Cry, cry loser.

1 0 0
                                    


5500 Obserwuj autora Dodaj do ulubionych


Super!

Usłyszałam głośne walenie do drzwi, które wyrwało mnie z snu. Podniosłam się leniwie i zeszłam na dół. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam Ryana z kwiatami.

Czego on tu szukał?

Odwróciłam się na pięcie i pognałam do kuchni, gdzie zrobiłam sobie tosta. Ryan nie odpuszczał i pukał do drzwi. Ja jednak nie miałam zamiaru otwierać. Skierowałam się do łazienki i wzięłam prysznic, a następnie założyłam:

 Wyszykowana zeszłam na dół i otworzyłam drzwi, wychodząc z domu. Już chciałam wyjść przez furtkę, gdy poczułam jak ktoś ściska mój łokieć.

Cudownie, jeszcze tu był.

- Porozmawiaj ze mną – poprosił Ryan.

- Jasne – stwierdziłam obojętnie – Ale puść mnie.

Chłopak otrząsnął się i pokręcił głową, puścił mnie po czym wręczył mi kwiaty.

- Chciałem Cię przeprosić i powiedzieć, że żałuję. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem – mówił zmieszany.

- Nic się nie stało. Już o tym zapomniałam – puściłam mu oczko i weszłam do domu, gdzie włożyłam kwiaty w wazon.

Chłopak wszedł za mną, a po chwili przyparł mnie do blatu.

- Czyli między nami będzie wszystko dobrze? – Spytał, a ja pokiwałam głową.

Ryan zaczął powoli zmniejszać dystans między naszymi twarzami.

- Co Ty robisz? – Parsknęłam.

- No przecież jest dobrze – podrapał się po karku.

- No tak, możesz sobie sypiać z dziewczynami, ale mnie w to nie mieszaj – uśmiechnęłam się sztucznie.

- Ale ja chcę być z Tobą! – Odparł zdenerwowany.

- Nie przepadam za otwartymi związkami – westchnęłam, a chłopak złapał mnie za ramiona.

- Posłuchaj – zaczął – To z Missy to był błąd.

- Miałeś mnie, Ryan. Cholera. Zostawiłeś mnie i puknąłeś inną. Miałeś swoją szansę, a nawet szansy. Nie chcę tego ciągnąć, bo w końcu wpadnę i zostanę sama, zraniona. Jesteś jak Eric, wiesz? Ten stary Eric. Gdzie się podział mój Ryan? – Zapytałam szeptem, czując wzbierające się w moich oczach łzy.

- Bałem się. Tak cholernie się boję, Grace – objął mnie ramionami.

- Czego? – Wybuchłam śmiechem.

- Tego, że Cię stracę. Kiedyś odejdziesz na zawsze. Każdy związek kończy się, a ja nie chcę, byśmy się skończyli, rozumiesz? Nie chcę widzieć Cię z innymi. Nie chcę codziennie budzić się i myśleć, że kiedyś się zakochasz i zapomnisz o mnie – wyznał, a mnie zamurowało.

Czułam jak moje serce przyspiesza. Tak bardzo chciałam walczyć z samą sobą.

- Już mnie straciłeś – wyszeptałam, czując jak moje serce łamie się na małe kawałeczki.

- Wiem – odsunął się ode mnie, a po jego policzku spłynęła jedna samotna łza – Przepraszam. Wiem, schrzaniłem to. Pewnie mnie nienawidzisz, a ja tu stoję i gadam od rzeczy. Masz rację, chyba pora skończyć tą chorą znajomość. To wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem. – Powiedział jednym tchem i wyszedł z mojego domu.

Stałam przez jakiś czas w tym samym miejscu. Gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi upadłam na podłogę i zaczęłam łkać. 

   Nie miałam ochoty na nic. Czułam się tak jakby ktoś wbił mi nóż w serce i powoli je rozdzierał. Włączyłam pudło zwane telewizorem i skakałam po kanałach. Wszędzie były filmy o miłości. Czułam narastające we mnie mdłości.

Podniosłam się z kanapy i pognałam do swojego pokoju. Po omacku szukałam telefonu, a gdy go znalazłam od razu wykręciłam numer do Missy. Nie odbierała.

Otrzeźwiło mnie pukanie do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam je. Stał w nich Eric, który uśmiechał się od ucha do ucha. Chwyciłam go za koszulkę i zaczęliśmy namiętnie się całować. Zamknęłam drzwi kopnięciem. Weszliśmy po schodach i przystanęliśmy na małym ciasnym pięterku, pomiędzy schodami.

Potrzebowałam desperacko czyjejś czułości.

Po wszystkim ubrałam się w za dużo koszulkę i wdziałam kabaretki. Eric chwycił mnie za rękę i wybiegliśmy z mojego domu. Skierowaliśmy się do sklepu, gdzie kupiliśmy pełno szkockiej whisky. Następnie wróciliśmy do mnie i zaczęliśmy pić.

Alkohol tańczył ze mną walczyk po walczyku.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Mój humor uległ ogromnej zmianie. Nie będę się przejmować Ryanem. Nie zasługiwał na żadne emocje z mojej strony. Grace odeszła. Tym razem na dobre.

Położyliśmy się z Ericem na kanapie i zaczęliśmy oglądać jakiś beznadziejny film. Po chwili znudziło nam się i postanowiliśmy wpaść na domówkę u Troya. Domówkę, tak. Oczywiście, Troy nie miał pojęcia o tym, że za kilka minut w jego domu znajdzie się masa spragnionych zabawy osób.

No cóż, na pewno nie będzie zły.

 Gdy dotarliśmy na miejsce impreza w najlepsze trwała. Troy został wyniesiony na rękach z domu i podrzucany w górę. Towarzyszyły temu wiwaty radości, co Troy'owi w pełni odpowiadało.

Eric wciągnął mnie do środka i przyciągnął do siebie. Tańczyliśmy wtuleni w siebie. Dlaczego on był taki... Raynowaty? W sumie nie zagłębiałam się w tą myśl. Liczyło się to, że był ze mną. Choć dziwiło mnie, że nie potraktował mnie jak reszty.

Podniosłam wzrok i zobaczyłam Ryana, który wpatrywał się we mnie. Obejmował jednym ramieniem Missy, która trajkotała jak najęta. Opuściłam wzrok i mocniej wpiłam się w Erica. Chłopak ujął mój podbródek i pocałował mnie delikatnie. Zarzuciłam mu ręce na szyję i bujaliśmy się w rytm muzyki. Było cudownie.

Po chwili dołączył do nas Troy, który przyciągnął mnie do siebie i zaczęliśmy wywijać. Śmialiśmy się, po czym wyszliśmy na dwór. Chłopak odpalił skręta i podał mi go. Już miałam go chwycić, gdy Eric pierwszy zabrał skręta i wziął bucha.

- No co? Sprawdzam, czy masz dobry towar – zaśmiał się i podał mi jointa.

Zaciągnęłam się i oddałam go Troy'owi. Eric przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Lubiłam smak jego warg. Był słodki, jakby malinowy. Chłopak podniósł mnie i zaniósł do środka, a ja śmiałam się. Wszystko było takie zabawne.

A najbardziej rozbawiała mnie mina Jo. Była wściekła. Przybrała kolor dorodnego pomidora. Eric wirował, trzymając mnie w swoich silnych ramionach. Postawił mnie na ziemi, a ja przyciągnęłam jego głowę do swojej. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam jak odlatuje.

Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Podeszła do nas Missy i odciągnęła mnie na bok.

- Hej, chcemy wyjechać gdzieś z paczką. Impreza bez ćpania, tylko alkohol. Wiesz, wyluzka. Masz auto, może pojechałabyś z nami? – spytała.

- Ty też masz auto.

- No tak, ale... No chciałam się pogodzić z Tobą – przyznała.

- Przecież nie ma żadnej spiny – objęłam ją.

- Naprawdę? Ulżyło mi. To, co? Pojedziesz? – Uśmiechnęła się.

- Jasne – przytaknęłam.

- Jest tylko jedna sprawa. Nie chcemy Erica. Wiesz, on bez ćpania nie wytrzyma – stwierdziła cicho.

Dla mnie nie liczyło się już nic. Został z tego tylko popiół i dym. 

NIGDY NIE MÓW NIGDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz