20. Impotencja różdżkowa

1.5K 191 110
                                    

Następnego dnia pierwszą lekcją była obrona przed czarną magią.  Wreszcie miało okazać się, kto jest następcą bądź następczynią profesor  Przypalonej. Oczywiście Draco mógł wysłać sowę pośpieszną do ojczulka,  ale po co jak Lucjusz pozostawał głuchy na jego rzadkie listy. Do tego  stopnia, że chłopak rozważał opcję wysłania treściwego wyjca z  komunikatem „Mam cię tam, gdzie różdżki się nie wkłada, ojcze".

Powstrzymywał  go jedynie spadek, który czekał w podziemiach banku Gringotta. Kupa  pieniędzy. Kupa. Nie mógł sobie pozwolić na bycie wydziedziczonym,  ponieważ jedyną jego życiową umiejętnością, oprócz zdobywania kobiet i  picia Ognistej na czas, było prowadzenie arystokratycznego trybu życia.  Jasne, że potrafiłby się wyżywić z tej pierwszej zdolności, jednak nie  uśmiechało mu się zostanie oszustem matrymonialnym.

A co  czekało go po całym dniu pełnym wrażeń? Szlaban. Urocze cztery godziny  rendez-vous z Hermioną Jean Granger, której nie widział od wizyty u  Albusa. Musiał przyznać przed sobą, że trochę zaczął jej się obawiać.  Znowu. Wszak jego zachowanie łamało całkowicie, absolutnie i  nieodwołalnie zasady układu ze szlamcią i za kilka dni Hogwart mógł  usłyszeć jakąś nieprawdopodobnie prawdziwą historię z nim w roli  głównej.

Skąd miał wiedzieć, że Granger panicznie boi się latania?

Nie  no, dobra, miał tego świadomość od pierwszej klasy, kiedy podtrzymywał  jej włosy w męskim kiblu na parterze po pierwszej lekcji latania.  Rzygała ze strachu i obrzydzenia jak Wieprzlej na imprezie urodzinowej  Zabiniego – wszędzie wokół, tylko nie do celu. To było na samiutkim  początku września, a oni mieli wtedy wspólnych wrogów w osobach  Najświętszego Pottera i Indyczego Jaja. I tak się zdarzyło, że poszedł  jej pomóc. Raz, jedyny w życiu.

Nie mógł wymówić się niewiedzą.

Swoją drogą, ciekawe, że on i Granger chwile we dwoje spędzali przeważnie w łazienkach.

Stop! Jakie chwile we dwoje?!

—  Idzie! — pisnęła mu rozemocjonowana Daphne do ucha, aż się wzdrygnął.  Poproszę Wujka Kwasa, żeby stworzył specjalny eliksir obniżający głos,  pomyślał, mimowolnie pocierając ucho. Nazwiemy go burczanem niżanu i  będziemy podawać wszystkim laskom z za wysokim głosem! Ot, co.

Mało  kto wiedział, że Severus, postać skryta, zamknięta w sobie i zwykle  niedoceniana, pod włosami, produkującymi olej snape'any (który miał  właściwości podobne do rycynowego i sprawiał, że poduszka wyślizgiwała  się spod głowy), miał mózg, zdolny do wymyślania najdziwniejszych  związków magicznych. Od trzeciej klasy Hogwart znał jedynie wilkołaczan  pełnianu, inaczej eliksir tojadowy. Tylko nieliczni, między innymi  Draco, który zawsze wiedział o wszystkim, mieli świadomość, że przed  laty Sevciu był wyjątkowo nieostrożny: wyczarował księżan półkrwianu,  eliksir, który natychmiastowo wpędzał delikwenta we friendzone, depresję  i nienawiść do wszystkich zielonookich, czarnowłosych chudzielców. Jego  skutkami ubocznymi były oprócz depresji, ziemistość cery i silnie  przetłuszczające się włosy.

Jak nietrudno się domyślić, Severus przetestował księżan półkrwianu na sobie.

—  Patrz — Daphne tym razem syknęła, za co Draco był wdzięczny Merlinowi.  Szkoda tylko, że przy okazji szturchnęła go kościstym łokciem w żebro.  Odpowiedziałby jej tym samym, ale wczoraj wraz z Pansy i innymi jego  wielbicielkami odwiodła od zemsty drużynę Slytherinu, więc musiał  stwarzać pozory miłego.

Do klasy, przed którą stali  zmierzała pulchna kobieta, odziana w bardzo szykowną garsonkę.  Sprawiałaby wrażenie sztywnej jak McGonagall przez Balem  Bożonarodzeniowym, gdyby nie włosy – w wyblakłym odcieniu fioletowego,  wywijające się na wszystkie możliwe strony. Zmarszczki zdradzały, że nie  była czarownicą pierwszej młodości.

Wszystko, tylko nie testraleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz