IX

2.3K 211 12
                                    

Wróciłam dziś bardzo późno do domu. Ostatnio często wracam po północy. Większość czasu spędzam z Jasonem w sklepie, a resztę z Jessie i Simonem.

Babcia już śpi. Powinna jak najwięcej odpoczywać i siedzieć w ciepłym domu. Na dworze jest strasznie zimno, a ona ma bardzo słabą odporność.

Po cichu weszłam do jej pokoju i przykryłam ją dodatkowym kocem. Sama zrobiłam sobie herbaty, coś zjadłam i się umyłam.

Postawiłam kubek na biurku. Nakręciłam pozytywkę i opierając głowę na rękach wpatrywałam się w maleńką tancereczkę. Przez chwilę wydawało mi się, że tańczy normalnie, że żyje. Zamrugałam kilka razy, znów kręciła się w kółko.

Melodia zaczęła mnie usypiać. Czułam się jakbym była zahipnotyzowana.

Rano pozytywka nadal wygrywała tą samą piękną melodyjke.

Wykonałam ten sam rytułał co zawsze i udałam się do swojej ukochanej pracy.

Wydaje mi się, że Jason nie specjalnie przepada za moimi przyjaciółmi. Szczególnie za Simonem. W jego oczach widać chęć mordu, gdy na niego patrzy.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Zazdrośnik.

KILKA DNI PÓŹNIEJ...

Ktoś puka do drzwi. Nie, wali w nie i krzyczy:

-Lotti otwórz! Wiem, że tam jesteś!

-Nie - szepnęłam pociągając nosem.

-Otwieraj te cholerne drzwi!

Z trudem wstałam i otworzyłam je. Jessie od razu mnie przytuliła, a ja stałam tak jak słup soli cały czas płacząc.

Wpuściłam ją do środka.

-Chcesz coś do picia? - spytałam cicho, ocierając łzy spływające po moich policzkach.

-Sama sobie zrobię, ty lepiej usiądź.

Wyglądam jak wrak człowieka. Ubrana w jakieś stare ciuchy, zapłakana, blada... Nic tylko umrzeć.

-Tak strasznie mi przykro - powiedziała, gdy wróciła do salonu.

-To moja wina. To ja ją zabiłam - mój głos był przygaszony.

-Nawet tak nie myśl Lotti.

-Ale to prawda! Kompletnie nie poświęcałam jej żadnej uwagi. A teraz? Jest już za późno... - mówiłam patrząc na nią. Kolejne łzy zaczęły spływać po moich policzkach i szyi.

Załapała mnie za ręce.

-To nie twoja wina. Nie miałaś na to wpływu. To wydarzyłoby się nawet jeśli byłabyś przy niej cały czas.

-Wcale nie. Wtedy mogłabym ją uratować.

-Nie mogłabyś. Nikt by nie mógł.

Przytuliłam się do niej. To tak cholernie boli.

Nim się uspokoiłam, minęło trochę czasu. Moim sercem nadal targają rozpacz i żal ale nie mogę wiecznie płakać.

-Muszę już iść Lotti. Zobaczymy się jutro - przytuliła mnie na pożegnanie.

-Mogę cię o coś prosić? - nie patrzyłam na nią, siedziałam ze spuszczoną głową.

-Jasne.

-Na moim biukru leży projekt sukienki dla jednej z lalek Jasona. Możesz mu to zanieść?

-Nie ma sprawy.

-Tylko nic mu nie mów.

-A jak zapyta?

-Nie zapyta. Po prostu nie chcę mu zawracać głowy.

-Jak chcesz. Trzymaj się Lotti.

Wyszła. Teraz zostałam już kompletnie sama. Zacisnęłam powieki. Nie jestem w stanie nie płakać.

Pobiegłam do łazienki. Znalazłam jakieś leki i żyletkę. Nasypałam sobie pół opakowania tabletek na rękę. Strasznie się trzęsę. Nie. Nie dam rady. Nie zrobię tego. Wsypałam je z powrotem i usiadłam na zimnych kafelkach. Nie potrafię się zabić. Nie mam na to odwagi.

Skuliłam się pod ścianą i zaczęłam płakać. Głośno, pozwoliłam by wszystkie moje emocje ze mnie wypłynęły.

***

Przyszła do mnie jej przyjaciółka. Dała mi projekt sukienki i wyszła.

Spojrzałem na kartkę. Jest idealna, będzie w niej pięknie wyglądać.

Męczy mnie dziwne uczucie, że stało się coś niedobrego. Jeśli coś się stało mojej laleczce...

Panuj nad sobą - powtarzałem w myślach - panuj nad sobą, jeszcze nie teraz. Później.

***

To dziwne uczucie, gdy widzisz jak ktoś umiera, dosłownie widać jak z tej osoby uchodzi życie. To boli. A jeszcze bardziej, gdy jesteś świadkiem jak umiera ktoś bardzo ci bliski.

Wpatrywałam się w pustą przestrzeń. Już nie płakałam, nie miałam czym.

Nakręciłam pozytywkę i zasnęłam. Przez kilka dni raczej nie będę wychodzić z domu.

KOLEJNE KILKA DNI PÓŹNIEJ...

Wróciłam do pracy po prawie tygodniu spędzonym samotnie w domu. Jason był wściekły, że nie dawałam znaku życia. Tymczasem ja próbowałam popełnić samobójstwo.

W miarę już doszłam do siebie, chociaź nadal płaczę po nocach. Ale już nie próbuje się zabić.

-Dzisiaj też wychodzisz wcześniej? - spytał obejmując mnie w talii.

-Nie. Ostatnio nie mam ochoty nigdzie wychodzić.

-Zauważyłem.

-Przepraszam.

-Po prostu więcej tak nie rób.

-Dobrze - pierwszy raz od śmierci babci się uśmiechnęłam.

MORDERCZE LOVE STORYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz