Rozdział 4

4.5K 195 9
                                    

Adam wrócił niedługo potem. Wszyscy siedzieliśmy w salonie i czekaliśmy na niego.

Razem z nim przyszło kilku innych członków stada, w tym moja ciotka. Widocznie ich zawiadomił.

- Nie udało mi się ich dogonić. A z tobą wszystko w porządku ? – spojrzał na mnie z troską.

- Tak, teraz już jest OK. Po prostu najadłam się strachu. Bałam się, że znów uda im się mnie złapać. – odpowiedziałam.

- Nie martw się. Póki my tu jesteśmy nikt cię nie tknie. – wtrącił siedzący obok mnie Matt i przytulił do siebie. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

- Zastanawia mnie tylko, skąd wiedzieli gdzie mnie szukać ? Ewidentnie ktoś dał im znać, że kieruję się do lasu. – powiedziałam.

- Czy to możliwe, żeby w sforze był zdrajca ? – zapytał Adama mój tata.

- Nie wiem. Ale musimy rozważyć taką możliwość.

- To co teraz ? Co z Veronicą ? – po raz pierwszy zabrała głos moja ciotka. – Domyślam się, że nie może tutaj dłużej zostać.

- Ma pani rację. Jak najszybciej musimy wyjechać z Seattle i gdzieś się ukryć. – stwierdziła moja mama. – Wyjedziemy jeszcze dzisiaj wieczorem.

- W takim razie my także pójdziemy się pakować. – powiedział Adam.

Mama spojrzała na niego ze zdziwieniem.

- Nie ma takiej potrzeby. Damy sobie radę sami.

- Nie myśli chyba pani, że pozwolimy Nikki ot tak wyjechać. Nie chcemy znów jej stracić. – odpowiedział Adam z irytacją.

Sophie i Bill wymienili spojrzenia.

- No dobrze. W takim razie, niech każdy będzie gotowy. Wieczorem wyruszamy. – zakomunikowała niechętnie mama.

Chwilę potem wszyscy ruszyliśmy przygotować się do drogi. Gdy pakowałyśmy się w naszym pokoju, Rose spytała:

- Nikki, czy po wszystkim chcesz zostać z nimi na stałe ?

Zdziwiona odpowiedziałam:

- Skąd ci przyszedł taki pomysł do głowy ?

- Po prostu zauważyłam, że coraz lepiej się dogadujesz z Adamem i jego siostrą. Boję się, że nie będziesz w stanie się z nimi rozstać i wrócić do Portland.

- Rose, ani przez myśl mi nie przeszło, żeby tu zostać. To prawda, dogaduje się z nimi tak jak dawniej, albo i lepiej, ale to niczego nie zmienia. Mój dom jest w Portland, a wy jesteście moją rodziną. To was nie byłabym w stanie opuścić. Kocham was i nie wyobrażam sobie, że miałabym ot tak przekreślić ten czas spędzony z wami.

Rosalie zbliżyła się do mnie i mocno przytuliła.

- Cieszę się, że tak jest. Mimo, że na początku nie byłam dla ciebie zbyt miła, to teraz nie wyobrażam sobie naszej rodziny bez ciebie.

Spojrzałyśmy na siebie ze łzami w oczach i się roześmiałyśmy.

- Lepiej skończmy pakowanie. – powiedziałam.

- Racja.

********

Znajomi Sophie i Billa mieli dom na przedmieściach Denver i pozwolili nam się w nim zatrzymać. Akurat nie było ich w mieście, więc dobrze się składało. Rodzice i Matt pojechali jednym samochodem, a ja, Rosalie, Adam i Mia drugim. Droga była dosyć męcząca, dlatego musieliśmy robić postoje – prawie dwadzieścia godzin podróży to nie przelewki. Podróż każdemu dawała się we znaki.

- Chcę już tam dojechać. – powiedziała marudnie Rose, gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, by zatankować.

- Jak my wszyscy. – odparł Matt – A jesteśmy w drodze dopiero od ośmiu godzin. Dlaczego nie polecieliśmy samolotem ? Przecież byłoby dużo szybciej.

- Nie było tylu miejsc w żadnym samolocie. A tak w ogóle, to przestańcie narzekać. Nie jesteście już małymi dziećmi. – powiedział poirytowany tata.

- Proponuje, żebyśmy na resztę nocy zatrzymali się w pobliskim motelu. Wiem, że to wydłuży naszą podróż, ale żadne z nas nie ma już siły, żeby siadać dzisiaj za kółkiem. Parę godzin nas nie zbawi. – zaproponowała Sophie.

- W sumie to dobry pomysł. – zgodził się Adam – Oczy same mi się zamykają.

********

Gdy podzieliliśmy się pokojami, padłam zmęczona na łóżko. Miałam pokój razem z Rosalie i Mią, rodzice spali w pokoju obok, a Matt i Adam – naprzeciwko. Byłam ciekawa, jak będzie im się dzieliło pokój – obaj niezbyt za sobą przepadali.

- Która z was chce iść pierwsza do łazienki ? – spytała Mia.

- Jak chcesz to możesz iść, my poczekamy. – powiedziała Rose.

- Ok, postaram się szybko uwinąć.

Rozważałam czy teraz nie położyć się spać, a z łazienki nie skorzystać rano, ale nie czułabym się komfortowo, kładąc się spać bez uprzedniego wzięcia prysznica. Postanowiłam, że wytrzymam i poczekam na swoją kolej. Zegar na szafce nocnej wskazywał 4:00 nad ranem. Zostały mi niecałe cztery godziny snu, bo o ósmej mieliśmy ruszyć w dalszą drogę. Ale lepsze to niż nic. Poza tym, zawsze mogłam przespać się w samochodzie.

Kiedy nadeszła moja kolej na prysznic, prawie zasnęłam pod strumieniem ciepłej wody. Dlatego też szybko przebrałam się w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Sen przyszedł szybko, ale bynajmniej nie był przyjemny. Śniło mi się, że biegnę przez las, a po piętach depczą mi łowcy. Przed sobą widziałam Adama, Mię i moją rodzinę. Myślałam, że mi pomogą, ale oni jak gdyby nigdy nic odwrócili wzrok się i ruszyli w przeciwnym kierunku. A łowcy mnie dopadli.

Obudziło mnie czyjeś nawoływanie:

- Nikki, musimy wstawać. Za pół godziny jedziemy.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą twarz Rose. Na początku nie wiedziałam, gdzie jestem. Potem sobie przypomniałam, że jesteśmy w drodze do Denver. Uciekamy przed łowcami, którzy chcą dopaść mnie. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że oni wszyscy narażali życie, żeby mnie chronić. Poczułam wyrzuty sumienia.

- Dobra, zaraz będę gotowa. A gdzie wszyscy ?

- Rodzice i Matt są już na dole. A Mia i Adam się szykują.

- W porządku, dajcie mi 15 minut i możemy jechać.

- To ja w takim razie zejdę do recepcji.

- Mhm. – mruknęłam i skierowałam się do łazienki. Musiałam coś zrobić. Nie mogłam pozwolić, żeby im coś się stało. Przecież jeśli łowcy jakimś cudem zorientują się, dokąd zmierzamy, życiu moich bliskich będzie grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Moi prześladowcy nie pozwolą im ot tak odejść. Po prostu ich zabiją. Na tą myśl przeszły mi ciarki po plecach. Trzeba coś wymyślić – i to szybko.

Jedyne co przyszło mi do głowy, to napisać do nich list i po prostu odejść. Wiedziałam, że to złamie im serca, ale nie widziałam innego wyjścia.

Nie zastanawiając się zbyt długo, znalazłam kawałek kartki i zaczęłam pisać.

Dopiero dzisiaj w nocy uświadomiłam sobie, jak bardzo się narażacie chcąc mnie chronić. Nie mogę na to pozwolić. Nie zasługuję na takie poświęcenie z Waszej strony. Poza tym, nie przeżyłabym, gdyby z mojego powodu któremuś z Was coś się stało.

Dlatego muszę odejść. Proszę, nie szukajcie mnie.

Kocham Was mocno,

Veronica

Ze łzami w oczach, zostawiłam liścik na szafce nocnej, żeby bez problemu go znaleźli. Później szybko skierowałam się do tylnego wyjścia z motelu.


PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz