Rozdział 7

81 7 0
                                    

~*Marinette*~

Starałam się jak mogłam, aby znaleźć postać, która tym razem była pod wpływem akumy. Jednak starania i wysiłek na nic. Przeczesaliśmy z Chatem cały Paryż, jednak złoczyńcy ani śladu. Więc...

-...więc z jakiej racji ten budynek miał czelność się zawalić? - histeryzował Kot, gdy nie było innego wyjścia, jak tylko poddanie się w szukaniu. 

-Mnie interesuje tylko i wyłącznie jedno. - odparłam, świdrując go wzrokiem. - Dlaczego podczas dotychczasowych misji nikt nie ucierpiał fizycznie?! Zauważyłeś, że dzieje się coś bardzo dziwnego? A teraz o mały włos nikt nie umarł! - wyrzucałam z siebie te słowa. Paliły jak jad węża, jednak musiałam w końcu opowiedzieć o swoich obawach.

Czarny Kot i ja podliczyliśmy straty. Trzydzieści osiem poszkodowanych, 3 budynki zawalone. No i coraz mniejsze zaufanie ludzi do nas. 

To było najgorsze.

Jeżeli Paryżanie zaczną się nas bać, lub co gorsza, nie wierzyć nam, mogą się czuć przy nas w niebezpieczeństwie, że nie są chronieni. Będą przerażeni, sfrustrowani, zmieszani. Nie będą chcieli od nas pomocy...

Nie będziemy mogli pomagać. Będą zdani na siebie, a w taki sposób...

ZGINĄ.

-Przestają w nas wierzyć, Tikki... - jęknęłam, gdy po przemianie wróciłam do domu. Cała się trzęsłam, moja mama chciała, abym zmierzyła sobie temperaturę, gdyż wyglądam, jakbym zobaczyła klęskę świata. Z resztą, była bliska prawdy. Z trudem dowlokłam się do pokoju i padłam na łóżko. - Boją się. Wątpią.

Kwami spojrzało mi w oczy. Dostrzegałam w niej wyraz współczucia. Wiem, że w głębi serca jest przerażona, ale ona zawsze zachowuje zimną krew. Nie dała po sobie poznać strachu.

-Ale ty wierzysz. Wierzysz, że razem z Czarnym kotem, możecie zdziałać cuda. Jeżeli wy przestaniecie wierzyć, dopiero wtedy wszystko będzie stracone. - powiedziała, przytulając się do mojego policzka. - A ja wiem, że tak nie będzie.

-Masz rację, Tikki. - odparłam i wstałam z łóżka. krew mi pulsowała, a ja poczułam przypływ adrenaliny. - Ja wierzę.

Stanęłam przy oknie, wpatrując się w odległą Wieżą Eiffla. Paryż, otulony mgiełką snu, oświetlony aurą miejskich świateł wyglądał przecudownie i tak niezwykle jak nigdy dotąd.

-Tikki, kropkuj! - zawołałam i przemieniłam się. - Ladybug, pora znaleźć przyczynę tych dziwnych zdarzeń.

~*Malodie*~

-Cz... czy... czym ty... czym ty jesteś? - wydukałam, patrząc wielkimi oczami na coś, co lewitowało przede mną.

-Nazywam się Yvvi! - powtórzyła, machając swoją kitą. - I jestem twoim Kwami.

-To w końcu jesteś Yvvi czy Kwami? - sapnęłam, nadal starając się utrzymać bezpieczną odległość. To coś zaśmiało się i usiadło na kocyku. Wrzasnęłam i wygrzebałam się z pod niego, wymachując nogami. Kwami, czy Yvvi, obojętnie co, wyłoniło się spod tej sterty.

-Spokojnie, Malodie, spokojnie! - rzekło to coś ze spokojem. - Pozwól tylko, że ci coś wyjaśnię. Zostałaś wybrana.

Spojrzałam na nią dziwnie i z niedowierzaniem. 

Ja... wybrana? - zapytałam. Bo niby do czego miałabym być wybrana?!

-Tak jest! - zachichotała Yvvi. - Och, pamiętam, że każdy tak reagował na mój widok.

-Jaki każdy?

-Moi poprzedni posiadacze. - wyjaśniła, jakby to było oczywiście. - Otrzymałaś jedno z Miraculous, pozwalające ci na przemianę w superbohaterkę. Ty jesteś Volpiną. A to jest przedmiot, który pozwoli ci to umożliwi.

Miraculous | Unhappy Love [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz