Rozdział 5

20 1 1
                                    

   Mateusz:
Gdy już wstałem przygotowałem plan jak mamy uciec. Jesteśmy bardzo wysoko skakać przez okno nie jest bezpiecznie. W pomieszczeniu, w którym jesteśmy nie ma prześcieradeł, ani niczego dzięki czemu możemy wyjść. Nagle zauważyłem, że z prawej strony przy ścianie jest gruba gałąź po, której można iść. Agata już wstała mówiąc

-Uciekamy? Jak?

-Tak. Jest tu gałąź po, której można iść... tylko czy dasz radę?

-Spróbuje... jak nie dam spadne, ale przynajmniej nie umrę w tym okropnym miejscu.

-Nie mów tak! Pomogę ci.

   Agata:
Podeszłam do okna ze strachem. Ucieczka stąd przez okno była niebezpieczna, ale wolałam zginąć spadając niż leżąc w tym zimnym miejscu. Oczywiście przed tym powiedziałam do Mateusza

-Kocham Cię!

Po tych słowach powoli ustałam na parapet patrząc się w dół. Było kilkadziesiąt metrów w dół... spadając z tego okna zdążyłam bym się pomodlić w powietrzu. Dobra koniec z złymi zakończeniami... wyjdziemy stąd cali i bezpieczni. Wzięłam duży wdech i poszłam. Bokiem oparta o ścianę, nie patrząc w dół szłam po gałęzi. Zaraz po mnie szedł Mateusz. Skończyła się gałąź a ja się zachwiałam, ale jestem dobra w te klocki. Skoczyłam... złapałam się za bardzo chudą gałązke, która pękła a ja spadłam. Myślałam, że już nie żyję, ale ku mojemu zdziwieniu spadłam w bardzo dużą "kupę" liści... przeżyłam. Tylko gdzie jest Mateusz. Po chwili usłyszałam kroki... myślałam, że to Marcin, ale nie był to Mateusz cały i zdrowy... no dobra miał ranę na czole, ale czy to takie ważne?

-Dobra jak już jesteśmy na dole to może pójdziemy tam gdzie mamy iść?

Ja ze smutkiem odpowiedziałam

-A gdzie my jesteśmy??

-Dobre pytanie...

Szliśmy przed siebie aż wkońcu zobaczyliśmy światło. Było to wyjście z lasu. Gdy już tam byliśmy zadzwoniłam po taxówkę. Minęło 20 minut a taxi stała po drugiej stronie ulicy. Pobiegliśmy w jej strone i pojechaliśmy do domu.

Porwana...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz