Związek Rose i Jokera rozkwitał. Siedemnastoletnia szatynka o granatowych oczach i szczupłej figurze oszalała na punkcie mężczyzny, który mógłby być jej ojcem. Odkąd tylko go poznała, stało się dla niej jasne, że nie może bez niego żyć. Mimo świadomości psychopatii i sadyzmu swojego partnera, kochała go najbardziej na świecie i chciała już zawsze kroczyć przez życie u jego boku. Przeszły ją więc przyjemne ciarki podekscytowania, gdy rodzice uprzedzili ją o swoim weekendowym wyjeździe i zaproponowali, aby z soboty na niedzielę nocowała u jakiejś swojej koleżanki. Gdy dowiedziała się o tym, że mamy i taty nie będzie w domu przez całe dwa dni, natychmiast zamknęła się w swoim małym, przytulnym pokoju i wykręciła numer do Jokera.
- Kochanie? – usłyszała w słuchawce jego chłodny, aczkolwiek romantyczny głos.
- Cześć pączuszku, nie uwierzysz, co ci powiem – pisnęła.
- Umieram z ciekawości – roześmiał się zielonowłosy.
- Moi rodzice wyjeżdżają, nie będzie ich przez cały weekend... I kazali mi nocować u koleżanki – przygryzła dolną wargę z ekscytacji.
- I tą koleżanką będzie...? – zapytał Joker i Rose instynktownie wyczuła, że jej mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko, jak to miał w zwyczaju.
- No wiesz, ma zielone włosy, pełne, czerwone usta, a spojrzenie jej niebieskich oczu rozpala do białości każdą kobietę, która znajdzie się w jej pobliżu - powiedziała półgłosem i podskoczyła radośnie niczym mała dziewczynka.
- Och, schlebiasz mi, Rose... - w charakterystyczny sposób przeciągał każdą sylabę, co doprowadzało dziewczynę do porządnych palpitacji serca.
- To co, przyjedziesz po mnie? W sobotę? Przyjedziesz? – dopytywała się i przestępowała niecierpliwie z nogi na nogę.
- Tak, kochanie, przyjadę. O której twoi rodzice znikają?
- Pewnie około siedemnastej już ich tu nie będzie.
- A więc o siedemnastej w sobotę – skwitował z, jak stwierdziła Rose, seksownym półuśmieszkiem. Niemal widziała go oczami wyobraźni i bezwiednie jęknęła w słuchawkę.
- Co, nie możesz się doczekać? – roześmiał się.
- Kocham cię – szepnęła.
- Ja ciebie też, laleczko. Do zobaczenia – powiedział i rozłączył się.
Rose opadła na poduszki i westchnęła, skrajnie rozmarzona. Nie miała pojęcia, jak długa i pełna strachu będzie ta wyczekiwana, sobotnia noc.
Leżała jeszcze chwilę z twarzą wciśniętą w poduszkę, aby swoimi szaleńczymi piskami nie przyciągnąć uwagi nadopiekuńczych rodziców. Gdy uspokoiła się odrobinę, chwyciła w dłonie piżamę i pobiegła do łazienki, aby oddać się ramionom gorącej, rozluźniającej wody.