Biegłam ile sił miałam w nogach. Serce łomotało mi tak, jakby za chwilę miałoby mi wyskoczyć z piersi. Nie mogłam się zatrzymać, nie teraz. Przeskoczyłam strumyk, zwinnie pokonałam niewielkie płotki oddzielające posesje aż w końcu znalazłam się przed główną bramą.
- To tu - zamruczałam pod nosem z trudem łapiąc oddech - Alice powinna być niedaleko.
Brama była ogromna. Było to jedyne wejście do miasta. Nie mogłeś tam wejść, nie mając ze sobą specjalnego dokumentu okazującego, że jesteś albo Pośredniakiem, albo Rzołdakiem. Znajdy były tam wpuszczane, jeżeli jakimś cudem przekupiły strażnika. Alice z pewnością nie oddałaby żadnemu z nich nawet rakla, więc zważając na jej spryt, pewnie wcisnęła któremuś z nich worek z kamieniami a potem zniknęła z jego oczu.
Wyjęłam z plecaka stary, wyświechtany, zielony płaszcz. Założyłam go i zarzuciłam na głowę głęboki kaptur. Podeszłam do ogromnej brzozy, która rosła niedaleko i ułamałam z niej niewielki kij. Następnie sięgnęłam do kieszonki, z której wyjęłam stary, sfałszowany dokument. Teraz jestem kobietą z pośredniactwa. Podpierając się na kiju, podeszłam do bramy.
- Dokument. - powiedział chłodno strażnik.
- Proszę. - wręczyłam mu dokument, mówiąc lekko zachrypniętym głosem.
- Niby się zgadza, ale...
Nie zdążył dokończyć, a ja zdzieliłam go kijem w krocze i ruszyłam biegiem w stronę rynku.
- Łapać ją! To oszustka! Wezwać Gromy!
Uciekałam, z trudem łapiąc powietrze. Na rynku było bardzo ciasno, więc mogłam się skryć w tłumie. Mijałam coraz to kolejnych ludzi, lecz nie mogłam znaleźć Alice. Weszłam w ciasną, boczną alejkę by złapać trochę świeżego powietrza.
- W tym tłumie nie da się oddychać... - zamamrotałam klękając, by zawiązać sznurowadła u butów.- Ał! - krzyknęłam gdy poczułam jak coś mnie przygniata. Chyba ktoś na mnie wpadł.
- Oj, wybacz... ja tylko...- Tylko co ?! - krzyknęłam otrzepując się z pyłu.
- Szukam kogoś, spieszę się i to bardzo, na prawdę nie chciałam.
Zobaczyłam jak niska, jasnowłosa dziewczyna zbiera pączki, które najprawdopodobniej wypadły jej z kieszeni w wyniku zderzenia. Miała lekko piegowatą twarz. Włosy splecione w luźnego koka, z którego wypadały pojedyncze kosmyki. Na jej czoło swobodnie opadała grzywka, przycięta tak, aby przy skroniach była nieco dłuższa.- Dobra, okej... nic mi nie jest - powiedziałam w pośpiechu, bo zobaczyłam jak dziewczyna od razu po zebraniu swoich rzeczy rusza w stronę rynku.
- Chwila... no tak! Pączki! - powiedziałam do siebie pod nosem - zaczekaj!
Dziewczyna zatrzymała się, lecz nie odwróciła się.
- Kim jesteś ? - zapytała.
- Mam na imię Kate, jestem znajdą, pewnie tak samo jak ty.
- I co w związku z tym ? - przerwała - na prawdę się śpieszę.
- Znasz Alice ? - zapytałam z nadzieją.
- Tak - odpowiedziała - pracuję dla niej.
Wtedy dziewczyna odwróciła się i spojrzała w moją stronę.
- Też zobaczyłaś dym ? - zapytała.
- Tak. Szukam jej, bo doskonale wiesz co nam grozi. A ty - ciągnęłam - jak masz na imię ? Ile masz lat?
- Joanna, ale mów mi Jane - powiedziała - Mam 11 lat.
- Tak myślałam, widać to po wzroście.
Dziewczyna łypnęła na mnie groźnym wzrokiem, po chwili się odzywając.
- Lepiej już idźmy. Alice mnie zatłucze jak nie przyniosę jej pączków na czas, nawet jak przyjdę ją ostrzec.
Po chwili usłyszałyśmy głośny strzał. Wyjrzałam za ścianę, by zobaczyć co się stało.
- Cholera! - krzyknęłam do siebie w myślach i odwróciłam się do Jane.
- Musimy uciekać, Gromy już tu są - powiedziałam pośpiesznie poprawiając jej płaszcz.
Ruszyłyśmy w tłum ludzi. Trzymałam Jane za rękę, abyśmy się nie zgubiły. Po chwili usłyszałam jak ktoś wykrzykuje ledwo zrozumiałe słowa. W końcu wyłapałam coś, co dało się nazwać zdaniem.
- Jasny gluten! więcej was tu matka nie miała !? kręcicie się jak sokowirówka w kakaowym pociągu! - krzyczał głos.
To Alice. Nikt nie krzyczałby tak jak ona. Nagle ktoś na mnie wpadł. To była ona.
- Jak się toczysz ty... Kate !? - krzyknęła i szturchnęła mnie przyjacielsko w ramię - Gdzie żeś była ?
- Rozmyślałam nad - Alice mi przerwała.
- Życiem ? - uśmiechnęła się pytająco - po co tracić na to czas? lepiej zagospodarować czas na coś innego. Preferuję pożywne jedzenie, na przykład takie pączki. Nie dość, że Rząd na nich nie zarabia - ciągnęła - to nie chodzi się na głodniaka.
Alice była szczupłą, wiecznie uśmiechniętą dziewczyną. Jest moją przyjaciółką i wiemy o sobie prawie że wszystko. Ma jasne włosy (które są zdecydowanie ciemniejsze od włosów Jane) które przycięte do ramion, delikatnie zawijały się do wewnątrz.
- Cześć Jane - powiedziała - musimy wiać.
Przed Gromami najlepiej skryć się w lesie, więc ruszyłyśmy w kierunku bramy. Alice zarzuciła na siebie granatowy płaszcz i zakryła się kapturem.- Jeżeli te puszki stoją przy bramie, to będą małe szanse, że się przedostaniemy poza mur. - powiedziała Alice.
- Masz racje, ale warto spróbować.
- W razie czego mam pączki! - dodała Jane.
- Sorry młoda, ale na te cymbały nawet pączki nie działają. Są specjalnie zaprogramowani. - odpowiedziała jej Alice.
Tak czy siak, nie mamy wyboru. Jak nie tam, to i tak nas złapią tutaj.
Gdy doszłyśmy do bramy, ku naszemu nieszczęściu ujrzałyśmy mały oddział Gromu. Przeszukiwali każdego kto chciał wyjść poza miasto.
- Cholera, widocznie wiedzą, że tu jesteśmy... - szepnęłam do dziewczyn nie odwracając się do nich.
- Nie ma co - powiedziała Alice - Musimy zawracać.
Nim zdążyłyśmy się odkręcić, poczułam nieprzyjemne ukłucie w szyję. Zalała mnie nagła fala gorąca. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. Przez nieprzyjemny szum do mojej głowy przedzierały się mało zrozumiałe krzyki. Sądząc po ich treści, należały do Alice.- Puszczaj mnie ty głupia puszko! Zaraz ci... - nagle zamiast słów, słyszałam tylko szum.
Zaczęłam tracić zmysły. Ostatnie co pamiętałam, to zapadające się powieki, które powoli zalewały moje oczy ciemnością.
CZYTASZ
Gra o Życie
Fantasy,,Nasz świat podzielony jest na 3 warstwy społeczne. Rząd to ci, którzy wszytko mogą. Pośredniacy czasem załapują się na pracę u jakiegoś Rzołdaka, ale to i tak nie za bardzo ułożona finansowo grupa społeczna. Na końcu są Slumsy, czyli ludzie wypchn...