Albus Dambledor, legendarny dyrektor równie legendarnej szkoły i posiadacz bujnej, długiej brody (choć zawsze podkreślał, że nie tylko brodę ma okazałą) przemierzał właśnie szkolne korytarze, gdy kątem oka dostrzegł obiekt swoich westchnień. Obiekt ten, wysoki i okryty czarnymi szatami - i bynajmniej nie był to dementor - odpierdalał właśnie coś niesamowicie niepokojącego, coś, co aż wymagało od dyrektora natychmiastowej interwencji.
- Severusie, czy ty się dobrze czujesz? - Zaczął wystarczająco głośno, by ściągnąć na siebie uwagę wszystkich uczniów, a może nawet podnieść z grobu rodziców Pottera. Mistrz Eliksirów jednak nie usłyszał jego słów, zbyt zajęty niszczeniem swojej budowanej przez lata reputacji.
- Ręce na bioderka i kręcimy! - Obwieścił Severus Snejp, stojąc przed grupką uczennic.
Albus przez chwilę obserwował kocie ruchy swojego niedoszłego kochanka, wciąż mając nadzieję na to, że jeszcze kiedyś uda mu się połączyć ze Snejpem w tym gorącym tańcu miłości.
- Severusie... - Powtórzył. - Myślę, że powinniśmy się udać do mojego gabinetu. Natychmiast.
- Goń się, Arbuz. - Warknął Snejp, zaczynając twerkować. Czarna szata szybko poszła w ślady bioder Nietoperza, unosząc się co chwilę do góry i przy okazji strzepując grube warstwy kurzu ze starych, kamiennych ścian.
- Severusie, przywołuję cię do porządku. Kto to wszystko posprząta?
- Panie dyrektorze... - Gdzieś za Dambledorem rozległ się czyjś zdyszany głos. - Chciałabym porozmawiać z panem o karygodnym zachowaniu profeso...
- Nie trzeba, panno Granger. - Dambledor wyciągnął dłoń przed siebie, wskazując na Snejpa, który zdecydowanie zbyt dobrze się bawił. - Doskonale widzę, co się dzieje. Skubaniec, nieźle się rusza.
- Słucham?
- Nic takiego, Hermiono. Mówiłem tylko, że będę musiał wyjaśnić sprawę z moim kotkie... tfu, profesorem Snejpem na osobności. I to jak najszybciej, tego typu sprawy nie mogą zbyt długo czekać.
Cholera jasna, czy Snejp go uwodził? Najpierw go odrzucił, a teraz odpierdalał jakiś dziwny taniec godowy na samym środku szkoły?
- Schrödinger. - Rozległo się warknięcie, a Albusowi przez chwilę zdawało się, że usłyszał głos Snejpa. Z ust Mistrza Eliksirów nie wydobyło się jednak ani jedno słowo - w końcu uważnie obserwował te pełne, mięciutkie wargi, stworzone wręcz do pocałunków - choć Severus nagle przystanął w miejscu, gdzieś w połowie swojego twerkowania. - Ja cię zniszczę, przysięgam, popamiętasz mnie do końca swoich dni.
Dambledor szybko obrócił się w stronę drzwi, skąd dochodził głos, od razu dostrzegając drugiego Snejpa.
Snejp drzwiowy różnił się jednak od Snejpa twerkującego tym, że w dłoni dzierżył rączkę wielkiej walizki, a na szyi przewieszone miał truchło jakiegoś ptaka.
- To nie tak jak myślisz, Snejp. - Odparł Severus twerkujący, a raczej powoli wycofujący się do jednego z bocznych korytarzy. - Wszystko mogę wytłumaczyć.
- Z drogi. - Rzucił do uczennic Snejp drzwiowy, rzucając na bok martwego ptaka i ruszając w pogoń za swoim sobowtórem. - Nogi ci z dupy powyrywam, niech no tylko cię złapię.
Albus obserwował gonitwę przez parę sekund, zastanawiając się jeszcze jakby to było mieć dwóch takich Snejpów - najlepiej w łóżku - aż w końcu ruszył do gabinetu, z zamiarem napierdolenia się cytrynowymi dropsami. Czasami dyrektorskie obowiązki były nie do ogarnięcia na trzeźwo.***
- Co też ci przyszło do głowy? - Mruknął Snejp, rzucając w Schrödingera paczką mrożonego groszku. Puchon szybko przyłożył mrożonkę do guza na czole, którego przypadkowo nabił sobie o drzwi od snejpowego gabinetu. - Co jeszcze odpierdalałeś pod moją nieobecność?
- Cóż, myślę, że dzięki mnie zdobyłeś parę fanek. - Przyznał Schrödinger. - Może już nawet założyły fanklub, kto wie...
- Dobra, cofam to. Jednak nie chcę tego wiedzieć. - Snejp odkorkował wino, czując, że musi wymazać okropne doświadczenia dnia dzisiejszego. - Gdybym miał świadomość, co robisz pod moją nieobecność... w życiu bym tu nie wrócił, uniknąłbym przynajmniej kompromitacji. Dlaczego w ogóle chciałeś, żebym przyjechał?
- Szczerze mówiąc... nie mam zielonego pojęcia, jak dawałeś sobie radę z tym syfem.
- Jak można nie dawać sobie z tym rady? - Snejp upił łyk wina z butelki, nie kłopocząc się z szukaniem kieliszków. - Amator, cholerny amator, wiedziałem, że to zbyt trudne dla takiego żółtodzioba.
- Wiedziałeś, a jednak mnie z tym zostawiłeś. Samego. - Oburzył się Schrödinger.
- Wybacz, czasami zapominam, że tylko ja jestem na tyle zajebisty, żeby radzić sobie w tej pracy i nie zwariować jednocześnie.
- Taa... - Mruknął puchon. - Dobrze, że jesteś w tak świetnym humorze. Bo chyba przypadkowo umówiłem cię na randkę z samym dyrektorem.
CZYTASZ
Hogwarckie Opowieści Różnej Dziwnej Treści
FanfictionHarry Potter w krzywym zwierciadle. Bardzo krzywym. Obrazek na okładce autorstwa Dywana, którego nie mogę oznaczyć, bo nie znam jego konta, ale cieplutko go pozdrawiam.