Historia 'prawdziwej' Morgany

1K 92 18
                                    

- Jam jest tą, której Magia posłuszna. Jam tą, która nią włada. W imieniu Bóstwa Magii, ściągam narzuconą na Ciebie klątwę Zerefie.

Gdy Morgana wypowiedziała te słowa, ciało chłopca zaczęło dymić czarną mgłą, która rozchodziła się w powietrzu. Zapach śmierci rozszedł się po całej Magnolii.

Wszyscy wpatrywali się w ten obraz niczym zaczarowani. Dwoje potężnych magów, jeden otoczony czernią, a drugi złotem. Powietrze było ciężkie od ulatniającej się magii.

Gdy ostatnia chmura dymu rozpłynęła się nad Zerefem, opadł bezwiednie na kolana. Natsu rzucił się w jego stronę i złapał za ramię lekko ciągnąc w górę. Nie mógł opanować drżenia. Jego umysł nie potrafił pojąć całej sytuacji, która wynikła tej nocy.

Lucy podeszła szybkim krokiem do słaniającej się na nogach Morgany i objęła ją za ramiona. Za ich plecami usłyszały cichutkie łkanie Nali. Tak wiele wydarzyło się w ciągu tych kilku minut. Nala patrzyła ze łzami w oczach na swoją drogą przyjaciółkę, wiedząc że nadchodzi czas ich rozstania. Jej serce pękało z każdą upływającą sekundą.

- Wszystko w porządku? - zapytała cicho Lucy uważnie przyglądając się Morganie.

Ta jedynie uśmiechnęła się, jak to miała w zwyczaju, i pewniej stanęła na nogach.

- Zapewne jesteście ciekawi, co tu się właśnie wydarzyło... - stwierdziła fakt wiodąc oczyma po twarzach zebranych na placu osób. - To nie jest długa historia... no może troszeczkę... jednakże bardzo zawiła.

Wszyscy wpatrywali się nieruchomo w maginię, bojąc się iż odrobinę głośniejszy wydech z ich płuc, rozproszy ją i nie będzie im dane usłyszeć jej historii.

- Macarov. - powiedziała obracając się do swego przyjaciela, który stał jak wmurowany. - Ty pewnie właśnie zrozumiałeś, prawda? - uśmiechnęła się smutno.

- Ale... czy to znaczy...? - szeptał do siebie rozgorączkowany.

- Mistrzu? - zapytała zaniepokojona Mirajene, jednakże mężczyzna tylko machnął dłonią i podszedł bliżej do Morgany. Jego wzrok błagał o odpowiedzi.

- Opowiem Wam pewną historię. Jej początek ma wiele wieków temu. - zaczęła kobieta cicho i usiadła na krześle, które pojawiło się znikąd, gdy tylko mrugnęła oczami. Była bardzo zmęczona. Zdjęcie klątwy nie jest ciężkim zadaniem. Inna sprawa, gdy klątwa jest bardzo stara, tak jak w przypadku Zerefa.

Wzięła głębszy wdech, po czym kontynuowała.

- Istnieje wiele światów. Earthland, Edolas... to tylko kropla w morzu. Mnóstwo światów różnych od siebie pod wieloma względami, jednakże jedno je łączy. Magia.

Morgana przemawiała cichym głosem, jednak każdy wyraźnie ją słyszał, zupełnie jakby szeptała im do ucha starą legendę.

- Aczkolwiek wieki temu ona nie istniała. Ludzie byli tylko ludźmi, nie posiadali żadnych magicznych mocy. Światy są od siebie oddalone, a wszystkie znajdują się we Wszechistocie.

- Wszechistota? Coś jak Wszechświat? - zapytała zaintrygowana Lucy, po czym ugryzła się w język. Nie powinna jej przerywać.

- I tak i nie. Spróbuję Wam to łatwo przedstawić. Na przykład Earthland i Edolas znajdują się we Wszechświecie... numer jeden. Inne dwa światy, we Wszechświecie numer dwa. Jest ich naprawdę mnóstwo. Światy we Wszechświatach... a te drugie z kolei mają swe miejsce we Wszechistocie. Rozumiecie?

- Tak.

- Nadążamy. - docierały do niej potwierdzenia z różnych kierunków.

- Eh? - mruknął Natsu.

- ... w porządku. - roześmiała się cichutko Morgana. - Kontynuując. Wszechistota może być również nazywana Domem Bogów. Głównym i najważniejszym Bogiem jest sam Azalah. To on tworzy światy, nadaje im kształt, naturę i styl życia. Wszyscy inni Bogowie są mu posłuszni, można go porównać do... Mistrza Gildii. Bóg Wojny, Bogini Natury, Bliźniaczy Bogowie Księżyca i Słońca... mogłabym wyliczać całą noc.

Kobieta zamilkła na chwilę, aby wyczytać atmosferę. Wszyscy słuchali jej uważnie. Kiwnęła głową.

- Bogów powołuje do życia nowa istota. Przykładowo, gdy po raz pierwszy na którymś świecie jakiś człowiek się zakochał, narodziła się Bogini Miłości. Więc... tak jak wspomniałam wcześniej, kiedyś magia nie istniała, ale gdy w pewnym młodym chłopcu wiele wieków temu obudziła się ona... narodziłam się ja. Magia to ja, ja to Magia. 

Cisza.

Cisza.

Morgana westchnęła lekko i zamknęła oczy.

- Gdy Zeref złamał prawo życia i śmierci, musiałam go ukarać. Jednak przez te wszystkie lata obserwowałam go, dokładnie sprawdzałam jak sobie radził. Czuwałam nad tym, jakie są jego poczynania. Gdy zaczął przejawiać gestie samobójcze, w mojej głowie zrodził się plan. Chciałam sprawdzić, czy odpokutował za swój grzech. Jeżeli tak, wyzwolę go spod klątwy. Jednak, gdyby tak się nie stało, zakończę jego egzystencję. Dlatego przybyłam do Earthlandu, aby dokończyć to co zaczęłam.

Wdech, wydech. Musi powiedzieć wszystko.

- Azalah zezwolił mi na zejście na ten świat, ponieważ chciałam pomóc chłopcu, który dawno temu się zagubił. - otworzyła oczy i spojrzała Macarovowi prosto w oczy. - Tak naprawdę, nie uczę się magii, nie zapożyczam jej. Każda Magia, która istnieje we wszystkich światach jest też we mnie. Zanim narodzi się w człowieku, najpierw pojawi się we mnie. Nazywam się Morgana. I jestem Boginią Magii.


___________________

Taka bajka. Jeszcze troszeczkę i zakończymy ;)

Następne rozdziały pojawią się, mam nadzieję, szybko i zwięźle.

<trzyma kciuki> oby się Wam spodobało, Miśki!


Nullaish.

Bo miłość to najpotężniejsza magia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz