6.1. Jak Draco został Straszakiem

2.4K 266 65
                                    

Magiogrodnicy, do których cechu Longbottom kiedyś będzie należał, o  ile nie zdobędzie się na odwagę i nie wskoczy profesor Zielenince do  łóżka, powtarzali zawsze, że starych drzew się nie przesadza. Zbyt  rozgałęziony system korzeniowy, czy coś.

Draco Malfoy  czuł się teraz jak stara Wierzba Bijąca. Na każdą próbę zmiany jego  codziennych nawyków reagował agresją, o czym jego nowy współmieszkaniec  co rusz dowiadywał się aż za dobrze. Naprawdę. Grubych paluchów Hagrida  nie było widać zza opartunków, bowiem Draco gryzł je zapamiętale,  ilekroć Leśny Dziadek próbował zrobić coś wbrew jego woli.

Pierwsze  dziesięć ranek (palec wskazujący, kciuk tudzież większa część lewego  nadgarstka) pochodziła z drugiego wspólnego wieczoru. Hagrid uznał  wtedy, że Draco powinien otrzymać jakieś imię.

— Jesteś  ślicznym, dobrze rozwiniętym samczykiem. Zaraz ci cuś znajdę —  zamruczał, biorąc szamotającego się Dracona na ręce. Jego czarne (jak heban pierdolone orchidee*...  nie, to szło jakoś inaczej. Coś o fekaliach i stawonogach... aaa! No  tak!) żuki gnojarze ślepia Hagrida wpatrywały się z czułością w pałające  nieprzebraną żądzą mordu oczy Dracona.

Super. Gajowy  żywił do ponuraka uczucia cieplejsze niż nienawiść albo przerażenie.  Cieplejsze nawet niż chłodna tolerancja! Stanowczo powinien był jak  najszybciej zamienić tę rozpadającą się ruderę na izolatkę w Św. Mungu.

Podniósł  ciężki zadek ze stuletniego zydelka, który zaskrzypiał ostrzegawczo i  zaskakująco delikatnie wsadził za pazuchę rozdrażnionego dziedzica  Malfoyów. Subtelność jego ruchów niestety nie zdołała złagodzić odoru,  wydobywającego się spod pach. Czyżby Crabbe wprowadził do sprzedaży swój  krem po goleniu z goleni goblinów? Ta nieszczęsna aliteracja wbrew  pozorom mogła przynieść spore zyski.

Jeżeli tak, Draco był pewien, że gajowy jest jego największym entuzjastą.

Hagrid  podszedł do niewielkiego regału, wiszącego nad paleniskiem. Nie było to  zbyt fortunne położenie dla tych kilku książek, które posiadał – widać w  tej chacie literatury nie traktowało się z wielkim szacunkiem.

Któż by się spodziewał.

Jak wychować mantykorę i nie zwariować, Gajowy Wszechmogący... nie, to nie to... Mój brat gumochłon... O, jest! — W wielgachnej łapie trzymał opasły tom zatytułowany Przyjemne personalia dla paskudnych potworów (znowu  aliteracja. Marketingowcy kochali ten chwyt). – Hmm... — Otworzył  książkę na chybił-trafił i z zamkniętymi oczami wodził palcem po  stronie. Ciekawe czy w ogóle umył ręce po czyszczeniu klatek sklątek  tylnowybuchowych. — Pikuś! Idealne imię dla mojego maluszka! — Posmyrał  radośnie Pikusia za uchem. — Aaau! Zły ponuraczek, nie gryź pana!

Fuj, stwierdził Draco z obrzydzeniem.

Nie umył.

Dziewięć  ugryzień później, Hagrid zauważył, że do opieki nad nowym zwierzątkiem  potrzebuje pary rękawic ze smoczej skóry. Coś nowego – czyżby wbrew  pozorom nie był masochistą? Draco nabrał takich podejrzeń gdy po  czwartym razie, gajowy nadal uśmiechał się, z zadowoleniem twierdząc, że  „maluszkowi pewnie dopiro rosną ząbki i w ten sposób okazuje  niezadowolonko".

Niezadowolonko? Jeszcze czego. To była czysta, niczym niezmącona nienawiść!

W  każdym razie, wybór nowego imienia przełożył na sobotę, zwyczajowy  dzień odwiedzin Harry'ego Pietruszki, jego przydupasa Marchewki i  szlamci. Draco liczył, że przyjdzie jedynie Granger – miał podejrzenia,  że Wieprzlej w kwestii imion podziela gust Hagrida.

Wszystko, tylko nie testraleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz