Rozdział 22

5.2K 468 233
                                    

Dwa tygodnie później

Marinette

Zakochałam się we Florydzie. To miejsce ma niezwykły i wyjątkowy klimat. Plaża, słońce i całkowita odskocznia od problemów. Mimo, że nadal boli mnie to co zrobił Adrien to wiem, że tutaj zdołam sobie wszystko poukładać.

Jak na razie nie byłam w stanie z nikim porozmawiać. Zmieniłam numer i wyrzuciłam stary telefon. Nie to, że nie chcę z nimi rozmawiać. Po prostu chcę oderwać się od tamtego życia. Zapomnieć o wszystkich problemach i osobach, które się z tym wiążą. Wiem, że to nie jest właściwie bo to w końcu moja rodzina, ale nie potrafię inaczej.

Wstałam leniwie z łóżka i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż i ubrałam jasne jeansowe spodenki i biały T-shirt.

Wyszłam z pokoju i weszłam do pomieszczenia naprzeciwko. Od razu zobaczyłam mojego synka, który żywo wymachiwał rączkami. Podeszłam do niego i wzięłam go na ręce. Nakarmiłam go. Przez ostatnie dni naprawdę się z nim żyłam. To wszystko dzięki pomocy cioci, Matt'a no i Bruna. Nareszcie czuję, że nie jestem z tym wszystkim sama.

Pocałowałam Louisa delikatnie w czoło i zeszłam z nim do salonu. Cioci nie było bo musiała wyjść do pracy. W kuchni jednak zobaczyłam Matt'a przygotowującego śniadanie.

- Co tam pichcisz, kuzynie?

- Naleśniki - oznajmił radośnie i położył przede mną talerz.

- Nie wiedziałam, że umiesz gotować - zaśmiałam się.

- Bo nie umiem, ale pomyślałem, że mogę spróbować. A teraz zjadaj śniadanie bo niedługo wychodzimy.

- Przecież nie idziesz z nami na zakupy - mruknęłam.

Całą paczkę przyjaciół Matt'a i Bruna poznałam kilkanaście dni temu. Są naprawdę świetni. Dziś umówiłam się z jego przyjaciółkami na zakupy.

- Wy robicie sobie babski dzień, a my męski.

Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Matt poszedł otworzyć. Do salonu po kolei zaczęli wszyscy wchodzić.

Wiedzieli, że mam syna, ale nie mieli jeszcze okazji go zobaczyć.

- O MÓJ BOŻE! Jaki on jest cudny - krzyknęła Tina i od razu do mnie pobiegła.

Tina to niska, brunetka o brązowych oczach. Jest jak młodsza pani Agreste.

- To jest właśnie Louis - oznajmiłam z radością.

- Oscar ja też tak chcę. Zrobimy sobie takiego maluszka? - spytała i od razu odwróciła się w jego stronę.

Oscar to chłopak Tiny. Ma kruczoczarne włosy i zielone oczy. Jest najwyższy z nas wszystkich. Śmiesznie wygląda przy Tinie z taki wzrostem, ale im to nie przeszkadza.

Wszyscy od razu zaczęliśmy się śmiać. Oscar spojrzał na Tinę i nie wiedział co powiedzieć.

- Nie sądzisz, że to trochę...eee...za wcześnie? - spytała.

- Skoro Marinette sobie radzi to ja tym bardziej! - oburzyła się.

Wyglądała jak taka mała rozwydrzona dziewczynka.

Kątem oka zauważyłam rozbawione miny Matt'a, Bruna, Mike'a, Very i Melanie.

Mike to wysoki blondyn o niemalże czarnych oczach. Jego włosy mają bardzo jasny odcień.

Vera to dziewczyna Mike'a. Ma długie ciemno zielone włosy i ciemno brązowe oczy. Razem z Mike'm tworzą naprawdę ciekawą parę.

Melanie jest singielką. Ma krótkie rude włosy i niebieskie oczy.

- Tina, może chciałabyś ponosić chwilę Louisa. Chłopaki na pewno się śpieszą - powiedziałam.

Zobaczyłam dziękujące spojrzenie Oscara. Widać było, że obawia się dalszej części tej rozmowy.

- Naprawdę mogę? - pisnęła.

Pokiwałam głową i podałam jej Loiusa. Ostrożnie wzięła go na ręce.

- Mogę go zatrzymać? - spytała po chwili.

- Nie.

- Lepiej już chodźmy - zaproponowała Melanie.

Szybko poszłam po torbę z wszystkimi potrzebnymi rzeczami i wyszliśmy z willi. Tina wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Na pierwszy rzut oka widać, że uwielbia dzieci.

- Masz potem czas? - usłyszałam cichy szept tuż przy moim uchu.

Od razu wiedziałam, że ten głos należy do Bruna.

- Mam - odpowiedziałam.

Uśmiechnął się tylko i się rozdzieliliśmy. Chłopaki poszli w swoją stronę, a my w swoją.

Ciekawi mnie, o co mu chodziło?

***

Po kilku godzinach byłam naprawdę wykończona. Kupiłyśmy z dziewczynami pełno ubrań. Oczywiście nie brakło także rzeczy dla Louisa. Kiedy Tina wpadła do sklepu z dziecięcymi ubraniami miałam wrażenie, że będzie chciała tam zamieszkać. Siłą musiałyśmy ją stamtąd wyciągnąć.

- No co wy chcecie? Wcześniej nie miałam okazji pochodzić po takich sklepach - żywo gestykulowała i próbowała udawać urażoną.

- Tina błagam. Gdyby nie my pewnie byś tam zamieszkała - zaśmiała się Vera.

Brunetka tylko pokazała jej język i spojrzała na śpiącego na moich rękach Louisa.

- Jak myślisz do kogo będzie bardziej podobny? - spytała.

Nie wiedziałam jak zareagować. Wiedziałam, że Louis będzie bardzo podobny do Adriena. Z drugiej jednak strony cieszyłam się z tego.

- Tina daj spokój. To dla niej wrażliwy temat-powiedziała smutno Melanie.

- Minęło za mało czasu. Nie gniewajcie się - mruknęłam.

- Daj spokój, rozumiemy. Każda z nas była w podobnej sytuacji. Może my nie mamy dziecka, ale wiemy co to znaczy cierpieć przez faceta - oznajmiła Vera.

- Musimy chyba bardziej rozwinąć temat, ale w moim tymczasowym domu. Nie wiem jak wy, ale ja jestem już zmęczona. Chciałabym położyć Louisa.

- No to idziemy do ciebie - uśmiechnęła się Melanie.

Cieszę się, że tak szybko znalazłam z nimi wspólny język.

Coraz bardziej cieszę się, że postanowiłam tu przylecieć.



Ignorując MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz