VII

2.5K 227 77
                                    

Ugh... Padam z nóg - myślałam padając na kanapę po powrocie do domu.

Zostałam perfidnie wyciągnięta z łóżka, z samego rana i to w poniedziałek! Dlaczego? Ano dlatego, że jakiś geniusz wymyślił szkołę, do której trzeba wstawać wcześnie żeby zdążyć na ósmą. Jakby nie można było zaczynać lekcji o dziesiątej.

Dzisiejszy dzień był masakryczny. Dwie kartkówki i sprawdzian. W dodatku panuje jakaś grypa i połowy uczniów nie było w szkole, ale mimo to nauczyciele dzielnie trzymali nas do końca.

-Jestem głodna... - stwierdziłam na głos, ale jestem chyba zbyt leniwa żeby się podnieść, z resztą w ogóle jakoś słabo się czuję. Znając moje szczęście - którego nie ma - pewnie się rozchoruję i ostatnie dni bez rodziców spędzę w łóżku, przykryta kocem po uszy i na jakiś syropach, tabletkach i proszkach co to niby zwalczają wirusy czy tam bakterie.

Usłyszałam jak mój żołądek woła o pomoc. W końcu wstałam i powolnym krokiem ruszyłam zrobić sobie jakiś obiad.

Nim się obejrzałam, minęła cała reszta dnia. Czułam się coraz gorzej. Miałam ochotę tylko spać.

***

Wpadłem do niej od razu po skończeniu swojej roboty, ale już spała. Nie chciałem jej budzić. Wygląda jak dziecko.

Stałem tak tam przez kilka minut. Przykryłem ją też dodatkowym kocem bo cała się trzęsła. A potem jak gdyby nigdy nic wyszedłem przez okno.

Wciąż myślałem nad tym co powiedziała ostatnio...

***

Gdy się obudziłam było grubo po dziewiątej. Zaspałam, no pięknie. Chciałam wstać ale zrezygnowałam z tego pomysłu jak tylko wygramoliłam się spod kocy. W cholerę zimno. Co z tego, że to już prawie lato. Jest zimno.

Napisałam do Stevie, że dzisiaj mnie nie będzie, bo się rozchorowałam. Odpisała, że wpadną do mnie po lekcjach i przyniosą jakieś lekarstwa.

Leżę tak na wpół przytomna od kiedy wstałam. Nie potrafię spać w dzień.

Kilka minut po drugiej byli już u mnie. Przynieśli mi atybiotyk i zrobili coś ciepłego do jedzenia i picia. Boże, zginęłabym bez nich. Byłabym niczym dziecko we mgle, w dodatku głuche i ślepe.

-Dzięki - odparłam słabo.

-Nie ma za co. Jeślibyś czegoś potrzebowała daj znać - uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam gest tak jak tylko mogłam.

-Jasne.

Pożegnali się ze mną i poszli.

Jakąś godzinę potem wpadł Jack.

-Hej, jak się czujesz?

-Kiepsko - zakasłałam.

-Widać - przyłożył mi rękę do czoła - jesteś rozpalona.

-No wiem. To jakiś rodzaj grypy.

Zniknął. Tylko tyle udało mi się zarejestrować moim zmęczonym wzrokiem.

Chwilę po tym poczułam coś mokrego.

-Co ty...

-Jak nie zbijemy tej gorączki to odlecisz.

Mruknęłam jakieś tam dzięki pod nosem i zasnęłam.

***

Zasnęła. To dobrze, szybciej wyzdrowieje. Nie żeby mnie to specjalnie interesowało czy coś, po prostu spłacam swój dług.

Minęło pół godziny. Plusem jest to, że gorączka spada. Super, bo nie mam zamiaru tachać jej do szpitala bo karetka tu nie dojedzie. Mam nadzieję, że nic jej nie będzie. Chwila, dlaczego ja się o nią martwię?

***

Dzięki Stevie, Chrisowi i Jack'owi po trzech dniach byłam już wstanie wrócić do szkoły. Co nie zmienia faktu, że zmarnowałam te trzy dni leżąc w łóżku. Życie jest piękne.

MORDERCZE LOVE STORYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz