Alec nie miał gdzie pójść. Tak naprawdę nie miał zamiaru udawać się do Instytutu, a tym bardziej wracać do mieszkania. Szedł żwirową drogą kopiąc przed sobą kamień. Było zimno, to fakt. Miał na sobie jedynie lekką jesienną kurtkę, więc schował się za pobliskim drzewem i narysował na przedramieniu rune ciepła. Oczywiście, mógł stać się również niewidzialny dla Przyziemnych, ale nie chciał. Nie dzisiaj.
Momentalnie stało mu się o wiele cieplej. Schował stele do tylniej kieszeni spodni, z rękoma poczynił to samo, i ruszył dalej.
Mijał roześmianie pary na mroźnym spacerze, młode matki pchające wózki z niemowlęciami i trzęsąsymi się z zimna dziećmi wracającymi ze szkoły. Nie widział samotnych mężczyzn. Takich jak on widywało się późnym wieczorem w barach, sączących piwo i prowadzących pijacką konwersacje ze wszystkimi obecnymi w lokalu.
Usiadł na pobliskiej ławce przed stawem. Przez chwilę bał się, że spodnie mu przymarzną do siedzenia, jednak zaraz wyzbył się wszelkich uprzedzeń i wygodnie się rozsiadł. Zamknął oczy i próbował się zrelaksować.
-Nocny Łowca- stwierdziła faerie siadająca obok niego.- Nie w Instytucie? Nie na bitwie?- dokończyła chrapliwym głosem.
-Odejdź faerie, chyba że chcesz mieć kłopoty.
-To tak się nas teraz traktuje?- Alec otworzył jedno oko i spojrzał na postać. Była kobietą, to napewno, jednak przypominała bardziej potwora z bagien, niż piękną niewiaste.- Ah, no tak- pokiwała głową.- Pamiętaj jednak, że nie wszyscy tacy jesteśmy. Nie potrafimy kłamać.- Urwała.- W większości.
-Daję ci sześć minut na odejście- spojrzał teraz na nią obojgiem oczu.- To i tak o siedem za długo.
-Spokojnie, Dziecię Anioła. Nie przyszłam tu po kłopoty.
-To po co w ogóle?
-Niektórzy, tak jak ja, potrafią wyczuwać czyjeś uczucia. A ty, Nocny Łowco, jesteś ewidentnie smutny.
-Nic ci do tego.- Spojrzał na zegarek.- Zostało jeszcze pięć.
-Dobrze, już idę- jej głos przypominał skrzypienie starych drzwi.- Ale najpier chcę ci coś dać.
-Podarunek? Nie jestem na tyle głupi by przyjmować cokolwiek od faerie.
-Nie chcę nic w zamian, przysięgam.- Położyła rękę w miejscu gdzie powinno znajdować się serce i po chwili wyciągnęła z kieszonki się tam znajdujacej lniany, brązowy woreczek, zasznurowany złotą wstęgą.- Proszę, weź to.
Wcisnęła mu woreczek do dłoni i odeszła w kierunku szuwarów.
Powinien już wtedy go wyrzucić, w ogóle nie powinien nawet brać po uwagę opcji zażycia środka.
A jednak.
Rozwiązał wstążkę i ostrożnie zajrzał do środka. Nie miał pojęcia co to mogło być.
Proszek miał różowawe zabarwienie.
Obejrzał się dookoła, by się upewnić, że nikogo nie ma.
Kobieta faerie zniknęła w gęstwinach, a oprócz kaczek pływających beztrosko w stawie, nie było widać żadnej żywej duszy.
-Nic dziwnego- pomyślał Alec.- Jest środek zimy i się ściemnia.
Wysypał odrobinę środku na otwartą dłoń i nie zastanawiając się długo połknął zawartość.
Nic.
Zupełnie nic. Nic się nie stało.
Alec wzruszył ramionami i zaczął się zbierać do drogi powrotnej, gdy nagle wyrósł przed nim Magnus.
-M...Magnus?- wyjąkał.- Co ty tutaj robisz?
-A ty?- zapytał w odwecie.
-Ja... wyszedłem. Nie pamiętasz?
-Tak długo cię nie widziałem...- zbliżył się i przejechał po jego lini szczęki opuszkami palców.
-O czym ty mówisz?- teraz Alec naprawdę się wystraszył. Jak długo go nie było? W parku zupełnie stracił poczucie czasu.
-Wcale się nie postarzałeś przez ten czas- kontynuował jakby go nie słysząc.
Nagle Nocny Łowca zauważył coś szczególnego, coś co zawsze wyróżniało jego ukochanego pośród tłumu.
Gdzie się podziały jego oczy? Te kocie oczy, które Alec tak bardzo kochał.
Zamiast nich oczy czarownika przypominały dwie ziejące dziury.
Nefilim szybko dobył swego serafickiego sztyletu, wyszeptał imię:
-Iruthiel.
Dźgnął demona prosto w brzuch, a ten zapiał i wrócił do swojego wymiaru.
Nocny Łowca zaczął biec. Co ta kobieta mu dała i dlaczego on był na tyle głupi, aby to zażyć?!
Biegł poprzez zmieniające się światy; biegł wśród faerie w ich krainie, mrocznych demonów w Edomie, pól Alicante i na powrót Przyziemnych z Nowego Jorku. Jednak ani razu się nie zatrzymał, dobrze wiedział dokąd biec.Pociągnął za klamkę. Drzwi się uchyliły, jednak nie mógł przejść. Jakby szyba oddzielała go od domu. Zaczął krzyczeć, żałośnie błagając o wypuszczenie, walił w drzwi pięściami nie dbając o to czy się zniszczą.
W końcu ktoś do nich dotarł.
Magnus.
Alec osunął się na podłogę kamienicy: zimną i brudną, i zaczął szlochać, chowając twarz w dłoniach. Nagle ktoś go objął.
Wiedział, że to ciepłe i silne ramiona Magnusa, jednak bał się podnieść wzrok znad rąk. Obawiał się obrazu, który podsunie mu umysł, już nigdy nie będzie wstanie go wymazać.
-Co jest kwiatuszku kolorowy?- zapytał z troską, jednak jego głos był zniekształcony. Wszystkie zmysły, prócz dotyku i zapachu mu wariowały. Tylko dzięki niecodziennej woni czarownika, Alec wiedział, iż jest w dobrych rękach.
Pozwolił by mężczyzna pomógł mu wstać i wsparty na jego ramionach powędrował do łóżka. Chociaż... może to były kamienie? Chyba słyszał szum oceanu...
-Alexandrze co ty najlepszego zrobiłeś?- Magnus westchnął.
Nocny Łowca chciał się zanurzyć w oceanie, może to był ocean marzeń? Ale przytrzymały go silne ręce, skutecznie odcinając drogę do szczęścia. Ponownie zacisnął dłoń na serafickim ostrzu i zamachnął się w nic nie trafiając.
Nagle ktoś wylał na niego jakąś mazistą substancje, teraz trzymało go o wiele więcej niż jedynie para rąk.
Poczuł pustkę. Jakby zaczął zapadać się pod ziemię i już później nic nie było. Może lewitował? Ale on nie chciał. On chciał wrócić.
Tak bardzo...
***
-Nawet nie wiem jak ci dziękować Catarino...
-Nie musisz. Masz po prostu szczęście, że przyszłam w odpowiedniej chwili. -Łypnęła na niego wzrokiem. Była zajęta szukaniem czegoś w swojej skórzanej torbie.- A teraz skoro twój kochanek już śpi, gdzie jest Ten dla którego się tu pofatygowałam?
-Leży w zielonym pokoju gościnnym.
Kobieta kiwnęła głową i zniknęła w głębi korytarza. Bane wrócił do sypialni i opadł na materac obok Aleca.
Chlopak miał splamione większość ubrania oraz całą twarz przez wcześniej wylaną na niego zieloną, gęstą substancję. Nie wyglądał najlepiej. Pod skórą kreśliła się delikatna siateczka żył.
Magnus wsparł się na jednej ręce,a drugą gładził włosy Nocnego Łowcy.
-Oh, Alecu- westchnął cichutko.- Możesz mieć wszystko, więc dlaczego wybierasz taką drogę?
CZYTASZ
Forgive me, Malec. ✔
Hayran KurguOd razu rozwiewam wszelkie wątpliwości: Nie, to nie jest kontynuacja "Please, Malec." Tylko zupełnie inne fanfiction. Mam nadzieję, że spodoba się wam równie bardzo jak "Please, Malec.". :)