Światło (XVI)

2.2K 135 10
                                    

  Miejsce w którym znaleźli się Jace z Alekiem było raczej chłodne i zdecydowanie ciemniejsze niż cokolwiek, co w życiu do tej pory widzieli. Nawet gdy Jace pomachał dłonią tuż przed oczami, dostrzegł jedynie słabą poświatę bladej skóry. 

-Isabell!- krzyknął Alec z całą mocą jaką potrafił z siebie wykrzesać po całej nocy niespodziewanych zwrotów akcji.- Isabell! 

Nawet nie usłyszeli echa.

-Myślisz... myślisz, że to Pustka?- zapytał Jace ostrożnie stawiając kolejne kroki przed siebie.

Pustkę powinno się brać w tym kontekście dosłownie. W niektórych starych księgach Nocnych Łowców pisywano  o miejscu do którego boi się zajrzeć samo światło dzienne, gdzie nawet czarodziejskie światło jest zbyteczne, ponieważ nie ma się o co odbić. Nie ma ziemi, ani nieba. 

Jest po prostu Pustka. 

-Nie mam pojęcia- Alec odpowiedział zgodnie z prawdą i po chwili ugryzł dolną wargę. Jeśli to naprawdę byłaby Pustka, to szanse na odnalezienie Isabell spadały do bardzo niskich wartości. 

-Isabell!- spróbował ponownie tym razem z Jacem.

 Ponownie odpowiedziała im cisza. 

Po chwili jednak usłyszeli cienki głos ich siostry. Tak delikatny, że gdyby nie znajdowali się w miejscu całkowicie pozbawionym odgłosów świata zewnętrznego, prawdopodobnie nie odnaleźli by jej tak szybko. 

-Izzy!- krzyknął Alec i popędził w tamtym kierunku.- Izzy błagam mów coś, raz w życiu mnie posłuchaj i opowiadaj o ubraniach, które widziałaś ostatnio na wyprzedaży, zadawaj mi bardzo niewygodne pytania, cokolwiek! 

Nagle jednak gwałtownie się zatrzymał. 

-Izzy...? Jace...?- Zaczął się na próżno rozglądać.- Gdzie wy jesteście?!

Alec zaczął panikować; łzy same zaczęły mu spływać po policzkach w niekontrolowanym tempie. Próbował je ocierać rękawem skórzanej kurtki, ale w rezultacie tylko je rozmazał. 

-IZZY, JACE!- krzyczał z całej siły.- Gdzie wy jesteście?!

Upadł na kolana i skulił głowę pod ręce.

-Gdzie... gdzie jesteście...

Pod jego powiekami wybuchły fajerwerki jasnego światła, oślepiając go niemal na dobre. Niezgrabnie podniósł się na kolana i uniósł głowę osłaniając oczy ramieniem. Mimo, że je mrużył nie mógł dostrzec co się kryje pod łuną światła. Dla pewności sięgnął do tyłu po seraficki miecz i wyszeptał imię anioła. 

Im dłużej patrzył się na postać ukrywającą się za łuną, tym szybciej blask bladł. 

-Czym jesteś?- zapytał stanowczo.

Postać nic nie odpowiedziała, jedynie wpatrywała się w Nocnego Łowcę, czarnymi jak węgielki oczami- jedynymi ciemnymi częściami jego ciała.

-Odpowiedz mi. Czym jesteś?- powtórzył, tym razem ostrzej.

Postać ponownie nie odpowiedziała. Uniosła jednak długie, złote dłonie i sięgnęła do tyłu. Zaraz wróciła rękoma do przodu i Alec ujrzał zwisającego z jednej ręki Jace'a, a z drugiej Isabell. Bezwładne ciała w rękach lśniącego olbrzyma. Nagle stwór postanowił cisnąć najpierw Jacem, a następnie Isabell w Aleca. Chłopak próbował ich łapać, lecz siła uderzenia była tak silna, że zwaliła go tylko z nóg i poleciał w głąb nieznanego terenu. 

Gdy tylko otworzył oczy próbował odnaleźć nieznaną postać, która okazała im, Nocnym Łowcom, miłosierdzie, jednak zamiast Pustki ujrzał Magnusa pochylającego się nad nim ze łzami w oczach. 

-C.. co się s-stało- wyjąkał i natychmiast poczuł ostry ból w prawym ramieniu. 

-Myślałem, że już nie żyjesz- Magnus wyszeptał.- Kiedy się zmaterializowaliście żadne z was nie miało pulsu i...i myśleliśmy, że to już koniec.- Błądził oczami po ciele Aleca, jakby potrzebował jakiegoś jeszcze dowodu, że miłość jego życia nie przepadła, tym razem na zawsze. 

Alec podniósł lewą dłoń i przyłożył ją do policzka Magnusa, które zaczynało już powoli pokrywać się zarostem. Kciukiem otarł samotną łzę i spojrzał mu prosto w oczy. 

-Jestem tu i mam ochotę pobyć jeszcze jakiś czas- uśmiechnął się słabo.- Gdzie jest Izzy i Jace?

-Nie wstawaj- powstrzymał go czarownik.- Już wezwaliśmy posiłki, zaraz się tu zjawią i wszystkim się zajmą. Musimy wrócić do mieszkania, tam mam kilka ziół, które powinny pomóc...

-Muszę być z nimi, to moja rodzina. 

-Ja też nią jestem.

-Tak, ale... to nie to samo. Proszę, pozwól mi do nich dołączyć. 

Magnus zacisnął usta w cienką linię, jednak po chwili przytaknął głową i podparł Aleca plecy gdy ten chciał wstać. 

 Chłopak rozejrzał się dookoła. Wszystko wyglądało tak jak gdy tu pierwszy raz wchodził pełen nadziei o ostateczny spokój. Drewniane schody- spróchniałe w tych samych miejscach, beżowa farba łuszcząca się ze ściany po kawałkach. Na kilku niższych schodkach leżał Jace i Izzy, przy których pieczę sprawowali Clary i Simon. Oni też zaczynali się budzić. Alec przejmował się wyglądem Izzy- była blada i w niektórych miejscach zaczynały pojawiać się zielono- fioletowe siniaki. Z suchych i popękanych ust spływała cienka stróżka krwi, na szczęście Simon szybko ją usunął chusteczką do okularów.

Alec wrócił spojrzeniem do Magnusa.

-Masz rację, wracajmy do nas.

Magnus szybko się rozpromienił, jednak chłopak zdążył szybko dodać:

-Mamy chyba wystarczającą ilość sypialni dla gości? 

Czarownik pochylił się chwytając Aleca za brodę i nieco przyciągając do siebie.

-Dla ciebie mogę założyć hotel.

Ich usta się złączyły i nie zwracali już nawet uwagi na to, że do budynku wtargnęli wcześniej wezwani Nocni Łowcy.


^-^-^-^-^-^-^

SKOŃCZYŁAM. 

DZIĘKUJĘ. 

Myślałam też, że jeśli macie chwilkę czasu, to możecie napisać w komentarzach do tego rozdziału wasz ulubiony moment z tego opowiadania... tak dla powspominania dobrych czasów :)


Forgive me, Malec. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz