Zimne i stęchłe powietrze lochów było więcej niż znajome. W miarę jak schodził po spiralnych schodach, osiadało na jego włosach, ramionach i plecach niczym ciężki płaszcz. Przytłumione, zielonkawe światło pochodni zakrzywiało jego poczucie czasu i pory dnia — Severus musiał sobie przypominać, że jeszcze nie nastał wieczór. Z drugiej jednak strony, co za różnica. W końcu to Szkocja. Dni były coraz krótsze. Na pierwszy przymrozek nie będzie trzeba wiele czekać. Osobiście obstawiał, że śnieg spadnie... Być może już w przyszłym tygodniu?
— Ach, Severusie, drogi chłopcze! Gdzieżeś się nam podziewał, hm?
Porzuciwszy nadzieję na dyskretne wemknięcie się do klasy po dzwonku, Severus z grobową miną wślizgnął się do pierwszej lepszej wolnej ławki. Nie musiał się specjalnie rozglądać, by wiedzieć, co wszyscy w tym momencie myślą, ponieważ w grupie wybrańców losu dopuszczonych do studiowania eliksirów na poziomie zaawansowanym było ich dokładnie pięciu — Nigel Carrington, Toney Porden, David Scott, Enos Yaxley, on sam... no tak. I Lily Evans. Jak mógłby zapomnieć... W każdym razie nienawidzili go tu wszyscy, jak jeden mąż. I żona.
— No więc? — Profesor Slughorn podparł się pod boki, wsuwając kciuki w kieszonki kraciastej kamizelki, która ledwo opinała jego wydatny brzuch.
Wyczuwając, że tym razem nauczyciel mu nie odpuści, Snape odchrząknął przeciągle, próbując sobie kupić trochę czasu na wymyślenie wymówki.
— Mój chłopcze, czyżbyś był przeziębiony? — W oczach Slughorna odmalowała się troska; czy prawdziwa, czy udawana, tego nie sposób stwierdzić.
— Nie — mruknął Severus i powoli odłożył swoją torbę na podłogę. — Zasiedziałem się w bibliotece.
Oczywiste kłamstwo zdawało się usatysfakcjonować profesora, który najwyraźniej nie tyle szukał u Ślizgona usprawiedliwienia, co nie chciał otwarcie pokazać, że go faworyzuje. Natomiast siedząca z tyłu klasy Lily prychnęła głośno i z niechęcią, z czym nawet nie zamierzała się specjalnie kryć. Ślizgon wyprostował się odruchowo, czując jak płoną mu policzki. Nie chciał wchodzić z nią w żadną konfrontację, ale to nie znaczy, że umiał być wobec Lily do końca obojętny. Nie podobało mu się to wcale. Po prostu nie był w stanie zaakceptować, że uczucia to nie buzujący kociołek, którego można ugasić jednym ruchem różdżki.
— Przechodząc do meritum... — Profesor Slughorn odwrócił się do tablicy i wrócił do spisywania instrukcji na najnowszy eliksir, którym mieli się dziś zająć.
Nie oznaczało to jednak, że Severus mógł się odprężyć. Schylił się, by wyjąć swoje podręczniki i schował głowę dokładnie w momencie, gdy w jego stronę poleciała papierowa kulka rzucona przez Nigela Carringtona.
— Uch! — syknął Krukon, niezadowolony, że nie trafił.
Siedzący obok niego David Scott zacmokał z dezaprobatą i podczas gdy Slughorn kontynuował wykład, upokorzony Severus ukradkiem wyjął z kieszeni różdżkę i sprawił, że woda w kociołku Carringtona zaczęła wrzeć — z początku nieznacznie, a zaraz potem na tyle gwałtownie, by całe biurko się rozchybotało. Kociołek przewrócił się na podłogę razem z kawałkami pergaminu, kałamarzem i piórem Krukona, które zaraz utonęły we wrzątku.
— Szlag by cię, Snape! — krzyknął Carrington, podrywając się do pionu.
— Galopujące centaury! — Profesor Slughorn upuścił kredę i odwrócił się w stronę uczniów z oburzoną miną. — Co tu się wyrabia?
Severus wychylił się powoli spod biurka, z absolutnym spokojem rozkładając na blacie swoje książki. Jego różdżka spoczywała tuż obok „Zaawansowanego warzycielstwa", w razie gdyby ktokolwiek śmiał posądzić go o jakiekolwiek niecne uczynki. Snape uniósł niewinnie brwi na widok zaskoczonej miny nauczyciela, który w obliczu dylematu automatycznie wziął stronę podopiecznego ze swojego domu:
CZYTASZ
Miss Evans
ФанфикZwycięzca WATTONATORS 2017. Jest 6:30 rano, niedziela, 23 stycznia 1977. W dniu swojego wesela, Petunia Evans pod pretekstem przygotowań wsiada w taksówkę, wysiada w Londynie i... postanawia pójść na spacer. Dochodzi aż do Charing Cross Road - nie s...