Rozdział 46

392 41 8
                                    

4/4


Z samego rana wybudza mnie przeraźliwy dzwonek mojej komórki. Nie budząc mojego słoneczka wstaje z łóżka i kieruje się do komody po telefon. Przyciskam zielona słuchawkę.

- Słucham? - pytam zaspany.

- Panie Tomlinson może pan jak najszybciej przyjechać do biura. - mówi sekretarka.

-ale co się dzieje Maggie?

-bardzo pilne nie mogę mówić przez telefon - nie jestem jestem w stanie zapytać o nic więcej bo się rozłączyła

wstaje szybko z łóżka i na biegu kieruje się w stronę garderoby gdzie ubieram pierwszy z brzega garnitur biegnę jeszcze po teczkę do gabinetu. Nie powiem stresuje się. nigdy nie było takiej sytuacji więc się martwię idę do garażu Wsiadam w samochód i z piskiem opon ruszam w stronę firmy

Dojeżdżam pod biuro w 10 min. Wchodzę do środka i od razu kieruje się na moje piętro.

- Maggie co się dzieje, ze nie mogłaś mi powiedzieć tego przez telefon. - pytam jej.

- Nasz stały klient chce przejść do firmy, która  konkuruje z nami już kilka lat. - mówi.

- CO!!! - krzyczę zdenerwowany. - Idę do Malika.

Nie czekając na jej odpowiedz kieruje się od razu do gabinetu Zayn'a.

-co to ma znaczyć -wchodzę do biura trzaskając drzwiami

-nie wiemy. z dnia na dzień dzwonią do nas że zastanawiają się nad przejściem do Sorentela

-jeszcze dzisiaj trzeba zorganizować spotkanie

Ten kiwa głowę i dzwoni do sekretarki. Po nie całej godzinie wchodzi Meggie.

- Panie Tomlinson i Panie Malik spotkanie z tym klientem odbędzie się jutro o 10. - informuje nas i wychodzi.

- No dobra - mówi Zayn podnosząc - ja będę się już zbierał do domu do Evelin.

Kiwam tylko głowa i żegnam się z przyjacielem. Postanawiam tez się już zbierać. Cały zły wychodzę z biura do garażu i wsiadam do auta.

wszystko mnie dzisiaj denerwuje mam nadzieje ze ten dzieciak da mi spokój i niczym nie rozzłości.  Wjeżdżam prze bramę którą otworzył mi Jim ochroniarz otwieram garaż pilotem i parkuje audi na miejscu. wysiadam z niego zabieram aktówkę i wchodzę do willi.

-co Ty gówniarzu odpierdalasz-wrzeszczę na niego. przestraszony loczek upada na tyłek

-Cco ale tat...

Nie daje mu dokończyć. przeżucam go sobie przez ramie i wnoszę do domu nie zwracając uwagi na jego piski otwieram drzwi do poziomu minus jeden znoszę go po schodach i bez słowa wrzucam do pustego ale ogrzewanego pokoju i zamykam drzwi. Nie będzie mi bachor próbował uciekać

- A..ale t..tatusiu j..ja n..nie chciałem u..uciec z..zbierałem tylko k..kwiatki na w..wianki. - słyszę jak łka, ale nic z tym nie robię tylko idę do swojego gabinetu i zamykam się.

Nie mija kilka godzin a słyszę jak ktoś puka do drzwi. Zdezorientowany idę do holu i otwieram. Tam spostrzegam Li, Ni, Zayn'a i Evelin.

- Hej - witają się.

- Cześć. - odpowiadam - co was do mnie sprowadza?

- Przyszliśmy aby dotrzymać wam towarzystwa oraz odstresować się po ciężkim dniu w pracy. - mówi Zayn.

-nie potrzebuje nikogo teraz - warczę ale wpuszczam przyjaciół

-jestem zajęty róbcie co chcecie - idę w kierunku schodów

-Lou gdzie jest Harry -dopytuje się irlandczyk

-ten bachor jest tam gdzie zasługuje -pokazuje w kierunku na drzwi w dół a sam idę do gabinetu. muszę naprawić to co wszyscy spierdolili

Słyszę jak ktoś puka do moich drzwi. To Liam.

- Czego!? - wrzeszczę.

- Co ty odpierdalasz dlaczego tam go zamknąłeś? - krzyczy Li.

- mówiłem wam zasłużył na to.

- Ale co zrobił? - pytam zdegustowany Liam.

- Chciał uciec. - mówię.

- A po czym to wnioskujesz? - pyta mnie brązowooki.

- Gdy przebierałam  zauważyłem go jak wspina się na płot. - wyjaśniłem mu.

-a dałeś mu wyjaśnić czemu to robił? - drze się

- mam to gdzieś - wale rękoma w biurko - on jest mój i ma wiedzieć gdzie jest jego miejsce

-on to wie. - mówi tylko i wychodzi a ja zasiadłem na  nowo przy komputerze.

Daddy involuntarilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz