VII

1.3K 161 37
                                    

Najszybciej jak potrafiłam zgarnęłam plecak i spakowałam do niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Muszę uciec. Jak najszybciej i jak najdalej. - Myślałam.

Wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, wyszłam z domu. Poszłam na przystanek i wsiadłam w pierwszy autobus, który podjechał. Nie obchodziło mnie dokąd jechał, byle daleko.

Nie zdążyłam się z nim nawet pożegnać - pomyślałam o moim przyjacielu. Może kiedyś jeszcze uda mi się z nim zobaczyć. Póki co, muszę "zmienić otoczenie".

Starałam się nie tracić czujności, lecz powoli, pod wpływem delikatnego bujania się autobusu, zasypiałam.

Podświadomie pragnęłam znów poczuć wczorajszą rozkosz...

***

Nie ma jej. Uciekła.

Nie powiem, zdenerwowała mnie tym. Ale i rozśmieszyła; myśli, że jest w stanie się ode mnie uwolnić. To urocze.

Zastanawiałem się, czy szukać jej już teraz, czy może zaczekać aż trochę ochłonie i złożyć swoją wizytę z zaskoczenia.

Jednak postanowiłem znaleźć ją jak najszybciej.

Może powinienem dać jej jakąś nauczkę? Nie. Nie zrobię tego. Po prostu grzecznie z nią porozmawiam - uśmiechnąłem się do siebie.

Opuściłem mieszkanie dziewczyny, zostawiając je w fatalnym stanie. I tak już tam nie wróci więc co z tego.

***

-Veronico... - Ciarki mnie przeszły, gdy usłyszałam ten jakże znienawidzony głos tuż przy moim uchu. Skuliłam się na siedzeniu. Jego tu nie ma, wydaje ci się - powtarzałam w myślach. - Obudź się moja marionetko - szeptał. Nie. - odparłam w myślach. Zostaw mnie. - Obudź się...

Gwałtownie się podniosłam. Przede mną stał kierowca, miał wyraźnie zmartwiony wyraz twarzy.

-Już jesteśmy - powiedział.

-Oh, dziękuję panu bardzo - odparłam i wysiadłam z pojazdu. Ciekawe gdzie jestem? - Zastanawiałam się.

Zatrzymałam się w przydrożnym motelu. Modliłam się o to, by mnie nie znalazł. I o to, by nie skrzywdził Kaza. Bo kto wie do czego się posunie po mojej ucieczce. Chociaż raczej będzie mnie szukał.

Leżałam, wpatrując się w sufit. Czym było to dziwne uczucie rozkoszy? - Spojrzałam na swoje ręce. Oczami wyobraźni widziałam jak owijają je złote sznurki.

-Marionetka - wyszeptałam.

***

Przyglądałem się śpiącej dziewczynie. Musiała mieć koszmary, bo przewracała się z boku na bok.

-Spokojnie moja marionetko - złote sznurki owinęły jej kruche i delikatne ciało sprawiając, że choć trochę się uspokoiła. - Przecież mówiłem, że o ciebie zadbam.

***

Znów poczułam tą przyjemną, upragnioną rozkosz. Tą samą, która towarzyszyła mi ostatnio, gdy byłam zaplątana w złote nici. O nie... - Gwałtownie otworzyłam oczy, lecz nie mogłam się ruszyć. Znowu. Nie. nie. Tylko nie to. - Myślałam.

W ciemnościach mogłam dostrzec złote oczy, które uważnie mi się przyglądały.

-Obudziłem cię?

-Puszczaj mnie!

-Spokojnie. Przecież nie robię ci krzywdy - mówił spokojnie. - Uciekłaś. Myślałaś, że to ci pomoże?

Miałam nadzieję - pomyślałam. Ale co z tego, prawda? Dla ciebie się to nie liczy. Posłałam mu mordercze spojrzenie.

-Nie rozumiem twojej złości Veronico.

-Zabrałeś mi wolność!

-Niczego ci nie zabrałem. Ty nie wiesz co to znaczy, ale skoro tak bardzo tego chcesz, to pokaże ci jak to jest NIE MIEĆ wolnej woli.

Czułam jak już kompletnie tracę wszelką kontrolę. Mogłam się tylko przyglądać temu, co on ze mną robi.

Gdzieś szłam, ale nie wiem gdzie. Wyszłam z motelu, to na pewno i trzymałam coś w ręce. I to nie jest coś miłego, jestem tego pewna.

Błagam, nie. Cokolwiek chcesz zrobić nie rób tego! - Krzyczałam niemo. Nie ciężko było przewidzieć co chce zrobić.

Może i jestem czasem wredna, oschła i nieprzyjemna, ale nie chcę zabijać ludzi. Choć nie widzę w tym nic złego, jako że zabijam demony, które są do nas tak bardzo podobne, to nie chcę by jakikolwiek człowiek zginął z mojej ręki. Boję się tego, co może stać się ze mną później.

Jest wieczór, a ja idę ulicami nieznanego mi miasta, prowadzona przez jakiegoś ducha, który kontroluje moje ciało. Teraz już wiem co trzymam w ręce, to nóż. Skąd go wzięłam?

Rozglądałam się wokół. Wygląda na to, że czegoś szukam, najprawdopodobniej mojej pierwszej ludzkiej ofiary.

Nie! - Krzyczałam. Nie! Zostaw mnie! Pozwól mi odejść, błagam! Nie chcę tego! - Starałam się uwolnić, lecz na próżno. To on musi przestać mnie kontrolować, inaczej nic z tego.

Ktoś szedł przede mną. Jakiś młody chłopak, ledwie nastolatek. Obok niego szła dziewczyna, trzymali się za ręce.

Nie rób tego! Nawet się nie waż! Słyszysz ty nędzna pokrako!? - Zero reakcji z jego strony.

Wolnym krokiem zbliżałam się do pary. Nie wydawałam z siebie nawet najmniejszych dźwięków, nic.

Przestań! Uwolnij mnie! - Moje ciało, podobnie jak Marionetkarz, było głuche na wszelkie rozkazy, które wydawałam. Chciałam się zatrzymać, a szłam dalej, chciałam się odwrócić, ale nie pozwalały mi na to te cholerne złote sznurki!

Rzuciłam się na nich i szybkim ruchem podcięłam chłopakowi gardło.

Nie!

Jego towarzyszka była tak zdezorientowana, że nie była w stanie uciec, co poskutkowało jej śmiercią z moich rąk.

Przestań!

-Teraz już wiesz jak to jest nie mieć wolnej woli. - Czułam jak odzyskuję władze nad sobą. - Podobało ci się? - Nie odezwałam się. Byłam przerażona, zdezorientowana i kompletnie bez sił. - Właśnie. Więc nie mów, że odbieram ci wolną wolę. Ja tylko kontroluję twoje ciało, ale nie robię nic innego, nic co w jakikolwiek sposób tobie przeczy. Sama to zrobiłaś Veronico. Ja tylko kontrolowałem twoje ciało, nie umysł.

Wszystko wokół mnie nagle zaczęło tracić swoje barwy i kształty, gdy to usłyszałam. Przecież to jest... Niemożliwe.

-Ale spokojnie - mówił dalej. - Nie pozwolę by ktokolwiek odkrył, że to twoja wina. Ochronię cię moja marionetko.

MORDERCZE LOVE STORYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz