- Wstawać.
Do świadomości Lucy przedarł się głos. Otworzyła oczy i spojrzała wrogo na mężczyznę, który stał za kratami.
Od dwóch dni znajdowały się w celi, nie otrzymały żadnego jedzenia, jedynie ratowała ich woda, której resztki zostały w wiadrze. Juvia powoli dochodziła do siebie, ale o pełni sił nie było mowy. Nie w takich warunkach i z tak szczątkową ilością medykamentów. W tej chwili opierała się o ramię Lucy i spoglądała na wroga. Levy przytulała Wendy, która nie chciała dać po sobie poznać, iż obawia się o życie swoje i swoich przyjaciółek.
- Koniec czekania. Nadszedł Was czas. - powiedział otwierając celę. - Tylko bez numerów.
We czwórkę ruszyły korytarzem, gdy ich oprawca szedł krok w krok za nimi. Gdy doszły do końca drogi, przy drzwiach stało trzech nieprzyjemnie wyglądających ludzi, którzy szczerzyli się w niemiłym uśmiechu.
- Ślicznotki! A może Mistrz da nam się z nimi pobawić, zanim je pozabija? - zapytał najwyższy z całej trójki i wyciągnął rękę w stronę policzka Levy.
Nie dane mu było jednak dotknąć dłonią celu, bo w powietrze wystrzeliła ręka mężczyzny, który przyszedł po nie do celi.
- Nie dotykać. - wyszeptał.
- Randy, Ty to nawet pobawić się nie dasz. - mruknął z przestrachem mężczyzna i cofnął się o krok, wyswobadzając z uścisku towarzysza.
- Wszystko w porządku? - mruknęła cicho Lucy do wspierającej się na jej ramieniu Juvii.
- Tak. Juvia da radę. - sapnęła dziewczyna.
- Ruszać się! - wrzasnął jeden z nich.
Po krótkim marszu weszli do ogromnej sali. Wzrok Lucy przyciągnął niebotycznych rozmiarów tron stojący pod główną nawą. Poza tym jednym szczegółem sala była całkowicie opustoszała.
- Otwórz się bramo Lwa... Leo... - wyszeptała Lucy ściskając jeden ze swoich cennych złotych kluczy.
Jednakże pomimo, iż opuściły pomieszczenie, które niwelowało ich magiczne moce, tutaj również jej duchy nie chciały się pojawić.
- Te bransolety znajdujące się na Waszych kostkach kompletnie wyciszają Wasze magie. - wyjaśnił stojący za nią Randy.
Dziewczyna spojrzała na niego ze złością.
- Czego od nas chcecie? - warknęła do niego.
- Czego chcemy? - po auli poniósł się zachrypnięty głos.
Wszyscy obrócili się w stronę wysokiego mężczyzny o sporych gabarytach, który miał na sobie złotą szatę. Szedł w ich stronę wolnym krokiem, a na jego twarzy błąkał się pełen nienawiści uśmieszek, który przyprawiał o dreszcze. Podniósł prawą dłoń, a na środku pomieszczenia pojawiły się cztery magiczne kręgi. Trzy niebieskie i jeden złoty, a na środku każdego z nich stał metalowy słup. Porywacze pociągnęli je w tym kierunku. Jeden z nich wyrwał Juvię z objęć Lucy.
- Puszczaj, gnojku! - warknęła dziewczyna przydeptując mu stopę. Ten jedynie syknął i mocniej ścisnął jej nadgarstki, tak że jego paznokcie wbiły się jej w skórę.
Po krótkiej szarpaninie, dziewczyny, które nie mogły używać swoich mocy, a poza tym były wymęczone i brakowało im sił witalnych, zostały przywiązane do słupów, w ośrodkach kręgów.
W tym samym czasie na statku Fairy Tail
- Nic nie czuję. - jęknął Gajeel, przytulając się do steru.
CZYTASZ
Bo miłość to najpotężniejsza magia.
FanfictionOpowiadanie na podstawie mangi Fairy Tail autorstwa Hiro Mashimy. Co by się stało, gdyby Tartaros nie istniał, a Fairy Tail nigdy z nim nie walczyło? Gdyby gildia się nie rozpadła, a Natsu nie wyruszył na trening? Przekonajcie się sami! Od Aut...