Wpatrzony w martwy bezkres.
Związany krwią z ojcem czasu.
Wybucham grozą...
Ginę pisząc wiersze.
Pragnąłem spotkać mą lubą...
Niknę w otchłani ciemności.
Ciemność ta nasypana blaskiem -
anielskich skrzydeł.
Skrzydeł, z których został tyko proch.
Na około mrok kwitnie.
Źródłem bólu się staje.
Świat, w którym nie ma zbawienia, powija się wokół korzenia - życia.
Zaciska krwawe pazury.
Prostuje - wpycha ku głowie.
Jak ptak zwija skrzydło i rzuca rozpaczą.
Ciemność tą wszyscy odrzucamy?
Może miłość dajemy?
Nic nie zmieni siły mroku.
Ugnijmy na kolana!- spuśćmy głowę nisko,
błagajmy o życie bodząc w bagnie bólu.
Pragniemy dużo, lecz mało dajemy.
Zabijamy błagając o życie.
Widzimy krew na czychś rękach,
nie widzimy siebie- krwią opływających.
Giniemy cicho w szkarłatym deszczu,
czekając na zbawienie.
YOU ARE READING
WypocinyNaŚwiatChorego
PoetryCiche słowa głośnych ust, otulone nadzieją lepszego jutra.