Wróżko, dokąd zmierzasz?

1.3K 108 15
                                    

Od ponad tygodnia Lucy była w podróży. Jej celem było dotarcie do Lasu Cnót, gdzie miała rozpocząć swój prywatny trening pod okiem Morgany. Podróż nie była lekka, a do tego wysadzana pułapkami. Już trzy razy musiała się bronić przed rabusiami czyhającymi wśród lasów lub mających swe pieczary w jaskiniach pośród gór. Nastał nowy dzień i Lucy przeciągnęła się mocno podnosząc z trawy. Spakowała wszystkie rzeczy z powrotem do plecaka i ruszyła w stronę pobliskiego strumyka, aby się odświeżyć. Po krótkiej toalecie i wysuszeniu się, usiadła na brzegu i przywołała Plue. Przytuliła małego przyjaciela i zamyśliła się.

Przypomniała jej się rozmowa z Morganą, którą odbyła z nią przed jej zniknięciem. Pamiętała jak kobieta wytłumaczyła jej, iż spoglądając w jej przyszłość, dojrzała pewne zagrożenia, którym Lucy mogłaby nie podołać, jeśli nie zwiększyłaby swoich magicznych mocy. Gwiezdna przewodniczka już od dłuższego czasu zastanawiała się nad trenowaniem, a gdy zaproponowała jej to osoba, której magia przechodzi wszelkie pojęcie, nie musiała się zastanawiać.

- Ale to wcale nie sprawia, że wszystko staje się łatwiejsze. - mruknęła z westchnieniem do Plue, który tylko potaknął noskiem. - Ciekawe co słychać u reszty. Tęsknię za nimi.

Potrząsnęła głową i podniosła się z ziemi. Skierowała się w stronę północy, a jej gwiezdny duch szedł przy niej. Im szybciej dotrze do Lasu Cnót, tym szybciej zacznie trening. 'I tym szybciej zobaczy swoich przyjaciół' przemknęło jej przez myśl.

- No no no, co my tu mamy? - usłyszała za sobą radosny głos, a gdy obróciła się zobaczyła kilkoro obcych mężczyzn, szczerzących zęby w nieprzyjemnych uśmiechach. - Czyżby się panienka zgubiła? Może pomóc?

- Dziękuję dam sobie radę. - odrzekła sztywno i obróciła się na pięcie, by ruszyć w dalszą drogę.

Wtem na jej ramię opadła ciężka dłoń, zatrzymując ją w miejscu.

- Nie bądź taka. Chcemy się zaprzyjaźnić. - usłyszała przy uchu.

Poprzednie walki wyuczyły w niej pewne zachowania i triki, w jaki sposób może radzić sobie z naprzykrzającymi się jej ludźmi, bez używania magii. Dzięki temu wyrobiła odrobinę swoją fizyczną siłę.

Złapała lewą ręka dłoń mężczyzny i przerzuciła go sobie przez ramię. Spojrzała na niego ostro i obróciła się do reszty.

- Jeszcze ktoś? Nie mam czasu na zabawy, śpieszę się. - powiedziała i zostawiła ich samych na środku polany.

'Eh, dlaczego Morgana zostawiła mnie w Magnolii? Przecież mogłaby poczekać jeden dzień i teleportować mnie ze sobą!' marudziła w myślach Lucy. Powoli zapadał zmierzch, gdy dziewczyna nareszcie dotarła na skraj Lasu Cnót. Drzewa wyższe niż normalnie skupione były w ciasnych grupach, tak że robiąc krok naprzód zapadła całkowita ciemność.

- No i co teraz... - zastanowiła się na głos Lucy usiłując zobaczyć coś w ciemności.

- No jesteś już!

Lucy podniosła głowę i ujrzała nad sobą wiszącą w powietrzu Nalę, która uśmiechała się do niej szeroko. Kotka sfrunęła lekko i przysiadła na ramieniu blondynki.

- Cześć Nalu! Trochę mi to zajęło, miałam kilka niespodziewanych przepraw podczas wędrówki. - mruknęła.

- W porządku, zaraz nam wszystko opowiesz. A teraz zabiorę Cię szybko do domu, Morgana właśnie przyrządzała obiad, kiedy wyczuła Cię w pobliżu. - mówiąc to Nala rozpostarła swoje skrzydła, złapała Lucy i z prędkością światła pofrunęła między drzewami.

Bo miłość to najpotężniejsza magia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz