6.

394 41 6
                                    

Delektowałam się ciepłym powietrzem letniego poranka.

Spacer po lesie, parku i mieście zaraz po wschodzie słońca to idealna okazja na zdobycie kilku świetnych zdjęć.

Wzięłam do ręki iPhone'a. Głęboko westchnęłam, widząc na zegarku 6:55.
Usiadłam na ławce i złapałam się za brzuch. Nie jadłam nic od 24 godzin, nic dziwnego że żołądek dawał o sobie znać.

Przeszukałam dwie kieszenie mojego plecaka.
Otworzyłam portfel i osłupiałam. 

Wyjęłam z niego tylko 2,50.  

— Uh trzeba wracać do domu. — burknęłam dość głośno. Byłam w parku sama, więc nie krępowałam się, lubiłam rozmawiać sama ze sobą. 

Szybko zwinęłam swoje rzeczy i ruszyłam dobrze znaną mi uliczką w stronę mojego osiedla. 

Kochałam ten dom. To dzięki tacie go mamy. Ja tak bardzo chciałabym wrócić się kilka lat przed.

Okropnie męczyła mnie ta cala sytuacja, to że ze wszystkim musiałam radzić sobie sama i to, że nigdzie nie czułam się bezpiecznie. 

Przebiegłam przez dwie uliczki, kilka osiedli i zatrzymałam się ciężko dysząc na pasach. Na szczęście dość mało ludzi tędy przechodziło i przejeżdżało, więc szybko światło zmieniło się na zielone. Spokojnie już, przeszłam przez pasy. Podskoczyłam, kiedy usłyszałam trąbienie samochodu stojącego obok mnie, na ulicy. Spojrzałam przerażona na kierowcę. Za kierownicą siedział Matt Wood. Nienawidziłam tego chłopaka, odkąd zaczął chodzić do mojej klasy. Nie zdał, więc był o rok starszy ode mnie. 

Był zupełnie nie w moim typie. Miał rozjaśniane, niemal białe włosy z wycięciami po bokach, kilka tatuaży, kolczyk w brwi i był nieźle przypakowany. Obrzydzał mnie sam jego widok, zdecydowanie wolałam unikać takich typów. 

Widziałam to jego obleśne spojrzenie zza szyby auta, nawet pod ciemnymi Ray Banami. Szybko oderwałam od niego wzrok i przebiegłam przez ulicę. 

Odetchnęłam głęboko, kiedy drzwi były otwarte. Weszłam cicho do swojego domu i zamknęłam bezszelestnie drzwi. Było wcześnie, a ja nie chciałam obudzić mamy i jej faceta. Nie chciałam, aby sytuacja ze wczoraj się powtórzyła. 

Cicho udałam się do swojego pokoju i przywitałam się ze zwierzakami. Na szczęście nie narobiły większego bałaganu. Usiadłam do mojej toaletki. Spojrzałam w lustro. Zero makijażu, nieułożone włosy, potargane przez wiatr i mały siniak na kości policzkowej. Westchnęłam i wzięłam do ręki jasny fluid. Delikatnie wtarłam go w miejsce zaczerwienienia, zakrywając tym samym kilka piegów. Szczerze to lubiłam je, ale zdecydowanie nie współgrały z zasinionym polikiem. Kiedy udało mi się zakryć efekt wczorajszego incydentu, przeczesałam tylko włosy i popsikałam się perfumem. 

Wyciągnęłam z szuflady pamiętnik. Uwielbiałam wertować go i śmiać się z niektórych wpisów. Delektowałam się też pięknymi zdjęciami sztuki, tymi które ja robiłam i moich ulubionych wykonawców, które kiedyś tam wkleiłam. Aż podskoczyłam kiedy z tego wyrwał mnie dźwięk mojego telefonu. 

Weszłam na messengera. Uśmiechnęłam sie od ucha do ucha widząc od kogo jest wiadomość. 

Karol: Spotkaj się dziś ze mną bo nudniejszej niedzieli chyba być nie mogło...

W tej chwili poczułam okropne burczenie żołądka. No tak, przyszłam tutaj po pieniądze na śniadanie. 

Ja: Jest dopiero ósma, właśnie umieram z głodu ehh

Karol: Zjedzmy coś razem no prooooszeeeee 

Zaśmiałam się pod nosem na tę wiadomość. Zablokowałam telefon, zostawiając chłopaka bez odpowiedzi i wzięłam do ręki świnkę-skarbonkę z biurka. 

✔It would be perfectly | Kapitan AlienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz