Czarny, wielki van czeka przed schodami na naszą szóstkę. Schodzę powoli na tych swoich szpilkach, gdyż nie jestem przyzwyczajona do tak wysokich butów. Zawsze paradowałam w trampkach i balerinach. Najwygodniejsze obuwie na długie dystanse wymierzane przeze mnie w pracy.
Spoglądam ukradkiem na Lucyfera i Cardę, którzy idą od siebie o kilka metrów dalej i nawet w samochodzie siadają jak najdalej. Pani Marsheles zasiada z tyłu, obok mnie, natomiast Lucyfer i Amaron zostają na przodzie.– Auroro, nie spytałam jak noc w nowym miejscu? Twoja poprzedniczka niestety dość szybko uciekła... – zaczyna Carda, wpatrując się we mnie z troską. Czyżby zmiana nastawienia? Zerkam w lusterko przy kierowcy, gdzie krzyżują się moje spojrzenie z Lucyfera, przez co przechodzi mnie ciepły dreszcz. Niech da mi żyć!
– Nie potrafiłam zasnąć, ale chyba pani rozumie. Nowe miejsce, całkowicie z dala od domu, gdzie nadal byłam myślami... – odpowiadam grzecznie, gdyż nie chcę nabawić sobie wrogów, tym bardziej własnej szefowej.
– Może kiedyś zaprosisz rodziców? Nie miałabym nic przeciwko, by zobaczyli, jak teraz żyje ich córka – stwierdza kobieta, a mnie dosłownie zatyka. Zaprosić rodziców do Hiszpanii?
– Naprawdę myśli pani, że to dobry pomysł?
– Ależ oczywiście. Możemy nawet wysłać po nich samolot. Jeśli się zdecydujesz, wrócimy do tej rozmowy.
– Bardzo pani dziękuję. Z chęcią przemyślę tę propozycję – mówię rozradowana.
Może to nie takie wredne babsko, jak mi się zdawało? A przecież ostatnio główkowałam, że nie ocenia się ludzi po okładce, a sama to zrobiłam. Gdzie te moje maniery, o których mówiła zawsze mama?
– Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej niż poprzedniczki, które rezygnowały po tygodniu, ewentualnie dwóch.
– Dlaczego rezygnowały? Jesteście państwo bardzo sympatycznymi ludźmi, a Candida i mieszkańcy są równie wspaniali, więc skąd te ucieczki? – pytam zaciekawiona, słodząc trochę za dużo. Jeszcze wyjdzie to na zbyt sztuczne, a przecież tego nie chcę.
– Sama nie wiem. Zostawiały tylko karteczki, że odchodzą, i zwykle nocą już znikały z niewiadomych powodów. Może zbyt dużo obowiązków, a może nieprzystosowanie charakterów – mówi kobieta, wzruszając ramionami.
– Nieprzystosowanie charakterów?
– Chodzi o to, że może ich charakter nie był na tyle zgodny z naszym, ale ty wydajesz się bardzo zgodna.
– Czuję się tu dobrze. Nie mam lęków ani żadnych obaw.
– To bardzo dobrze, Auroro. Takiej dziewczyny szukaliśmy. Jednak mam pewne pytanie, jeśli uznasz, że jest zbyt osobiste, to nie odpowiesz. Zgoda? – pyta Carda, na co potakuję. Może też słyszała mnie ze swoim mężem i teraz będzie mnie pytała o to. O cholera. Tego nie przemyślałam, ale pozwoliła nie odpowiedzieć.
– Wierzysz w Boga?
– Nie, proszę pani. Nie wierzę – odpowiadam, czując wielką ulgę. Czyli nie chodzi o Lucyfera i o mnie. Och, niemal od razu zerkam znów w lusterku, gdzie widzę jego czarne jak Candidy oczy.
– Tak właśnie myślałam. A jest ku temu powód? – pyta.
– Dość osobisty – odpowiadam wymijająco. Lepiej, żeby nie wiedziała, co mam do powiedzenia w sprawie Boga, bo skoro jest wierząca, może się nieco obrazić.
– Oczywiście. Chciałam tylko się upewnić.
Kiwam głową i odwracam się w stronę okna, podziwiając miasto, przez które przejeżdżamy. Lloret jest naprawdę piękne, choć to nie takie wielkie miasto, to uważam, że ma w sobie to coś, co przyciąga kolejnych turystów. I nie są to wcale programy, które pojawiają się w telewizji, lecz TO COŚ. Ja od razu poczułam to wspaniałe uczucie, kiedy tu przybyłam. Po zameldowaniu w hotelu poszłam na plażę, by móc zobaczyć morze, poczuć smak plażowania, ale niekoniecznie piasku w buzi.
CZYTASZ
Maska Diabła
FantasyNie trzeba być w Piekle, by dusza człowieka była utrapiona. Nie trzeba czekać na Nowy Rok, by lepiej zacząć żyć. Ale czasami trzeba uciekać, by coś mieć. Trzy różne światy, które odmienią wesołą Włoszkę i jedno uczucie, które dopadnie najgorszego...