Zaczął padać śnieg, na dworze zrobiło się zimno. Ale mimo to zawsze czekałam na Sama albo on na mnie, skacząc z nogi na nogę, pocierając zmarznięte ręce, tworząc z oddechu chmury.
Park, którym często przechodziłam wraz z Samem, pokrył się grubą warstwą śniegu. Niegdyś szerokie, gęste korony sprawiały wrażenie niekończącej się zielonej ściany. A teraz, kiedy z drzew spadły liście, wydawały się tak nagie i słabe. Park stał się pusty i bezbronny. Jakby nic nie mogło go uchronić.
Szliśmy po skrzypiącym śniegu, zostawiając po sobie wzorzyste ślady. Sam śmiał się z mojej czapki z pomponem. Ja śmiałam się z jego blizny na czole, tuż nad nosem, wyglądającej wtedy jak monobrew. On śmiał się z moich kolczyków, ja z jego spodni z łatą. Śmialiśmy się z siebie nawzajem, choć nie rozmawialiśmy prawdziwie. Nigdy nie opowiadał mi o swoich rodzicach, o tym co lubił robić po szkole czy skąd umiał tak dobrze grać w piłkę. Po prostu wracaliśmy razem do domu i nasze towarzystwo nam w zupełności wystarczało. Zdążyłam już nawet zapomnieć o trzecim Samie i o tym, jak usilnie próbowałam go znaleźć w tym chłopaku.
Dnia osiemnastego grudnia po warsztatach pozalekcyjnych, kiedy z nieba gęsto sypał śnieg, a latarnie uliczne licho oświetlały nasze postacie, Sam zadał mi pytanie na skrzyżowaniu:
— Lubisz słychać muzyki?
Odpowiedziałam, że tak.
— Lubię. — Poprawiłam szalik, który zaczął zasłaniać moje oczy. Przyjrzałam się Samowi całkiem dokładnie. Chociaż było przeraźliwie zimno, nigdy nie nosił na głowie czapki. A mimo to nie widziałam, żeby kiedykolwiek miał katar. Jakby choroba go nie obowiązywała. Próbowałam przeskanować go wzrokiem, jak widziałam kiedyś w filmach science-fiction, ale tak jak bardzo był dla mnie niewyjaśniony, tak pozostał.
Odpowiedziałam, a wtedy on kiwnął głową w stronę następnej przecznicy. Na początku nie zrozumiałam, dlaczego tak usilnie machał głową. Miałam zapytać:
— Boli cię szyja? — ale w zamian za to spytałam: — Zapraszasz mnie do siebie?
*
Sam miał w domu mnóstwo płyt z muzyką. Płyty winylowe rozwieszone na ścianach, stosiki płyt ułożone na stole w jadalni, na parapecie, w kuchni, pod telewizorem. Stanowiły one w tym domu element dekoracji.
— Mój tata zbierał płyty różnych zespołów. Czasem zdarza mi się ich słuchać.
W pokoju Sama wcale nie było Sama — wydawał się na pierwszy rzut oka bezosobowy. Białe ściany nadały mu chłodny, papierowy klimat. Jego cztery kąty zdawały się być tak samo puste i nieufne, jak ich właściciel. Kiedy jednak przekroczyłam próg, zobaczyłam że on tylko taki ma się wydawać. W rzeczywistości w tym pokoju było więcej Sama niż Sama w samym sobie.
Nowe rzeczy, których się o nim dowiedziałam:
1. Umie grać na gitarze akustycznej, ale jedynie piosenki chrześcijańskie.
2. Zawsze poprawia poduszki na kanapie, bo ciągle uważa, że są krzywo.
3. Ma czarno-białe zdjęcia rozwieszone nad biurkiem. Na pytanie, czy sam je zrobił, odpowiedział „może".
4. Jego mama ma równie jasne włosy jak on. Kiedy puka i wchodzi do jego pokoju równo o piętnastej cztery, Sam zawsze mówi „robimy projekt do szkoły".
5. Ma w szufladzie ciasteczka maślane i jak mówi „chowa je przed swoim bratem".
6. Wiem też, że Sam nie ma brata.
7. Chowa ciasteczka, bo tak naprawdę zamknięte kuszą bardziej.
8. Ma w swojej szufladzie mnóstwo biletów autobusowych. Spytałam go dlaczego. Uważa, że w ten sposób lepiej przechowuje się wspomnienia.
9. Pechowa liczba Sama to dziewiątka. Jego numerem w dzienniku jest ewidentnie dziewięć.
Przychodziłam do niego dwa razy w tygodniu po szkole i słuchaliśmy jego płyt, leżąc na dywanie. Czasem słuchaliśmy samej melodii, a wtedy on kiwał nogą w jej rytm. A ja, nie chcąc go speszyć, stukałam palcem o kolano, kiedy miał zamknięte oczy. A kiedy je otwierał i widział, jak ja patrzę, zaczynał się śmiać i mówić:
— Jesteś czerwona jak burak!
W końcu nauczyłam się z tego śmiać razem z nim.
Czasem słuchaliśmy samych słów, dając melodii ulecieć mimo uszu w nieznane. Sam znał wiele tekstów piosenek i wtedy poruszał ustami bezgłośnie. Innym razem po prostu słuchał.
Raz włączył piosenkę, która sprawiła, że uniosłam się w powietrzu aż po sam sufit. Miałam zamknięte oczy i bałam się, że kiedy je otworzę, spojrzę w dół i ujrzę Sama leżącego na dywanie, jakby nic się nie stało.
Kiedy piosenka się skończyła, a ja opadłam z powrotem na podłogę, otworzyłam oczy i powiedziałam to Samowi. Wtedy powiedział, że piosenka nazywała się „Wielki spektakl na niebie" i że on czuje dokładnie to samo, choć słucha jej po raz trzydziesty drugi. *
Innym razem Sam włączył piosenkę o miłości i odchodzeniu.** Spytałam wtedy, jak to możliwe, że jakaś osoba mogłaby zabrać tej drugiej całe słońce. Przecież jest takie ogromne i na pewno ciężkie. Wtedy on powiedział coś, co mnie zasmuciło:
— Kiedy mój tato od nas odszedł, moje słońce z pewnością przestało świecić tak jasno.
Nowa rzecz, której dowiedziałam się o Samie:
1. Jego tata pewnego dnia wyszedł z domu i nie wrócił.
______________
*Pink Floyd - The Great Gig In The Sky
**Neil Diamond - If You Go Away