Część pierwsza i pewnie ostatnia

6.5K 528 192
                                    

Severus Snejp resztkami cierpliwości powstrzymywał się przed wyjściem z gabinetu Dambledora i efektownym trzaśnięciem drzwiami. Zawsze kiedy myślał, że ten stary pajac już niczym go nie zadziwi, Dambledor wpadał na kolejny, genialny w jego mniemaniu pomysł. Jak na przykład przyjęcie praktykantów przez Mistrza Eliksirów.
- Albusie, czy ciebie naprawdę już popierdo...
Dambledor przyłożył palec do ust, nakazując mu milczeć.
- Severusie Snejp, posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzać. - Albus przegryzł dropsa, a cukierkowe okruszki wylądowały na jego brodzie. Obrzydliwe. - Nie wkurwiaj mnie.
Severus westchnął, wiedząc, że tę walkę już przegrał. Co nie znaczyło jednak, że musi się do rozkazów staruszka dostosowywać. Albo, że nie może go na odchodne powkurwiać.
- Albusie, mogę ci zadać pytanie? - Dyrektor w międzyczasie przegryzł kolejne kilka dropsów i Snejp zaczął się zastanawiać, czy Albus sra też dropsami. Może w jego kibelku unosił się nawet cytrynowy zapach. Jego żołądek niebezpiecznie się ścisnął i Snejp szybko zastąpił wizję srającego Albusa rozmyślaniami o gryfonach, którym musi jeszcze dziś jebnąć trochę minusowych punktów.  To zawsze poprawiało mu humor.
- Pytaj o cokolwiek zechcesz, drogi Severusie...
- Kiedy masz zamiar w końcu przejść na emeryturę? - Snejp zadał to pytanie patrząc Dambowi prosto w oczy i doskonale widział, że to zdecydowanie nie było pytanie jakie staruszek chciał usłyszeć.
- Oh, ale o jakiej emeryturze mówisz, jestem piękny, młody, w sile wieku... - Damb udawał rozbawionego, ale Snejp dopiero szykował ostateczny pocisk.
- Tak młody, że czasami twoje komnaty mylą ci się z dormitorium pierwszorocznych gryfonów...
Dambledor przyszpilił go wzrokiem. Zabawa się skończyła.
- Severusie, jesteś n i e z n o ś n y.
- Jeśli nie możesz mnie znieść gdy jestem najgorszy, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie kiedy jestem najlepszy. - Severus odparł, opierając się łokciami o dyrektorskie biurko. Szybko jednak się cofnął, przypominając sobie, że dyrektor z niejednego pieca chleb jadł i na niejednym biurku się ruchał.
W oczach Dambledora mógł dostrzec złość i bawiło go to tak bardzo, że z trudem powstrzymywał się przed wybuchnięciem śmiechem. On się nie śmiał, on wzbudzał lęk.
- Przyznaj po prostu, że czekasz aż kopnę w kalendarz by zająć moje miejsce - Dambledor warknął i Snejpowi przyszło do głowy, że być może dambledorowskie przywiązanie do dyrektorskiej posadki wiąże się z syndromem małego penisa. Im mniejszy tym bardziej chce się być na górze.
Oczywiście Snejp nie miał z takimi rzeczami problemu, bycie dyrektorem wiązało się w jego przypadku z powołaniem. Trochę też z chęcią wypierdolenia gryfonów z Hogwartu i zdobyciem Pucharu Domów dla Slytherinu, ale tego oczywiście nie mógł przyznać głośno.
- Skądże znowu, Albusie, martwię się twoim stanem zdrowia. Sądzę, że powinieneś zrobić sobie wolne. - Odparł, najspokojniej jak tylko potrafił. Czasami, leżąc w łóżku wieczorem, zastanawiał się dlaczego nie dostał jeszcze Oscara za tyle lat świetnego aktorstwa i bycie najlepszym czarnym charakterem Hogwartu od swoich narodzin. W końcu po coś dbał o intensywną czerń swoich szat.
- Po moim trupie, Snejp.
- Ah, wtedy to już w ogóle będziesz musiał pokusić się o wieczny odpoczynek.
- Wyjdź, proszę Cię - Albus wskazał mu drzwi.
- Zrobię to, ale tylko z uwagi na twoje słabe, starcze serce. Nie możesz się denerwować.
- Wyjdź, Severusie.
Snejp był już za drzwiami, ale wychylił zza nich głowę, by zadać dyrektorowi ostatnie pytanie.
- Może zaparzyć ci meliski?
- Wypierdalaj - W jego stronę została z impetem rzucona Tiara Przydziału. Snejp nie chciał wiedzieć w jakim celu Dambledor używał jej na codzień.
Tiara w locie wydała z siebie okrzyk "Gryffindor!", przydzielając Snejpa do nowego domu, co Mistrz Eliksirów uznał za obelgę.
- A obyś wpadła komuś przypadkowo do kominka, głupia kurwo.

