33. Wybaczam ci, Auroro

5.8K 435 290
                                    

Godziny mijają, a mój stan coraz bardziej przypomina zbliżającą się śmierć. Oczy się kleją, jakbym nie spała całe swoje życie, a kości dają we znaki. Już kilkakrotnie krwawiłam z nosa przez osłabienie i anemię, która w parę chwil pojawiła się w moim organizmie. Gabriel utwierdza mnie w przekonaniu, że śmierć nie boli, ale zaczynam w to powątpiewać, siedząc na mojej ukochanej ławce wraz ze starym przyjacielem.

– I jak się czujesz? – pyta troskliwie, łapiąc mnie za dłoń.

– Szczerze?

– Jak najbardziej.

– Jak gówno – odpowiadam, a Gabriel zaczyna się śmiać wniebogłosy, jakbym powiedziała dobry żart. Wzdycham i przewracam oczami.

– Przepraszam, Auroro, ale lubię twoją bezpośredniość. Nigdy nie przeklinałem, a słysząc z ust takiej niewinnej dziewczyny takie słownictwo, to nawet mnie to bawi – tłumaczy, delikatnie  rumieniąc się na policzkach. Czochram jego siwe włosy na głowie i również się uśmiecham.

– Przeklnij. Ulżyj sobie. Wiem, że tego pragniesz – mówię, zachęcając staruszka do bardzo niecnej rzeczy. No cóż, bycie demonem potrafi zmienić nawet najbardziej dobrego człowieka w czyste zło. Gabriel przez chwilę zerka na mnie z wymalowanym zdziwieniem, a ja mogę wtedy dostrzec jego wszystkie zmarszczki i zaczerwienienia w okolicach oczu. Czyżby mój staruszek płakał? Kiedy? I dlaczego nic nie widziałam?

– Kurka wodna.

– Gabriel! To nie jest przekleństwo. Moje wprawdzie też nim nie było, ale kurczę, było lepsze niż twoje. Walnij coś z grubej rury. – Tak, namawiam go do popełnienia grzechu, a na domiar wszystkiego, nadal mamy Boga w domu.

– Carda to suka – mówi Gabriel, powodując, że także wybucham śmiechem, przy okazji gwiżdżąc.
 Uśmiecham się wesoło i moją jedyną siłą przytulam siwego. Kładę głowę na jego ramieniu, spoglądając ukradkiem na jego wyraz twarzy, który ewidentnie się zmienił i jest wesoły. Oboje oddychamy z ulgą i resztę naszej rozmowy spędzamy na dyskutowaniu o kwiatach, które kiedyś posadził tu Gabriel.

– Wyobraź sobie, że nawet w burze biegaliśmy z Candidą ratować jej mlecze – oznajmia starzec.

– Mlecze? Przecież to głupie...

– Candida była z natury głupim dzieckiem, a wtedy miała jakieś pięć lat i twierdziła, że mlecze dają nam mleko, więc nie możemy pozwolić im umrzeć.

– Urocza dziecinka – stwierdzam radośnie na myśl o malutkiej Candidzie, która biegnie przez cały ogród, by tylko uratować kilka bezbronnych, żółtych mleczyków. To wspomnienie... zdaje się dla Gabriela wesołe. Cóż poradzić, pewnie był dla niej taki sam jak dla mnie. Jak dziadek. Bo właśnie tym kimś był, i zawsze będzie, dla mnie Gabriel. Dziadkiem, którego zabrakło mi wtedy, kiedy go potrzebowałam.

– Kocham cię, Gabrielu – mówię nagle, a jego ręce ciaśniej mnie obejmują. Kocham go jak dziadka.
– Ja ciebie też, Aurorito. Nawet nie wiesz jak bardzo... – wzdycha mężczyzna i pomaga mi z powrotem siąść na wózek, kiedy mój kaszel wzmaga się, a ja nie potrafię zaczerpnąć powietrza, którego jest aż nadto.

Zaprowadza mnie do sypialni, powoli kładąc na łóżku. Otwiera jakąś komodę i wyciąga z niej niewielką książkę oprawioną w czarny materiał. Uśmiecha się i podaje mi ją. Na środku, wielkimi literami zapisane jest słowo "Biblia". Z szokiem wpatruję się w twarz Gabriela.

– Pomyślałem, że ci się przyda – tłumaczy swoje zachowanie, a ja potakuję z uznaniem. To miłe, że przekonuje demona do czytania Biblii, ale sama nie wiem, czy to dobry pomysł. Od lat nie sięgałam do tej księgi, by poczytać mądrości zawarte w niej przez pisarzy, którzy spisywali przeróżne wyczyny w czasach Chrystusa. Gabriel zostawia mnie samą w pokoju, a ja niechętnie otwieram Biblię, zerkając na wybraną stronę. Toż to Księga Rodzaju. Od zawsze była jedną z moich ulubionych, kiedy jeszcze byłam wierzącą. Wzdycham z nostalgią, poczynając czytanie, oddając się światu jasnemu, mądremu i niezbyt idealnemu.

Maska DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz