Kto pojawił się przed domem?

1 0 0
                                    

   Chłopak nie odpuszczał i dobijał się do drzwi. Nie chciałam go widzieć, był ostatnią potrzebną mi osobą.

- Proszę, otwórz – walił w drzwi.

Podniosłam się z podłogi i otworzyłam drzwi. Stał w nich Eric.

- Chciałem Cię przeprosić i powiedzieć, że odpuszczam – oznajmił, opierając się o framugę drzwi.

- I ja mam w to uwierzyć? – Parsknęłam.

Kto jak kto, ale Eric Hardeasy nigdy się nie zmieni.

- Nie musisz w to wierzyć. Po prostu przepraszam. Byłem dupkiem. Poza tym ta sprawa z Ryanem, Troy się załamał, teraz widzę, że to co robiłem było chore.

- Troy się załamał? – Coś mi tu nie grało.

- Poszedł do Holly z kwiatami, a otworzył mu półnagi Ryan.

- Nie wierzę – poczułam jak moje serce zamiera.

- Troy! – krzyknął chłopak, a Troy wynurzył się zza krzaków.

- To prawda – odchrząknął ponuro.

- No i co z tego? – Położyłam ręce na biodra, udając opanowaną i chłodną.

W rzeczywistości miałam ochotę krzyczeć.

- Po prostu chciałem to powiedzieć – spojrzał na mnie smutno Eric.

- To wszystko? – zerknęłam na niego z politowaniem.

Chłopak pokiwał głową. Zamknęłam drzwi i pobiegłam do swojego pokoju, trzasnęłam drzwiami i osunęłam się na podłogę. Zaczęłam wyć. Chwyciłam pamiętnik i zaczęłam wyrywać kartki, które zaczęły walać się po podłodze. Chwyciłam aparat w dłoń i zeszłam na dół, nie zważając na mamę wyszłam z domu.Błąkałam się po mieście nocą, robiąc zdjęcia. Każde zdjęcie jakie robiłam było czarno-białe. Tylko takie ukazuje duszę. Uspokajało mnie to. Zaczęłam godzić się z myślą, że Ryan już więcej nie będzie uczestniczył w moim życiu. Wyciągnęłam papierosa i usiadłam na huśtawce. Zaciągałam się dymem, wspominając stare czasy. Chciałam by wróciły, by Ryan wrócił.

Ale on nie wróci. Ryan umarł.

Musiałam o nim zapomnieć i iść dalej. Wtedy to zrobiłam, wyłączyłam emocje.

Udałam się w stronę parku, gdzie zazwyczaj przesiadywaliśmy, gdy nie szliśmy do klubu. Zobaczyłam naszą ławkę i kopnęłam w nią. To był koniec, nie zamierzałam po nim płakać. Nie miałam już po kim płakać. Postanowiłam wrócić do domu. Szłam wolnym krokiem, oglądając mijające mnie samochody. Nagle zaczęło padać, więc zaczęłam biec. Kochałam deszcz. Zaczęłam się śmiać i tańczyć. Pewnie wyglądałam jak osoba chora psychicznie, ale w tym momencie nie dbałam o to. O nic nie dbałam.

Wesołym krokiem doszłam do domu i weszłam do środka. Moja mama nawet nie zwróciła uwagi na to, że wyszłam, czy też, że wróciłam. Po prostu rozwiązywała krzyżówkę. Norma.

Podreptałam po schodach na górę i to, co zastałam w pokoju totalnie zbiło mnie z tropu. Kartki z pamiętnika zniknęły z podłogi i tkwiły w dłoniach Ryana, który zawzięcie je studiował. Podeszłam do głośnika i włączyłam muzykę. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a ja podeszłam do niego i wyrwałam mu kartki z dłoni, po czym wyszłam na balkon i podpaliłam je zapalniczką, a następnie wrzuciłam do pustej doniczki. Weszłam do pokoju i uśmiechnęłam się promiennie po czym zaczęłam tanecznym krokiem rozdzierać nasze albumy z zdjęciami.

Nie były mi już dłużej potrzebne. Chłopak stał w ciszy, obserwując moje poczynania. Po chwili wyłączył wieżę, podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki.

- Co Ty wyprawiasz?

- Pozbywam się tego, co już mi niepotrzebne – stwierdziłam obojętnie.

- Przepraszam, ja nie wiedziałem, że Ty też coś do mnie czujesz – prawie wykrzyczał mi to w twarz.

- Czułam, ale jak widać to był błąd. Leć do Holly, pewnie usycha z tęsknoty – roześmiałam się.

- Kocham Cię – stwierdził pewnie.

- Nie, gdybyś mnie kochał nigdy byś nie zrobił tego, co zrobiłeś. Wyjdź stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy. – Oznajmiłam spokojnie.

Staliśmy tak jeszcze chwilę, po czym chłopak puścił mnie, chwycił kurtkę wiszącą na fotelu i trzasnął drzwiami mojego pokoju.

Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się. Udało mi się, byłam silna. Nie złamał mi serca. Nie złamał go. Nikt nie złamie mojego serca. Powtarzałam tą myśl przez jakiś czas.

 Pchnęłam drzwi i weszłam do budynku szkoły. Szłam dziarsko przez cały korytarz. Ubrałam się dziś inaczej niż zwykle. Miałam na sobie długą tunikę, kabaretki i botki. Wiedziałam, że mogę wszystko. Nikt nie spodziewał się, że tak szybko się otrząsnę po stracie Ryana, ale nie mogłam sobie pozwolić na słabości. Nie teraz.

Podeszłam do Erica i pocałowałam go. Chłopak nie protestował, sam odwzajemnił pocałunek i objął mnie w talii. Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam zawadiacko.

- Co Ci się stało? – Zapytał oszołomiony, lustrując mnie wzrokiem.

- Mała zmiana nikomu nie zaszkodzi – stwierdziłam z kamienną twarzą i odeszłam od niego.

Napotkałam wzrok obojętnego Ryana i poszłam dalej. Nie zamierzałam dłużej być tą samą osobą, tą słabą Grace. Musiałam zmienić swoje życie, nauczyć się żyć od nowa. Wiedziałam, że jedyną drogą do tego będzie Eric.

Wparowałam do klasy i zajęłam swoje miejsce obok Missy. Spostrzegłam, że Jo od kilku dni nie pojawiała się w szkole. No cóż, to nie był mój problem. Troy posłał mi smutny uśmiech, a ja pokazałam mu kciuk w górę. Było dobrze. Musiało być dobrze.Założyliśmy zespół – przechwalał się Eric, obejmując mnie ramieniem.

- Tylko brakuje nam gitarzysty prowadzącego i wokalisty – rzucił zawiedziony Troy.

- Mamy Ryana – stwierdził Eric.

- Fakt – przyznał brunet.

- Porwę wam na sekundę Grace – chwyciła mnie za łokieć Missy.

- Co jest? – Spytałam.

- To ja Ciebie o to powinnam zapytać – Missy wyglądała na zatroskaną – Mam nadzieję, że nie dasz się wykiwać Ericowi.

- Coś Ty – zaśmiałam się.

- Mam nadzieję.

- Organizuję domówkę pojutrze, możesz rozgadać wszystkim – posłałam jej uśmiech, a ona energicznie pokiwała głową.

Myśl o wolnym domu i imprezach dodała mi otuchy. Tego właśnie teraz potrzebowałam – zabawy i beztroski. Porzuciłam myśl o powrocie do chłopaków. Nie zamierzałam być z Ericem i dać się wykorzystać. Co to, to nie.

Spojrzałam na okno i postanowiłam zerwać się z lekcji. Miałam lepsze rzeczy do robienia, niż siedzenie na nudnych lekcjach z jakimiś świrami i nim. Ryanem.

Nie mogłam dalej pojąć tego, co między nami się wydarzyło. Czułam się jak taka typowa dziewczyna z wiecznym okresem. Aczkolwiek wiedziałam, że ja w przeciwieństwie do nich mam rację. Pchnęłam drzwi frontowe i przeszłam przez trawnik, odpalając papierosa. Nie musiałam tu być. Równie dobrze mogłam spać.

Przez te uczucia czułam, że zaczynam wariować. Dlatego musiałam się ich pozbyć. Jak widać wychodziło mi to na dobre.

NIGDY NIE MÓW NIGDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz