Rozdział 3

2.1K 180 52
                                    


Rano przebudziłam się koło godziny 9. Słońce muskało moją delikatna twarz. O dziwo nie byłam zmęczona wczorajszą imprezą, wręcz tryskałam energią. W błyskawicznym tempie wzięłam prysznic po czym się przebrałam. Dzisiaj miałam dzień wolny, ale coś mnie ciągnęło do pokoju alchemii. Lekko zapukałam i weszłam bez szelestnie do pomieszczenia. Elfa dostrzegłam na fotelu trzymającego się kurczowo za głowę, spojrzał na mnie z dość zaskoczoną miną.

- Czy ja nie mogę w spokoju napawać się dniem wolnym od ciebie ?

- Przyszłam zobaczyć jak się czujesz. - Byłam lekko zdenerwowana, nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam się nerwowo bawić kosmykiem włosów.

- A nie widać, choć byłoby lepiej gdybyś już wyszła bo psujesz mi powietrze. - Ała, lepiej nie rozmawiać z elfem jak ma kaca. Wyszłam z pokoju i kierowałam się do spiżarni. Wynalazłam pojemnik z korą wierzby, zrobiłam z niej gorący napar, również zrobiłam kilka kanapek z miodem. Weszłam do pokoju alchemii, Ezarel nadal siedział a ja bez słowa położyłam przed nim tace z gorącym napojem i kanapkami, po czym przysiadłam się obok elfa.

- Co to ? - Spytał z niedowierzaniem niebieskowłosy.

- Napar z kory wierzby, działa jak aspiryna. - Uśmiechnęłam się łagodnie do zielonookiego.

- Aspiryna? Czy to rodzaj jakiejś trucizny ? - Patrzył na mnie z podejrzliwym wzrokiem, czym bardzo mnie rozbawił.

- W moim świecie aspiryna pomaga na ból głowy spowodowany kacem.

- Co to jest kac ? - Jego zdziwiona mina przyprawiła mnie o cichy chichot.

- Kacem nazywamy stan po upojeniu alkoholowym, nudności, wymioty, ból głowy, nadwrażliwość na światło i dźwięk.

- Czyli że mam kaca ?

- Tak. - Mimowolnie się uśmiechnęłam do elfa, a ten z zawahaniem sięgną po gorącą szklankę i kanapkę z miodem. Gdy Ezarel spałaszował cały talerz kanapek spojrzał na mnie uśmiechając się, nie pozostałam mu dłużna obdarowując go równie szczerym uśmiechem.

- Skąd tyle wiesz na temat roślinności i ich właściwościach ?

- Od dziecka interesował mnie świat roślin, dlatego poszłam w kierunku architektury krajobrazu. - Ezarel spojrzał na mnie niemrawo z dziwnym grymasem na twarzy.

- Czego ? - Mimowolnie się zaśmiałam, chyba czeka mnie dziś dzień śmiechu.

- Architekt Krajobrazu zajmuję się projektowaniem i pielęgnacją zieleni, dlatego tyle wiem na ten temat. - Czułam się jakbym tłumaczyła oczywiste rzeczy dla małego dziecka. Zielonooki przekrzywił głowę i uniósł jedna brew jakby to miało mu pomóc w myśleniu. Nagle na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech, pośpiesznie podszedł do regału z dużą ilością małych słoiczków i przyniósł mi jeden z nich.

- Skoro taka wyuczona jesteś, to powiedz co to jest ? - Wzięłam słoiczek i zerknęłam do środka by rozpoznać zawartość, bez żadnych problemów rozpoznała roślinę, biedny Ezarel nie będzie miał tym razem satysfakcji z mojej nie wiedzy.

- Vinca mimor. - Jego uśmiech szybko zszedł z twarzy, a zagościło zdumienie wymieszane ze złością.

- Ale skąd ty znasz ten język ?! - Niebieskowłosy wymachiwał rękoma z oburzeniem, przyznam wyglądało to zabawnie.

- W moim świecie nazwy rośli piszę się i mówi po łacinie, po polsku jest to barwinek pospolity.

- Dziwne... jednak zostały jakies więzi między naszymi światami. - Ezarel zabrał mi słoiczek i odstawił na miejsce, przyglądał mi się uważnie co mnie trochę krępowało.

Absurd Bijącego Serca [Porzucone] Może Kiedyś Wrócę Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz