę mogła imprezować jako dwudziestolatka, wyjść za mąż i urodzić dzieci jako trzydziestolatka, cieszyć się życiem jako czterdziestolatka, przechodzić kryzys wieku średniego jako pięćdziesięciolatka, przejść na emeryturę jako sześćdziesięciolatka, odpoczywać jako siedemdziesięciolatka, ani umrzeć w spokoju jako osiemdziesięciolatka. Takie życie jest dla mnie jak najcudowniejszy sen.

 Jednak mam to, co mam. 

 Chatkę w lesie. Chwilowy spokój. No i moje przekleństwo.

 Gdy miałam 18 lat, postanowiłam wieczorem pójść do mojego domu i poobserwować z zewnątrz, co się zmieniło. Okno mojego domu wychodziło centralnie na las, w którym mogłam się schować.

 Bez problemu odnalazłam w lesie otoczony siatką ogród moich rodziców.

 W domu paliły się światła. Przez okno mogłam zobaczyć moją mamę.

 Pomimo nie tak już młodego wieku, wyglądała pięknie, kwitnąco. Na jej twarzy malowało się szczęście. Długie, brązowe włosy, które zapamiętałam jako wiecznie rozczochrane, były związane w piękny warkocz na boku.

 Jednak jedna rzecz sprawiła, że ta noc odmieniła moje życie. A raczej dwie rzeczy. Dzieci.

 Jedno moja mama trzymała na rękach. Miało może ze trzy miesiące. Była to z pewnością dziewczynka. Mama tuliła ją do siebie i szeptała czułe słówka.

 Drugie, chłopczyk, na oko trzyletni, był uczepiony jej sukienki. Zapewne prosił ją, żeby go też wzięła na ręce, choć był już duży.

 Mój tata próbował go odciągnąć od mamy, ale po chwili zrezygnował. Wziął chłopca na ręce i przytulił się do mamy.

 Dotarły do mnie dwie rzeczy.

 Pierwsza, że są szczęśliwi. Bardzo szczęśliwi. Beze mnie. Bez ich pierwszego dziecka.

 Druga, że te dzieci to moje rodzeństwo. Mój brat i moja siostra.

 Do oczu napłynęły mi łzy. Gorzkie, słone łzy. Łzy wściekłości. Jak oni mogą?! Ich pierwsza córka od trzech lat żyje sama w lesie, a oni robią tu sobie super rodzinkę?!

 I straciłam kontrolę. Przemieniłam się.

 Nie wiedziałam, co robię.

 Jednym susem przeskoczyłam prawie dwu metrową siatkę i po prostu wskoczyłam do domu, rozbijając szkło, jakby to był papier.

Moja mama wrzasnęła i upuściła dziecko. Ja rzuciłam się na nią.

 Tata przyniósł kuszę ze schowka i strzelił do mnie, jednak niecelnie.

 To dało mi czas, aby skoczyć również i na niego.

 Zdziwiła mnie tylko jedna rzecz- chłopczyk nie płakał. Obserwował to wszystko z cichą uwagą.

 Już miałam się na niego rzucić, ale nagle coś jakby mi uderzyło do głowy i zatrzymałam się w pół skoku. W miejscu znowu zamieniłam się w człowieka.

 Rozejrzałam się po pokoju. Moja matka leżała na podłodze, z rozrzuconymi włosami i rękoma. Z wielkiej rany na jej szyi, ciurkiem lała się krew. To ja ją tam ugryzłam.

 Tata również leżał na ziemi. Wciąż z kuszą w ręku, zastygł z miną przerażenia i krzyku na twarzy. Miał taką samą ranę jak mama.

 Co ja zrobiłam?

 Jeszcze raz obejrzałam pokój i mój wzrok zatrzymał się na chłopcu.

 Miał jasne włosy i piękne, głębokie, mądre, brązowe oczy. Był ubrany w dżinsy i czerwony sweterek. Mój brat.

 Patrzył na mnie. Był wyraźnie skupiony. W jego oczach nie widziałam ani strachu, ani żadnego innego uczucia. Tylko skupienie. Jakby próbował coś sobie przypomnieć. Nagle otworzył usta i dziecięcym głosem powiedział:

 -Angie.

 Przeraziłam się. Kątem oka spojrzałam jeszcze na dziewczynkę , która przeżyła upadek i dopiero teraz zaczęła kwilić, budząc się. Zaalarmowana głosami nadchodzących sąsiadów, którzy musieli słyszeć krzyk mamy i strzał z kuszy podbiegli pod dom, nie przemieniając się wyskoczyłam z domu i uciekłam do lasu. Po chwili jednak, zanim straciłam dom z pola widzenia, obejrzałam się.

 Chłopiec stał na tarasie i wciąż się na mnie patrzył.


Anathia [Suicide Squad ff PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz