Rozdział 20

6.8K 398 131
                                    

 Stała w pokoju i patrzyła się w okno, pod jej rękoma była rama od kołyski. Wspominała całą historię, która się zaczęła jakieś czternaście lat temu. Tyle się wydarzyło przez ten cały czas, skończyli gimnazjum, po tym liceum. Następnie poszli na studia. Mieli swoje wzloty i upadki, raz czy dwa się rozstawali, ale nie na długo, tak jak powiedział Mistrz Fu: "Jesteście sobie przeznaczeni". Zwróciła wzrok do kołyski, gdzie leżał blond malec o niebieskich oczkach. Jej i Adriena kochany synek - Louis. Spojrzała na niego z miłością, to była najlepsza rzecz ją spotkała, zaraz po Adrienie i małżeństwie z nim. Wszystko to co teraz miała to dla niej błogosławieństwo. Ann była najlepszą teściową i babcią pod słońcem. Często przyjeżdżała do nich, by zobaczyć wnuka, cały czas przywoziła mu jakieś zabawki czy ubranka albo inne rzeczy.

Pamiętała wszystkie momenty od uwolnienia Pani Agreste. Kiedy pierwszy raz paparazzi dorwali ją i zaczęli krzyczeć pytania na temat ich związku oraz ogólnie znajomości. Oczywiście w najgorszym momencie zjawił się Adrien z parą okularów przeciwsłonecznych, następnie przecisnęli się przy pomocy Goryla do samochodu i pojechali do szkoły.

Kiedy Lila próbowała, razem z Chloe, rozwalić ich związek, całkiem nieźle im szło, ale mimo sporego kryzysu w ich relacjach, wszystko wyszło na prostą.

Kiedy była pierwszy oficjalny obiad obu rodzin, gdzie już tam były sugestie dotyczące ich małżeństwa, do dziś pamięta zażenowanie jej i Adriena oraz jego dłoń, która ściskała jej pod stołem. W sumie, dalej tak robi, gdy widzi zażenowanie czy zakłopotanie u swojej partnerki.

Ich pierwsze randki, które były zaplanowane z dużym zaangażowaniem jak i dokładnością oraz prostotą, żadnych przesadnych elementów, dla niej niczego nie mogło być, a ważne, by był on. Choć czasem miewał dziwne pomysły, jak na przykład wypad na spotkanie kąciku poezji, chociaż żadne z nich jej w ogóle nie czytuję. Od tamtego momentu raz na jakiś czas czytają jakieś tomiki poezji, czasem dla dorosłych, a od jakiegoś czasu również dla tych mniejszych.

Jak zwykle twarz się jej zaczerwieniona gdy pomyślała o ich pierwszym razie i każdym następnym, było to niesamowicie trudne zadanie, żadne nie było doświadczona, więc jak się do tego zabrać, by nie sprawić sobie bólu czy innych nie potrzebnych emocji? Na całe szczęście nawet łatwo poszło.

Ślub... Najpiękniejsze w wydarzeń chyba jej całego życia, wieczór panieński był bardzo... Nie zapomniany. Oraz mimo porannej bieganiny i całego stresu, wszystko wypadło idealnie. Ona idącą do ołtarza w sukni zaprojektowanej przez Gabriela i Ann, ale w dodatkach pomagała jej mama. On stojący przed ołtarzem w idealnie skrojonym garniturze również od jego ojca. Ich oczy, a w nich pełnia miłości, głosy przepełnione miłością i słowa układające się w przysięgę małżeńską.

Nic w wykonaniu Agrestów nie mogło być gorsze niż idealne i cudowne, więc właśnie takie było wesele. Muzyka, taniec, rzut bukietem, który wygrała Aly'a, ale Ann też o to walczyła. A potem noc poślubna... Nie do opisania. Podobnie jak miesiąc miodowy.

Jednak później przyszła małżeńska rutyna, praca, dom, obiad z rodzicami, może raz na ruski rok spotkanie ze znajomymi. Z tego powodu często wynikały kłótnie z krzykiem i fruwającymi talerzami. Jednak później się godzili w fenomenalny sposób, ale wszystko zmieniło dziecko...

No właśnie, dziecko.... Jej mały Louis, ich oczko w głowie, musnęła palcami jego policzek. Poczuła znajome ramiona oplatające jej talię i usta całujące kącik ust.

- Hej... Wróciłem. Tak myślałem, że tu Cię zastanę. - Adrien mimo upływu lat dalej był tak samo zabójczo przystojnym modelem.

- Część, dobrze mnie znasz mój Chaton.... - uśmiechnęła się delikatnie i oderwała wzrok od malca i zwróciła go na męża. Położyła mu dłoń na policzku, ten tylko się w nią wtulił i zamruczał jak kot.  Zachichotała, pozwalała mu znak, by wyszli, po drodze włączyła elektroniczną nianie i druga zabrała ze sobą. Wyszli na taras.

Było jeszcze ciepło, ale już dawało się odczuć chłód zwiastujący zbliżającą się wielkimi krokami jesień. To wszystko zdawało się być jak w jednej wielkiej bajce, rozmawiali, bez kłótni, śmiejąc się jak dobrzy kumple, bo właśnie tak powinno działać małżeństwo w pewnym momencie, Mari podniosła rękę do kolczyków, prawie natychmiast zjawiła się Tikki, pojawiała się ona tylko wtedy gdy tuliła malca do snów. Adrien sięgnął do swojego pierścienia, z którego pojawił się Plagg. Ten natomiast go najczęściej zabawiał. Całe popołudnie upłynął spokojnie aż do momentu pobudki małego. Młodzi rodzice woleli to niż patrole i tylko patrole. Od czasu Władcy Ciem było spokojnie, błogo spokojnie. A plątanina uczuć już dawno przestała istnieć.

~*~

Moi kochani, właśnie skończyłam pierwszą książkę na Wattpadzie jak i pierwszą opowieść. Dziękuję za gwiazdki, komentarze i wyświetlenia. Jesteście cudowni, mam nadzieję, że wam się to opowiadanie podobało. Nie planuje z tego kontynuacji, raczej mam plan by się zająć pozostałymi opowiadaniami. Książka ok. była pisana 1,5 roku, jakby co. Widzimy się w następnych książkach.

Pozdro!

Zaplątani w miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz