Miejsce w którym znaleźli się Jace z Alekiem było raczej chłodne i zdecydowanie ciemniejsze niż cokolwiek, co w życiu do tej pory widzieli. Nawet gdy Jace pomachał dłonią tuż przed oczami, dostrzegł jedynie słabą poświatę bladej skóry.
-Isabell!- krzyknął Alec z całą mocą jaką potrafił z siebie wykrzesać po całej nocy niespodziewanych zwrotów akcji.- Isabell!
Nawet nie usłyszeli echa.
-Myślisz... myślisz, że to Pustka?- zapytał Jace ostrożnie stawiając kolejne kroki przed siebie.
Pustkę powinno się brać w tym kontekście dosłownie. W niektórych starych księgach Nocnych Łowców pisywano o miejscu do którego boi się zajrzeć samo światło dzienne, gdzie nawet czarodziejskie światło jest zbyteczne, ponieważ nie ma się o co odbić. Nie ma ziemi, ani nieba.
Jest po prostu Pustka.
-Nie mam pojęcia- Alec odpowiedział zgodnie z prawdą i po chwili ugryzł dolną wargę. Jeśli to naprawdę byłaby Pustka, to szanse na odnalezienie Isabell spadały do bardzo niskich wartości.
-Isabell!- spróbował ponownie tym razem z Jacem.
Ponownie odpowiedziała im cisza.
Po chwili jednak usłyszeli cienki głos ich siostry. Tak delikatny, że gdyby nie znajdowali się w miejscu całkowicie pozbawionym odgłosów świata zewnętrznego, prawdopodobnie nie odnaleźli by jej tak szybko.
-Izzy!- krzyknął Alec i popędził w tamtym kierunku.- Izzy błagam mów coś, raz w życiu mnie posłuchaj i opowiadaj o ubraniach, które widziałaś ostatnio na wyprzedaży, zadawaj mi bardzo niewygodne pytania, cokolwiek!
Nagle jednak gwałtownie się zatrzymał.
-Izzy...? Jace...?- Zaczął się na próżno rozglądać.- Gdzie wy jesteście?!
Alec zaczął panikować; łzy same zaczęły mu spływać po policzkach w niekontrolowanym tempie. Próbował je ocierać rękawem skórzanej kurtki, ale w rezultacie tylko je rozmazał.
-IZZY, JACE!- krzyczał z całej siły.- Gdzie wy jesteście?!
Upadł na kolana i skulił głowę pod ręce.
-Gdzie... gdzie jesteście...
Pod jego powiekami wybuchły fajerwerki jasnego światła, oślepiając go niemal na dobre. Niezgrabnie podniósł się na kolana i uniósł głowę osłaniając oczy ramieniem. Mimo, że je mrużył nie mógł dostrzec co się kryje pod łuną światła. Dla pewności sięgnął do tyłu po seraficki miecz i wyszeptał imię anioła.
Im dłużej patrzył się na postać ukrywającą się za łuną, tym szybciej blask bladł.
-Czym jesteś?- zapytał stanowczo.
Postać nic nie odpowiedziała, jedynie wpatrywała się w Nocnego Łowcę, czarnymi jak węgielki oczami- jedynymi ciemnymi częściami jego ciała.
-Odpowiedz mi. Czym jesteś?- powtórzył, tym razem ostrzej.
Postać ponownie nie odpowiedziała. Uniosła jednak długie, złote dłonie i sięgnęła do tyłu. Zaraz wróciła rękoma do przodu i Alec ujrzał zwisającego z jednej ręki Jace'a, a z drugiej Isabell. Bezwładne ciała w rękach lśniącego olbrzyma. Nagle stwór postanowił cisnąć najpierw Jacem, a następnie Isabell w Aleca. Chłopak próbował ich łapać, lecz siła uderzenia była tak silna, że zwaliła go tylko z nóg i poleciał w głąb nieznanego terenu.
Gdy tylko otworzył oczy próbował odnaleźć nieznaną postać, która okazała im, Nocnym Łowcom, miłosierdzie, jednak zamiast Pustki ujrzał Magnusa pochylającego się nad nim ze łzami w oczach.
-C.. co się s-stało- wyjąkał i natychmiast poczuł ostry ból w prawym ramieniu.
-Myślałem, że już nie żyjesz- Magnus wyszeptał.- Kiedy się zmaterializowaliście żadne z was nie miało pulsu i...i myśleliśmy, że to już koniec.- Błądził oczami po ciele Aleca, jakby potrzebował jakiegoś jeszcze dowodu, że miłość jego życia nie przepadła, tym razem na zawsze.
Alec podniósł lewą dłoń i przyłożył ją do policzka Magnusa, które zaczynało już powoli pokrywać się zarostem. Kciukiem otarł samotną łzę i spojrzał mu prosto w oczy.
-Jestem tu i mam ochotę pobyć jeszcze jakiś czas- uśmiechnął się słabo.- Gdzie jest Izzy i Jace?
-Nie wstawaj- powstrzymał go czarownik.- Już wezwaliśmy posiłki, zaraz się tu zjawią i wszystkim się zajmą. Musimy wrócić do mieszkania, tam mam kilka ziół, które powinny pomóc...
-Muszę być z nimi, to moja rodzina.
-Ja też nią jestem.
-Tak, ale... to nie to samo. Proszę, pozwól mi do nich dołączyć.
Magnus zacisnął usta w cienką linię, jednak po chwili przytaknął głową i podparł Aleca plecy gdy ten chciał wstać.
Chłopak rozejrzał się dookoła. Wszystko wyglądało tak jak gdy tu pierwszy raz wchodził pełen nadziei o ostateczny spokój. Drewniane schody- spróchniałe w tych samych miejscach, beżowa farba łuszcząca się ze ściany po kawałkach. Na kilku niższych schodkach leżał Jace i Izzy, przy których pieczę sprawowali Clary i Simon. Oni też zaczynali się budzić. Alec przejmował się wyglądem Izzy- była blada i w niektórych miejscach zaczynały pojawiać się zielono- fioletowe siniaki. Z suchych i popękanych ust spływała cienka stróżka krwi, na szczęście Simon szybko ją usunął chusteczką do okularów.
Alec wrócił spojrzeniem do Magnusa.
-Masz rację, wracajmy do nas.
Magnus szybko się rozpromienił, jednak chłopak zdążył szybko dodać:
-Mamy chyba wystarczającą ilość sypialni dla gości?
Czarownik pochylił się chwytając Aleca za brodę i nieco przyciągając do siebie.
-Dla ciebie mogę założyć hotel.
Ich usta się złączyły i nie zwracali już nawet uwagi na to, że do budynku wtargnęli wcześniej wezwani Nocni Łowcy.
^-^-^-^-^-^-^
SKOŃCZYŁAM.
DZIĘKUJĘ.
Myślałam też, że jeśli macie chwilkę czasu, to możecie napisać w komentarzach do tego rozdziału wasz ulubiony moment z tego opowiadania... tak dla powspominania dobrych czasów :)
CZYTASZ
Forgive me, Malec. ✔
FanficOd razu rozwiewam wszelkie wątpliwości: Nie, to nie jest kontynuacja "Please, Malec." Tylko zupełnie inne fanfiction. Mam nadzieję, że spodoba się wam równie bardzo jak "Please, Malec.". :)