***
- Nie jestem zachwycony tym pomysłem, ale jako, że dyrektor wyznaje zasadę "płacę to wymagam" jestem zmuszony zorganizować dziś dla was dodatkowe zajęcia praktyczne. - Snejp obrzucił wzrokiem wszystkich zgromadzonych w sali chętnych. Granger, Malfoy, Lovegood i Schrödinger. Świetnie, kurwa, po prostu świetnie. - Dziś przygotujecie miksturę, którą opisałem wam na tablicy. Nie spierdo... zepsujcie tego. Zwłaszcza ty, Granger.
Ignorując wściekłą minę Gryfonki, oddał się rozważaniom na temat "płacę to wymagam", gdyż tak naprawdę Dambledor od kilku lat nie zapłacił mu ani grosza. W związku z tym Snejp zmuszony był do ponownego lizania dupska Czarnego Pana. Jakkolwiek to brzmiało. Severus wziął się za sprawdzanie esejów, zupełnie pozostawiając klasę samej sobie. Co do Dracona nie miał wątpliwości, że świetnie mu pójdzie, Granger też nie spierdoli eliksiru, czego jednak nie lubił przyznawać nawet przed samym sobą, a co do pozostałej dwójki... No cóż, prędzej wygra w totka niż nie wysadzą klasy. Po Lovegood mógł jeszcze oczekiwać wybuchu z brokatu i wyimaginowanych wróżek, ale co do Schrödingera totalnie nie wiedział czego ma się spodziewać. Prawdę mówiąc, widział tego ucznia na oczy drugi raz w życiu. Podejrzewał nawet, że to szpieg przysłany przez Dambledora, który sprawdza, czy aby na pewno Snejp wywiązuje się z powierzonego mu zadania prowadzenia zajęć dla praktykantów.
W obawie o stan pracowni i sprzętu po tych wspaniałych zajęciach, Snejp przygotował swoim uczniom najłatwiejszy przepis z możliwych. Mugolski.
Czekał tylko, aż któreś z nich się zorientuje. Wstał od biurka, przerywając sprawdzanie prac i rozpoczął swój tradycyjny obchód.
Idealny zapach, prawidłowy złoty kolor...
- Profesorze... Kurczak, serio? - Spytał Draco, obserwując pływającego w kociołku ptaka.
- Kurczak to baza całego eliksiru. Można go co prawda zastąpić kostkami rosołowymi, ale to już nie ten sam smak i nie to samo działanie.
- Czy my do kurwy nędzy gotujemy rosół? - Snejpa dobiegł głos z tyłu sali. Odwróciwszy się, dostrzegł Schrödingera.
- Schrödinger, minus dwadzieścia punktów za słownictwo od... z jakiego ty jesteś domu?
- Hufflepuff. Tiara się pomyliła.
- Ah, tak, tak, Tiara się czasami myli - Snejp przypomniał sobie dzisiejszy incydent z Tiarą w gabinecie Albusa. - To jeszcze minus dwadzieścia za bycie Puchonem.
- Nie będę gotować rosołu na mięsie. - Kontynuował Schrödinger.
- Ponieważ? - Zapytał Snejp drwiącym tonem. A myślał, że te zajęcia będą nudne.
- Ponieważ jestem wege.
- Ja też - Wtrąciła Lovegood.
Snejp potarł skronie i ruszył do magazynu. Po chwili wyszedł z pomieszczenia, niosąc garść kostek rosołowych.
- Ah, ta dzisiejsza młodzież - Mruknął - Uwijać się z tym, ale już, musimy przejść do następnej mikstury. Ty Granger też dorzuć, znając życie twój rosół jest wyjątkowo niesmaczny. - To wcale nie tak, że Snejp planował później się tym rosołem żywić, bo hogwarckie wyżywienie zeszło na psy. Skądże.
Wrócił do magazynu i odszukał pomiędzy składnikami cztery słoiczki koncentratu pomidorowego.
Zaniósł je do sali i na tablicy zaczął opisywać skomplikowany proces tworzenia kolejnej mikstury.
- Rosół to idealna baza do bardziej skomplikowanych eliksirów. Kiedy już skończycie go przygotowywać, dodajcie tego. - Uniósł jeden ze słoiczków do góry, ukazując go uczniom. - Uważajcie, pomidorowa to skomplikowana mikstura. Jeden zły ruch i po was.

Hogwarckie Opowieści Różnej Dziwnej TreściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz