~*Marinette*~
Starałam się jak mogłam, aby znaleźć postać, która tym razem była pod wpływem akumy. Jednak starania i wysiłek na nic. Przeczesaliśmy z Chatem cały Paryż, jednak złoczyńcy ani śladu. Więc...
-...więc z jakiej racji ten budynek miał czelność się zawalić? - histeryzował Kot, gdy nie było innego wyjścia, jak tylko poddanie się w szukaniu.
-Mnie interesuje tylko i wyłącznie jedno. - odparłam, świdrując go wzrokiem. - Dlaczego podczas dotychczasowych misji nikt nie ucierpiał fizycznie?! Zauważyłeś, że dzieje się coś bardzo dziwnego? A teraz o mały włos nikt nie umarł! - wyrzucałam z siebie te słowa. Paliły jak jad węża, jednak musiałam w końcu opowiedzieć o swoich obawach.
Czarny Kot i ja podliczyliśmy straty. Trzydzieści osiem poszkodowanych, 3 budynki zawalone. No i coraz mniejsze zaufanie ludzi do nas.
To było najgorsze.
Jeżeli Paryżanie zaczną się nas bać, lub co gorsza, nie wierzyć nam, mogą się czuć przy nas w niebezpieczeństwie, że nie są chronieni. Będą przerażeni, sfrustrowani, zmieszani. Nie będą chcieli od nas pomocy...
Nie będziemy mogli pomagać. Będą zdani na siebie, a w taki sposób...
ZGINĄ.
-Przestają w nas wierzyć, Tikki... - jęknęłam, gdy po przemianie wróciłam do domu. Cała się trzęsłam, moja mama chciała, abym zmierzyła sobie temperaturę, gdyż wyglądam, jakbym zobaczyła klęskę świata. Z resztą, była bliska prawdy. Z trudem dowlokłam się do pokoju i padłam na łóżko. - Boją się. Wątpią.
Kwami spojrzało mi w oczy. Dostrzegałam w niej wyraz współczucia. Wiem, że w głębi serca jest przerażona, ale ona zawsze zachowuje zimną krew. Nie dała po sobie poznać strachu.
-Ale ty wierzysz. Wierzysz, że razem z Czarnym kotem, możecie zdziałać cuda. Jeżeli wy przestaniecie wierzyć, dopiero wtedy wszystko będzie stracone. - powiedziała, przytulając się do mojego policzka. - A ja wiem, że tak nie będzie.
-Masz rację, Tikki. - odparłam i wstałam z łóżka. krew mi pulsowała, a ja poczułam przypływ adrenaliny. - Ja wierzę.
Stanęłam przy oknie, wpatrując się w odległą Wieżą Eiffla. Paryż, otulony mgiełką snu, oświetlony aurą miejskich świateł wyglądał przecudownie i tak niezwykle jak nigdy dotąd.
-Tikki, kropkuj! - zawołałam i przemieniłam się. - Ladybug, pora znaleźć przyczynę tych dziwnych zdarzeń.
~*Malodie*~
-Cz... czy... czym ty... czym ty jesteś? - wydukałam, patrząc wielkimi oczami na coś, co lewitowało przede mną.
-Nazywam się Yvvi! - powtórzyła, machając swoją kitą. - I jestem twoim Kwami.
-To w końcu jesteś Yvvi czy Kwami? - sapnęłam, nadal starając się utrzymać bezpieczną odległość. To coś zaśmiało się i usiadło na kocyku. Wrzasnęłam i wygrzebałam się z pod niego, wymachując nogami. Kwami, czy Yvvi, obojętnie co, wyłoniło się spod tej sterty.
-Spokojnie, Malodie, spokojnie! - rzekło to coś ze spokojem. - Pozwól tylko, że ci coś wyjaśnię. Zostałaś wybrana.
Spojrzałam na nią dziwnie i z niedowierzaniem.
Ja... wybrana? - zapytałam. Bo niby do czego miałabym być wybrana?!
-Tak jest! - zachichotała Yvvi. - Och, pamiętam, że każdy tak reagował na mój widok.
-Jaki każdy?
-Moi poprzedni posiadacze. - wyjaśniła, jakby to było oczywiście. - Otrzymałaś jedno z Miraculous, pozwalające ci na przemianę w superbohaterkę. Ty jesteś Volpiną. A to jest przedmiot, który pozwoli ci to umożliwi.
CZYTASZ
Miraculous | Unhappy Love [ZAWIESZONE]
Fanfiction"Miała tę scenę przed oczami, chociaż je zamknęła. Koniec. Nic więcej. Jedno, jedyne słowo, które daje kres wszelkim nadziejom. 'My Lady?', usłyszała, choć to było nie możliwe. Zacisnęła oczy mocniej, oddając się bólowi. Słyszała walkę, świst wiatru...