Część czwarta, bo nie znam się na rymach i żartach

2.5K 293 75
                                    

Snejp stał przy oknie, obserwując prószący za szybami śnieg. Pomyślał o nadchodzących świętach i uświadomił sobie, że pewnie po raz kolejny nie dostanie tego czego chce. Czyli jak co roku.
Rok w rok, zapobiegawczo wysyłał list do Mikołaja - nieważne, że skurwiel nie istniał a nadzieja była matką głupich. Przezorny zawsze ubezpieczony.
I co roku - chuj. Jedyne co dostawał to masa bezużytecznych drobiazgów i łapaczy kurzu, nieszczerych życzeń, kurwica i ohydna kolacja wigilijna.
W tym roku jednak najwidoczniej miał dostać jeszcze zawału. Zaczęło się od Schrödingera, który nieco za bardzo wziął sobie do serca swoją misję.

***
- 007, zgłoś się. - Mari nakurwiał pięścią w drzwi prywatnych, przytulnych komnat Mistrza Eliksirów.
- Schrödinger, czy ciebie już do końca popierdoliło? - Snejp otworzył drzwi, zaspany i kompletnie nagi pod pluszowym szlafrokiem w węże. - Jest sobota, a dokładniej mówiąc, szósta rano.
Schrödinger wyminął go w drzwiach i bez słowa, a tym bardziej snejpowego pozwolenia, wcisnął się do przedpokoju.
- Melduję wykonanie zadania, Bond, znaczy się, Snejp.
Severus westchnął i potarł skronie. Zapowiadał się długi i kurewsko ciężki dzień.
- Co znowu, Schrödinger?
Puchon wyciągnął z plecaka wiązkę jemioły i cienką rózgę.
- Prezent dla Dambledora, tak jak kazałeś.
Snejp obrzucił wzrokiem zdobycze Schrödingera i przez dłuższą chwilę próbował ustalić co w tym obrazku mu nie pasuje.
- Co? Ja kazałem? - Snejp podrapał się po głowie, co nieco upodobniło go do małpy. - O ile dobrze pamiętam, to kazałem ci przynieść trujący bluszcz i pejcz.
- Słuchaj, Snejp... - Schrödinger zbliżył się do niego i złapał go za poły szlafroka, po czym zaczął konspiracyjnym szeptem. - Mnie naprawdę nie interesuje jak się z Arbuzikiem zabawiasz, dopóki nie robisz tego ze mną...
- To nie tak jak myślisz, Sch...
- Kotku? Wiem, że właśnie to chciałeś powiedzieć. - Mari uniósł jemiołę w górę, trzymając ją nad ich głowami. - Może choć raz byłbyś miły dla swojego misiaczka, Albusa? Wiesz w ogóle do czego służy jemioła?
- Robi się z niej eliksiry na potencję. - Wypalił Snejp, niewiele myśląc.
Schrödinger zbliżył się do niego jeszcze bardziej, udając, że nie słyszy.
- Pomińmy to, nie interesuja mnie twoja erekcja. - Zbliżył swoje usta do ust Snejpa. - Jeszcze.
- Schrödinger? - Snejp stał niczym słup, nie bardzo wiedząc co ma zrobić. Nie mógł jednak pozwolić, by jakiś gówniarz go zdominował. Gdy już wydawało mu się, że puchon zaraz go pocałuje, Schrödinger wyciągnął coś z kieszeni i szybko wsadził to do kieszeni w szlafroku Snejpa.
- Wykorzystaj to dobrze - Wepchnął mu w dłonie jemiołę. - Wesołych Świąt, Snejp.
Wyszedł z komnat, trzaskając drzwiami. Snejp ciężko oddychał, jak po szybkim biegu. Co się właśnie kurwa stało? Wypuścił jemiołę z rąk i oparł się o ścianę, bojąc się, że nie utrzyma równowagi. Dopiero po chwili jego dłoń zawędrowała do kieszeni. Wyciągnął jej zawartość i zbliżył do twarzy, by móc dokładnie ją obejrzeć w ciemnym przedpokoju.
W dłoni trzymał kilka prezerwatyw, a na opakowaniu każdej z nich nadrukowano portrety Albusa Dambledora, Najbrzydszego Dyrektora Hogwartu.

***
Albus usiłował przecisnąć się przez ten cholerny, ciasny komin, ale wydawało mu się, że jego seksowny tyłeczek nie zdążył jeszcze dojść do formy po zeszłorocznym, świątecznym obżarstwie.
- Na fiuta Grindenwalda - Mruknął, próbując ruszyć się o choć parę centymetrów. - Ciasno tu jak w dupie.
Albus szarpnął się, próbując się cofnąć, by ponownie spróbować przedostał się w dół. Stało się jednak coś, czego się zupełnie nie spodziewał - runął z impetem w dół, z trzaskiem lądując prosto w kominku.
- Auuu - Zawył, podnosząc się z bólem. Potarł pośladek, w który najwidoczniej wbił się jeden z pniaków uszykowanych do spalenia. - Parę centymetrów w prawo i nie byłbym już prawiczkiem, hoho.
Albus wygramolił się powoli z kominka do salonu, rozglądając się po pomieszczeniu. Snejpa nie było, co znaczyło, że mógł w pełni zająć się realizacją swojego złowieszczego planu. Otrzepał z sadzy swój czerwony kubraczek, wcisnął na głowę czapkę Mikołaja, która nieco ucierpiała podczas podróży kominem, a na sam koniec upewnił się czy prezentowa wstążka na pewno jest na właściwym miejscu pod kubraczkiem. Kiedy już zrobił się na bóstwo, mógł pójść krok dalej - ułożyć się wygodnie na łóżku swego wybranka serca i czekać na jego powrót. Będzie się działo.

Hogwarckie Opowieści Różnej Dziwnej TreściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz