VIII

1.5K 159 20
                                    

Obudziłam się sama. Jego nie było w pokoju. Podeszłam do drzwi, były zamknięte. No tak, przecież nie zostawiłby ich otwartych idiotko - skarciłam się w myślach. Wyjrzałam przez okno. Nie jest zbyt wysoko, jeśli uda mi się je otworzyć, to może zdołam uciec. Zaczęłam mocować się z zatrzaskiem. Otwórz się no - błagałam. Usłyszałam ciężkie kroki, więc szybko wskoczyłam na łóżko.

-O, nie śpisz.

-Przed chwilą się obudziłam - zmierzyłam go wzrokiem. Jest chyba w moim wieku, sądząc po jego wyglądzie. Ma bujne, ciemne włosy, a na sobie czarną koszulkę i jeansy. Trzeba przyznać, że jest przystojny. Bardzo.

-Jesteś głodna? - Zaskoczył mnie tym pytaniem.

-Wybacz ale czegoś nie rozumiem.

-No mów.

-Nie powinieneś mnie traktować nieco inaczej? No nie wiem, być bardziej niemiły?

-Słuchaj. To, że jestem niezbyt grzeczny, wcale nie oznacza, że muszę traktować cię jak szmatę. Tak się składa, że ja też mam swoje zasady. Gdybyś była facetem, to owszem, już prawdopodobnie byłabyś martwa. Ale jako, że mam szacunek do kobiet, to przeżyjesz. Nawet wrócisz do domu.

-Dziękuję.

-Ta, nie ma za co. - Odparł bez emocji. - Wieczorem odstawię cię do miasta. Nie mam ochoty cię niańczyć.

-Dobrze. Obiecuję, że nikomu nic nie powiem.

-Mam nadzieję. Bo inaczej... - Schylił się i ujął mój podbródek. - Nie będę taki miły. Rozumiesz? - Pokiwałam głową na tak. W jego lodowato błękitnych oczach mogłam dostrzec nutkę podniecenia i dziwną iskrę. Posłał mi lekki uśmieszek.

-Mogę wiedzieć chociaż jak masz na imię? - Zapytałam, gdy trochę się ode mnie odsunął.

-Feliks.

-A ja Izabela.

***

Nigdzie jej nie ma. Nie mogę jej znaleźć. Zdenerwowałem się, bardzo. Miała zostać. Znajdę ją, choćby nie wiem gdzie się schowała. Gorzko pożałuje tego co zrobiła.

***

Rzeczywiście, odstawił mnie z powrotem, tak jak powiedział. Kazał mi siedzieć cicho i nikomu o tym nie mówić.

Wróciłam do domu. Ledwo weszłam do pokoju a zostałam brutalnie przybita do ściany.

-J-Jack? - Jest wściekły, to widać. Czułam jak jego ręce coraz mocniej zaciskają się na moich nadgarstkach. - Puść mnie. To boli - patrzyłam na niego błagalnie, ale w jego oczach widziałam chęć mordu. - Proszę, nie rób mi krzywdy - łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

***

Byłem tak wściekły, że nie zdawałem sobie sprawy, że ją krzywdzę. Dopiero, gdy zobaczyłem jak płacze, ocknąłem się i natychmiast przytuliłem, trzymając na rękach.

-Przepraszam.

MORDERCZE LOVE STORYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz