Rozdział 7

29 1 0
                                    

  Po KOLEJNYM zabójstwie w spokoju ruszyłam w stronę osiedlowego sklepu. Zdziwiłam się, ze nikt nie poczuł ode mnie krwi. Wyszłam ze sklepu i poszłam do parku. Siedziałam na ławce, jedząc pączka, gdy poczułam zimny powiew wiatru, mimo gorącego dnia. Gwałtownie się odwróciłam, "Jak mogłam się tego nie spodziewać...", pomyślałam. 

  -Jakim cudem ty dalej żyjesz?! - zapytał z wściekłością Sam. "W końcu jakieś emocje", uśmiechnęłam się w myślach. Rozejrzałam się w koło po czym powiedziałam z ironią:

  -Naprawdę myślisz, że jakiś mięśniak mnie zabije? Proszę cię, czy ty serio jesteś takim bez mózgiem? 

  -Może to dlatego, że teraz zabijasz bez mrugnięcia okiem?

  -Możliwe - powiedziałam i wyszłam na ulicę, kierując się do domu.

  Oczywiście przed blokiem czekała mnie niespodzianka, ale bardzo nie miła. W oknie mojego salonu spostrzegłam jakąś postać, a obok klatki schodowej stali policjanci z samochodami na sygnale. Co się dzieje? To po mnie?! Nie, to nie możliwe. Gdy się uspokoiłam i wyrównałam oddech podeszłam do jednego z policjantów i udając jedną z ciekawskich panienek zapytałam co się stało.

  -Doszło do dwóch zabójstw w tym miesiącu, szukamy jednej z podejrzanych Summer Frank, podobno mieszka w tym bloku, pani też? 

  -Nie, nie ja mieszkam w sąsiednim, na szczęście. 

  -Ale i tak niech się pani pilnuje, do widzenia, miłego dnia życzę - powiedział i odszedł w stronę kolegów z pracy obserwując mnie kątem oka.

  Żeby nie zwrócić na siebie uwagi, spokojnym krokiem ruszyłam w stronę sąsiedniego bloku. "Może powinnam się schronić u Williego?", pomyślałam, ale zaraz odrzuciłam ten pomysł. Nie chciałam mu przysporzyć kłopotów. Co ja mam teraz zrobić? Udać się do hotelu? Nie, tam na pewno policjanci podali już moje imię.

  Nie zmieniło to jednak faktu, że mogłam podać fałszywe nazwisko. Uśmiechnęłam się w myślach, po czym poszłam do najbliższego hotelu. Podałam się jako "Jessica Staff". Nie wierzyłam, że się na to nabrała. Czy policja już nie podaje rysopisu? Powoli ruszyłam schodami w górę. Myślałam, że mi się upiekło, lecz po chwili za sobą usłyszałam szepty. Niech zgadnę, Sam i Kimmi? Ha, wiedziałam. 

  -Czego znów ode mnie chcecie?

  -Tego czego zawsze, cierpienia. - powiedziała to Kim uśmiechając się od ucha do ucha z naciskiem na ostatnie słowo. Lecz Sam dalej pozostał z kamienną twarzą.

  -Nie tylko, Kimmi - przerwał jej Sam - chcemy jeszcze twojego kochanka. 

  -Czyli kogo masz na myśli? - zapytałam z największym spokojem jaki mogłam z siebie wydobyć w takiej sytuacji. Musiałam wyglądać na nie wzruszoną jego słowami, inaczej by się wydało, że kocham Williego.

  -Bardzo dobrze wiesz, kogo.

  -Nie mam czasu dla was. - dlaczego ja ich przyjmuje z takim spokojem?

  -Ale pamiętaj, my zawsze będziemy mieć dla ciebie.

  Co to miało znaczyć? Znowu w nocy nie będę spała... Ale co jeśli oni zranią Williego? Natychmiast muszę do niego zadzwonić. O nie! Nie wzięłam telefonu z domu! Nie pamiętam przecież jego numeru. Muszę się osobiście do niego udać. Ale adresu oczywiście też nie znam. Mam nadzieję, że w moim pokoju jest jakikolwiek komputer lub laptop i oczywiście internet. 

  Godzina 02:14, dalej nie znalazłam adresu domu mojego, jak to określił Sam, "kochanka". Za to około trzeciej nad ranem oczekiwała mnie kolejna nie miła niespodzianka. Ktoś zapukał do moich drzwi i usłyszałam:

  -Otwierać, policja! - czyli dowiedzieli się gdzie jestem. Po cichu podeszłam do komody po wazon z kwiatami i rozbiłam go. Wzięłam odłamek szkła i otworzyłam drzwi. Nie stała tam tylko policja. Był tam też Willy, wyglądał jak zombie, miał podkrążone oczy, jakby nie spał parę dni. Z uszu i twarzy ściekała mu krew. To znaczy, że był torturowany. Złapałam go przed upadkiem, nie okazał się taki ciężki jak się wydawał. 

  -Summer, uciekaj, ona cię złapie!

  -Jaka ona? - nie odpowiedział, przymknął oczy i nie odezwał się już więcej. -Willy... Willy?! Obudź się, proszę! - nie, to nie może być prawda, straciłam kolejnego przyjaciela i jedyną osobę w mieście jaką znałam?! Dlaczego znowu ja?!

  Zaczęłam krzyczeć na cały hotel. Policjanci w drzwiach patrzyli na mnie bez emocji, jakby ktoś im wyprał mózg, usunął im wszystkie uczucia. Jakby byli tylko maszynami do wykonywania rozkazów. Zza drzwi sąsiednich pokojów wychyliły się ciekawskie, zaspane oczy. 

  -Co się dzieje?

  -O co chodzi? - słyszałam niektóre głosy. Patrzyli na mnie, kiedy płakałam nad ciałem Williego. Wzięłam mój odłamek szkła i poderżnęłam gardło wszystkim świadkom całego zdarzenia. Krew trysnęła na ściany korytarza ze wszystkich szyj. Nie chciałam zwrócić na siebie uwagi wychodząc głównym wyjściem, więc korzystając z tego, że nie mieszkam bardzo wysoko skoczyłam z okna równo na chodnik. Ulica na szczęście była pusta, ale zauważyłam jeden ruch w krzakach przy jabłonce. Nagle poczułam, że coś mi zakrywa chustą oczy i przyciska rękę do ust.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 21, 2016 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nowa Ja Where stories live. Discover now