Rozdział 11~ Przegonić Insektoidy~

146 8 7
                                    


Żółwie patrząc dalej zobaczyły też Monę związaną sznurem i wiszącą nad dołem gdzie znajdowały się insektopodobne stworzenia. Były mniejsze, pozbawione skrzydeł, chodzące na sześciu nogach i bardzo żarłoczne. M'Ikanela , R'Akmort i G'Throkka siedzieli w sieciach.

-Dobra, Raph, bierzesz Monę a ja T'Horana- powiedział Leo.- Mikey i Donnie, uwolnijcie resztę Salamandrian.

Bracia skinęli głowami wybiegając z ukrycia. Leonardo podbiegł do Insektoidów trzymających T'Horana i celując w robale pistoletem pozbył się ich.

-Wszystko w porządku?-spytał żółw.

-Tak, dzięki- odparł.

Obaj skierowali wzrok na Dregga maszcząc czoła. Ruszyli na niego z mieczami. Raphael podkradł się do Mony. Lina była nacięta i gdy się przerwała, mutant w ostatniej chwili złapał ją w ręce. Wylądowali bezpiecznie na ziemi oddychając z ulgą. Raph rozwiązał dziewczynę i pomógł wstać.

-Szybciej się nie dało?- zapytała z ironią.

-Chciałem zaczekać na ten moment- odrzekł z uśmiechem.- Ktoś musiał cię wybawić.

Salamandrianka przekręciła oczami.

Donnie oraz Mikey przecinali ostatnią sieć. W końcu wszyscy więźniowie zostali uwolnieni. Rozpętała się prawdziwa walka. Insektoidy padały jeden za drugim. Dregg widział, że nie da sobie rady gdy nagle zauważył, że jeden z insektów trzyma kogoś w jednym odnóżu a drugim ciągnie inną osobę. Podleciał do niego przejmując jeńców o krzycząc:

-Dosyć!

Wszyscy spojrzeli w stronę Lorda.

-Aishi-zawołał Donnie.

-Mały!- dodała Mona.

Gdy oboje chcieli podbiec, Leo z Raphem zatrzymali ich ręką. Dregg przysunął do szyi dziewczyny swe szponiaste place powoli wkuwając je w skórę.

-Łaska precz od nich!-zawołał Leo.

-Nie waż się ich skrzywdzić!-dodał Mikey.

Donnie z Lisą próbowali odepchnąć ręce chłopaków a Insektoid ze złośliwym uśmieszkiem powiedział:

-Ona będzie idealną przekąską dla moich dzieci a ten mały zastąpi u mnie twe miejsce, Y'Gythgbo.

Aishi sięgnęła za siebie i po chwili wyciągając spray na owady prysnęła nim w oczy wroga uwalniając się i wydzierając mu ze szponów dziecko. Dregg zakrył twarz ręką.

-Skąd ty to wzięłaś?-spytał Mikey.

-Przezorny zawsze ubezpieczony-odparła kunoichi. Wzięłam spray z domu.

Oddała monie malucha i zaczęła spryskiwać Insektoidy a reszta przeganiała je. Wiele owadów padało, pozostałe uciekł. Na Lorda Aishinsui zużyła resztki sprayu a Donnie z Moną już zajęli się nim. Odbili mieczem i kijem robala jak piłkę baseballową przeganiając z planety.

-Nigdy nie pozwolę ci skrzywdzić więcej żadnego dziecka!-krzyknęła za nim Salamandrianka.

-Nie waż się tu więcej wracać!-dodał Raph.

-Udało się!-zawołał Leo.

-Moje dzieci!-zawołała M'Ikanela przytulając T'Horana i Y'Gythgbę.-Teraz będzie już wszystko dobrze.

-Mamo, my nie jesteśmy już tacy mali-odrzekł syn z uśmiechem.

Księżniczka zaśmiała się głośno. Wtedy Nagle pojawiła się przy nic jeszcze czwarta głowa. Małego dziecka.

-Co my z nim zrobimy?-spytał T'Horan.

Y'Gythgba wzięła go kierując do społeczeństwa:

-Przepraszam, czy ktoś wie, czyje mogło być to dziecko?

-Moje!-rozległo się.

Z tłumu wyszła jakaś Salamandrianka i wzięła malucha. Monie trochę trudno było się oderwać od niego, ale musiała go oddać. Wszyscy wyszli z tego przebrzydłego zamczyska i wtedy w oczy rzuciło im się miasto. Zapomniane i trochę podniszczone, ale w całkiem niezłym stanie.

-Zaczyna się coś nowego- westchnęła M'Ikanela.

-Tak samo jak to, że mamy nowych władców- przyznał T'Horan.

Nikt nie zdążył zareagować bo wtedy rozległ się dźwięk komórki Aishi.

-Chyba musimy wracać-stwierdziła dziewczyna.

-I tak za długo was tu zatrzymaliśmy-odparła mona.- Przepraszam was.

-Za co?-nie rozumiał Raph.- Że znowu się spotkaliśmy? Super, że cię zobaczyłem.

-Oho, zaczyna się-marudził Mikey.

-Mam nadzieje, że jeszcze kiedyś się zobaczymy- snuł Raphael.

-Na pewno-odrzekła Mona.

-Dziękuję za wszystko co zrobiliście-wtrącił R'Akmort.- Pomogliście po raz kolejny.

-Kolejny?-spytała M'Ikanela.

-Y'Gythgba ci później wszystko wyjaśni- szepnął do niej T'Horan.

Lisa nacisnęła przycisk i nagle żółwie oraz Aishi zniknęli im z oczu. Przyjaciele znaleźli się w kryjówce. Aishinsui zobaczyła swoich rodziców wchodzących razem z Minoru i Jiro.

-Ile można do ciebie dzwonić, Aishi?-spytała matka.

-Byłam zajęta-odrzekła.- Ale teraz jestem, więc o co chodzi?

-Chodzi o to, że mamy kolejne spotkanie i musisz zaopiekować się braćmi-wytłumaczył tata.

Wszyscy stanęli jak wryci. Po prostu ich zamurowało.

-Co?-zdziwiła się.- Dal takiego czegoś my musieliśmy...

-Co?-odparła mama.- Było coś ważniejszego?

Aishi zadrżała powieka. Buzowało w niej coś, co musiała uwolnić. Złapała się za głowę i zaczęła głośno krzyczeć.

-Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

THE END

Dziękuję za czytanie :) Nie będę się tu zbyt długo rozpisywać. Powiem wam tylko, że to nie jest ostatnia historia na planecie Salamandrian :)

Tajemnica SalamandrianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz