Rozdział 4

328 28 9
                                    

 Budynek był naprawdę ogromny.

 Niepewnym krokiem ruszyłam w stronę najbliższych schodów w nadziei, że zaprowadzą mnie na miejsce. O dziwo, miałam szczęście- na końcu schodów znajdowała się tabliczka z napisem ,,Jadalnia" i strzałką w prawo. Intuicyjnie ruszyłam w tę stronę.

 Dwuskrzydłowe drzwi były otwarte, a zza nich dobiegało do mnie ciche pobrzękiwanie sztućców.  Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Pokój był wielki, a stół niesamowicie długi, choć siedziała przy nim tylko trójka osób.

 Szybko podeszłam do czwartego naszykowanego miejsca i usiadłam przy stole. Podniosłam wzrok i ze zdziwieniem odkryłam, że przede mną siedzi osoba, którą znam. Skyla.

 -Hej  -zaczęłam, uradowana, widząc choć jedną znajomą twarz.

 -Hej -odpowiedziała. W jej głosie wyraźnie było słychać stres.

 Skyla też jest ,,jedną z czterech"?

 Rozejrzałam się. Obok mnie siedział chłopak, chyba w moim wieku. Miał czarne włosy i łagodne rysy twarzy. Nagle zwrócił się w moją stronę, ukazując niesamowite, błękitne oczy. Uśmiechnął się do mnie. W odpowiedzi również automatycznie powtórzyłam gest. Odwrócił głowę i zauważyłam, że ma kolczyk w uchu i tatuaż na szyi, jednak nie byłam w stanie określić wzoru. 

 Obok Skyli również siedział chłopak, wyższy od czarnowłosego. Miał włosy w odcieniu ciemniejszego blondu i zdumiewające, brązowe oczy. Brodę i poliki pokrywał lekki zarost w kolorze włosów. Przyłapałam się, że gapię się na niego chwilę za długo i już miałam odwrócić głowę, gdy on również spojrzał się na mnie. Mrugnął, a ja, nie wiedzieć czemu, zarumieniłam się. To dobry znak- jestem jeszcze zdolna do odczuwania ludzkich uczuć.

 Nałożyłam sobie trochę jajecznicy i tostów, jednak z emocji ledwo byłam w stanie cokolwiek przełknąć. Popiłam wszystko łykiem soku z pomarańczy i czekałam na dalszy przebieg wydarzeń. 

 Przez drzwi wejściowe wszedł doskonale mi już znany żołnierz, którego widywałam z Amandą. Przeczesał nas wzrokiem i gdy upewnił się, że jesteśmy wszyscy, odchrząknął i zaczął:

 -Wiecie, po co tu jesteście? 

 Wszyscy potaknęliśmy.

 -Gówno prawda. Powiedziano wam, że będziecie ratować świat, a czy ktoś został poinformowany, za jaką cenę?

 Tym razem zgodnie zaprzeczyliśmy.

 -Za cenę waszego marnego, parszywego życia. No ale to tylko szczegół, chciałem wam to tylko uświadomić. Nie znacie się, prawda? To pobawmy się w przedstawianie. Blondyna, możesz zacząć. 

 Spojrzałam na Skylę. Zmierzyła żołnierza wzrokiem i zapytała:

  -Może jednak ty zaczniesz, skoro twoje życie jest takie ważne, hm?

 On również zgromił ją spojrzeniem, jednak odpowiedział:

 -Niech ci będzie, co mi tam. Richard Rogers Flag, ewentualnie Rick Flag, wasz dowódca. Macie nie podskakiwać, a ty kochanie możesz teraz już opowiedzieć nam coś o sobie.

 Skyla przez chwilę milczała, z wściekłym spojrzeniem wbitym w Ricka.

 -Jestem Skyla -powiedziała po chwili dobitnym głosem.

 -Tylko tyle? -zapytał Rick z drwiną w głosie.

 -Więcej nie jest ci potrzebne -żachnęła się.

 Żołnierz w odpowiedzi tylko się zaśmiał.

 -To kogo tam mamy dalej? Teraz ty, lalusiu -zwrócił się do chłopaka siedzącego obok Skyli. Ten odpowiedział mu tylko rozbrajającym uśmiechem.

Anathia [Suicide Squad ff PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz