W życiu Clary i Jace'a zachodzi wiele zmian. W momencie, gdy do chłopaka przychodzi ognista wiadomość w towarzystwie swojej żony, powraca do Nowojorskiego Instytutu gdzie, uderzają go błędy przeszłości i natłok polowań na demony, przez które był zmu...
Stałam przed lustrem uśmiechnięta jak nigdy. Nie mogłam uwierzyć, że ten dzień nadszedł tak szybko. Zaledwie kilka miesięcy temu zaczęliśmy ze sobą być, a dziś łączymy się na całe życie. Od rana mam wrażenie, że to jakiś sen.
Wygładziłam górną część sukni, która idealnie przylegała do ciała. Wpatrywałam się w nią z zachwytem. Niedawno stwierdziłam, że krój syreny jest idealny dla mnie. Kreacja była pokryta koronką, a duże wycięcie na plecach dodawało jej niepowtarzalności.
Słysząc otwieranie się drzwi, odwróciłam się w ich stronę. Do pokoju weszła uśmiechnięta Clary z granatowym pudełkiem. Jej długa czarna suknie bez ramiączek idealnie na niej leżała, a kwadratowe wycięcie na piersiach i kolorowy prześwitujący materiał wyłaniający się spod paska umieszczonego w tali cudownie się komponował z całą resztą.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Hej. - Zaświergotała, podchodząc do mnie, na co się uśmiechnęłam. - Mam coś dla ciebie.
Obie spojrzałyśmy na pudełko, które Clary powoli otworzyła, ukazując prześliczny diadem przyozdobiony brylantami i perłami oraz kwiatami przypominającymi lilie. Moje oczy rozszerzył się, gdy dziewczyna ostrożnie wyjęła ozdobę z opakowania i delikatnie wsunęła mi we włosy.
- Jest piękny. Dziękuję. - Zaczęłam przyglądać się odbiciu ukazującemu podarek.
- Należał do mamy. - Zmarszczyłam brwi, słysząc słowa rudowłosej, a moje serce na chwile przestało bić. Przynajmniej miałam takie wrażenie. - A teraz jest twój.
- Clary ja...
- Byłaby zachwycona i dymna. Przynajmniej tak sądzę. - Wzruszyła ramionami, co zapewne było spowodowane niepewnością. - Ja go nie mogłam, założyłam, ale tobie i tak w nim o wiele lepiej oraz chcę, aby ozdabiał panią Morgenstern. - Zaśmiałyśmy się obie.
- Dziękuję. - Przytuliłam przyjaciółkę, czując łzy napływające do oczu.
- Nie masz za co... Jesteśmy rodziną. - Zachichotała. - A teraz zbieraj. Za chwilę zaczynamy.
***
Drzwi prowadzące do ogrodu powoli się otworzyły, a ja wzięła głęboki drżący oddech. Zacisnęłam dłonie na bukiecie białych róż przyozdobionym piórami i diamencikami. Słysząc odpowiednią melodię, ruszyłam do przodu. Ogarnął mnie zapach kwiatów i mieszanki perfum.
Idąc białym dywanem ozdobionym złotymi nićmi, miałam wrażenie, że nie dam rady, że coś pójdzie nie tak i Jonathan się rozmyśli. To takie dziwne, przecież ja się niczego nie boje, a przeraża mnie myśl o straceniu mężczyzny mego życia.
Gdy napotkałam wzrok Jonathana, zauważyła, że jego oczy są rozszerzone, a usta otwarte. Uśmiechnęła się szerzej na ten widok i powili, podeszłam do niego. Gdy byłam tuż przy nim, podałam swój bukiet Clary i położyłam swoją dłoń na dłoni blondyna. Czując jego dotyk przeszło mnie przyjemne ciepło. Cichy brat wyłonił się za nami i skinął ledwie dostrzegalnie głową.
- Zebraliśmy się tu, aby połączyć Jonathan Morgenstern i Isabelle Sophie Lightwood świętymi runami małżeńskimi. Jeżeli jest ktoś, temu przeciwny niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. - Nikt się nie odezwał. - Czy ty Jonathanie Morgensternie bierzesz sobie za żonę Isabelle Sophie Lightwood i ślubujesz jej wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Czy ty Isabello Sophio Lightwood bierzesz sobie za męża Jonathana Morgensterna i ślubujesz mu wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Zgodnie z treścią Pieśni nad pieśniami ,, Połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu, jak obrączkę na swoim ramieniu. Albowiem miłość jest mocna jak śmierć." - Zacytował i podał nam po jednej złotej steli. - Narysujcie teraz sobie nawzajem święte runy w imię Raziela.
Jonathan zbliżył się do mnie i przyłożył swoją stelę w miejsce mojego sercem, które zaczęło bić jak opętane.
- Isabello przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczął rysować kreski tworzące jedną całość.
Nadeszła moja kolej. Zaczęłam rozpinać koszule chłopaka i gdy skończyłam, przyłożyłam stele w miejscu jego serca.
- Jonathanie przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczynam rysować znak.
Powtórzyliśmy słowa i czynności podczas tworzenia run na ramieniu tylko z taką różnicą, że gdy to ja rysowałam znak, to musiałam zdjąć z niego marynarkę i koszulę.
- Ogłaszam was mężem i żoną w imię Raziela.
Blondyn, przyciągną mnie do siebie i delikatnie pocałował. Oddała gest. Całując Jonathana, miałam wrażenie, że jesteśmy sami i wszyscy wokół wręcz wyparowali. Przekazywaliśmy sobie w tym geście wszystkie uczucia, tęsknoty t troski. W tym wszystkim byliśmy tylko my.
------------
To jest niestety najkrótszy, a zarazem ostatni rozdział całej trylogii. Mam nadzieje, że teraz już wiecie czemu na okładce znajduje się Isabell. ;) Z Darami Anioła Inna Historia jeszcze się nie żegnam. Jak pewnie niektórzy z was zauważyli, robię konkretną autokorektę i persza część poszła już w obroty. Trochę się tam pozmieniało. Na razie to kilka pierwszych rozdziałów, ale zawsze coś. ; )