Witamy w Rządzie

41 7 4
                                    

Nic nie pamiętałam. Musiałam leżeć w bezruchu dobre godziny, a nawet dni, ponieważ okropnie zesztywniały mi mięśnie i kości. Nie mogłam się ruszyć. Spróbowałam otworzyć oczy.


- Cholera! Co do jasnej... - krzyknęłam, ponieważ moje oczy zalała oślepiająca biel. - gdzie ja jestem?

Pozwoliłam moim oczom przyzwyczaić się do ostrego koloru pomieszczenia, stopniowo je otwierając. Musiałam przecież zorientować się gdzie jestem, a leżąc bezczynnie plackiem, raczej nie przyniosłabym sobie sporych rezultatów.

Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Po chwili poczułam nieprzyjemne mrowienie w dłoniach i stopach. Nienawidzę tego uczucia. Moim oczom ukazały się białe ściany, biały sufit oraz tego samego koloru podłoga.

- Miękka. - stwierdziłam przejeżdżając po niej dłońmi.


Pomieszczenie w którym się znajdowałam, nie miało drzwi ani żadnych mebli. Przynajmniej od środka tak na to wyglądało. Stopniowo zaczęłam się podnosić. Spróbowałam skręcić głową w lewo i poczułam lekkie pieczenie na karku. Sięgnęłam ręką, by zobaczyć co to.

Było to coś w rodzaju tatuażu. Najprawdopodobniej został zrobiony 4-5 godzin temu, ponieważ skóra w tym miejscu się jeszcze łuszczyła i czułam drobne wypukłości na jego treści.


- 200210a - przeczytałam jeżdżąc po tatuażu opuszkami palców - co to ma być do jasnej cholery?

Teraz nie miałam włosów splecionych w grubego kucyka. Fryzura opadała mi na ramiona jako proste, rozpuszczone włosy. Niegdyś grzywka wchodziła mi na oczy, teraz jest równo docięta. Miałam na sobie biały podkoszulek, zwykłe szare rurki oraz białe trampki.

Moją uwagę przykuł maleńki otwór w w górnym rogu pomieszczenia.


- Phi, pewno kamera... - pomyślałam. Czego kuźwa chcecie?! - krzyknęłam w jej stronę.

Nagle moich uszu dobiegł dziwny syk i za moimi plecami, roztwarły się drzwi.

- Witam obiekcie 200210a. - powiedziała niska, blond włosa kobieta, która wkroczyła właśnie do pomieszczenia w którym się znajdowałam.


Miała na sobie błękitną koszulę, granatowe spodnie oraz biały, lekarski fartuch.


- Nie nazywaj mnie tak - burknęłam pod nosem.
- Jak się spało ? - zapytała z przesłodzonym uśmiechem.
- Ach, wyśmienicie. - odpowiedziałam jej z takim samym wyrazem twarzy.


Kobieta wyjęła notes i zaczęła coś w nim pisać. Próbowałam podejrzeć co, lecz moja próba okazała się niewypałem, gdy kobieta zauważyła, że zapuszczam żurawia w jej kartkę. Spojrzała do mnie spode łba.

- Usiądź obiekcie 200210a.

Usiadłam jak prawilny kebab, czyli po turecku i podparłam podbródek dwiema rękami. Ziewnęłam.

Kobieta wyjęła z kieszeni fartucha małą latarkę i skierowała strumień światła na moje oczy. Następnie odwróciła się do zamkniętych już drzwi.


- Jest okej. - powiedziała w stronę, ku której się skierowała.
- Może mi szanowna pani, łaskawie powiedzieć gdzie jestem ?
- Wybacz, ale nie - na jej twarzy ukazał się wyraz zakłopotania. - Nie ja ci wszystko wyjaśnię.


Po tych słowach kobieta wyszła. Zostawiła mnie samą.

- Co tu się dzieje !? - krzyknęłam jak najgłośniej potrafiłam.

Mijały sekundy, minuty a nawet godziny, a ja nadal nie wiedziałam gdzie jestem ani kim jestem.
Skąd ja się tu wzięłam. Myśl dziewczyno, myśl.

Osunęłam się z bezsilności na ziemię, wplatając bezradnie dłonie we włosy. Nagle usłyszałam syk i zimny podmuch wilgoci. Obejrzałam się w stronę, skąd pochodził dźwięk. Nie ujrzałam żadnej osoby, nawet jej konturu. W miejscu gdzie wcześniej była biała ściana, pojawił się ciemny, prostokątny otwór - jakieś przejście.

Wstałam i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę czarnego prostokąta. Kiedy byłam mniej więcej metr przed nim, zobaczyłam pomieszczenie do którego ono prowadziło.

- Na trzy - wzięłam głęboki wdech i wydech - dasz radę.

Raz, dwa, trzy. Zamknęłam oczy i nim zdołałam je otworzyć, biały pokój był już za mną.
Moje uszy wypełniła przerażająca cisza. Obejrzałam się w prawo i w lewo. Po obu stronach ujrzałam długi rząd - podobnie, a nawet tak samo ubranych ludzi.


- Znajdy - nagle coś mi się przypomniało - przecież to są dzieci.


Poczułam się, jakbym powinna o czymś wiedzieć, lecz za fuja nie mogłam znaleźć w głowie nic konkretnego.


- Witamy w Rządzie, drogie dzieci - usłyszałam głos w mojej głowie.


Złapałam się za uszy, ponieważ wraz z głosem, przyszedł nieprzyjemny pisk.

,,Nie musicie się bać, mój głos słyszy każde z was. Musicie wiedzieć, że jesteście wyjątkowi. Obudziliście się w białych pomieszczeniach nic nie pamiętając. Rozumiem, że musiał to być dla was spory szok. Teraz zaczniecie nowe życie. Resztę informacji wytłumaczą wam wasi pomocnicy, których poznacie lada moment. Musicie pamiętać jedno - Rząd chce dla was dobrze."

Obejrzałam się energicznie po korytarzu i zobaczyłam, że inne dzieciaki robią to samo. Coś przykuło moją uwagę. Dziewczyna o jasnych włosach, obciętych do ramion. Skądś ją kojarzę, ale nie wiem skąd. Jakaś inna dziewczyna o ciemnych włosach przeszywała mnie wzrokiem.

Nagle mi się wszystko przypomniało, to była Alice. Chciałam do niej coś krzyknąć, kiedy pod moimi stopami nagle znikło podłoże. Momentalnie zaczęłam spadać w dół. Ogromna prędkość i co chwila migające światło przyprawiały mnie o mdłości. Spadałam w dół w czymś rodzaju rury, która wydawała się nie mieć końca. Nagle ŁUP!


***

- Witam Kate. - usłyszałam spokojny, zrównoważony głos.







Gra o ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz