ROZDZIAŁ 1

151 14 1
                                    

ALICE

Odwróciłam się gwałtownie, ale za mną nikogo nie było. Mogła bym przysiąc, że... Jeszcze raz rozejrzałam się, w około, ale nikogo nie widziałam. Park o tej porze był całkiem pusty. Odetchnęłam i zwróciłam się, w kierunku drogi do pracy.

Idąc parkiem, zastanawiałam się nad tym, co tak nagle mi się przypomniało. Tak nagle, to wpadło do mojej głowy. I jeszcze ten głos... Był tak wyraźny. Z rozmyślań wyrwało mnie trąbienie samochodu. Zupełnie nie świadomie, przechodziłam na czerwonym. Spojrzałam na samochód, a mężczyzna - z tego co widziałam, przez przednią szybę - zatrąbił na mnie jeszcze raz, niecierpliwiąc się. Przebiegłam szybko na drugą stronę ulicy, patrząc jak czarne auto znika, z zawrotną prędkością, za zakrętem.

Postanowiłam wziąć się w garść. Przed chwilą mogłam zostać potrącona, nie mogę chodzić z głową w chmurach. Co prawda to nie pierwsza taka sytuacja, po często idąc parkiem, a później przechodząc z niego na drugą stronę ulicy miałam bliskie spotkania, z maskami aut. Na szczęście żadnych większych obrażeń, nie ponosiłam.

Kiedy dotarłam już do pracy i przebrałam swoją koszulkę, na białą koszule z logo kawiarni i moim wyszytym imieniem. Do tego założyłam jeszcze kawowy fartuszek.

- Ali! Obsłuż stolik numer dwa! - usłyszałam krzyk Marii, która aktualnie robiła cappuccino.
Marii to średniego wzrostu blondynka, która przeprowadziła się z Paryża do Londynu. Jej francuski akcent słychać idealnie, co sprawia, że jest jeszcze bardziej urocza. A raczej takie jest zdanie ludzi. Tak naprawdę, to ta dziewczyna ukończyła szkołę wojskową, ze względu na ojca, który sam jest wojskowym. Ta kobieta ma charakter, ale pomimo to lubię ją.

Przeszłam przez połowę sali, aż dotarłam do wyznaczonego stolika. Siedziało przy nim dwóch mężczyzn. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jeden z nich tak trochę przypomina mi tego, którego widziałam przechodząc przez ulicę.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się, starając się zamaskować moje zdenerwowanie - Co podać?

Mężczyźni odwrócili się w moją stronę, i teraz mogłam spokojnie powiedzieć, że są najbardziej wyróżniającymi się gośćmi naszej kawiarni. Byli zadziwiająco przystojni i biła od nich niesamowicie władcza aura. Sama z siebie chciałabym się skulić i się schować.

- Czy my się nie znamy? - odezwał się blondyn, o zadziwiająco niebieskich oczach. Głos mężczyzny zaskakująco przypominał mi szept, który usłyszałam w parku.

Przeszedł mnie dreszcz. Jego mocne rysy twarzy, były lekko złagodzone przez pobłażliwy uśmiech, jaki wkradł mu się na twarz, chyba wyczuł mój strach. Jego umięśnioną klatkę mięśniową opinała czarna koszulka z logo jakiegoś zespołu.

Przestałam lustrować go wzrokiem i wróciłam do świata realnego.

- Nie, ależ skąd - odparłam, starając się opanować mój drżący głos - To co podać?

- Dwa razy duża mleczna czekolada, dwa kawałki ciasta cytrynowego i dla mnie kawałek ciasta czekoladowego, chcesz coś jeszcze? - zwrócił się do znajomego, brunet o zielonych oczach, z mocno wystającymi kośćmi policzkowymi.

- Wiadomość o godzinie, o której kończy ta śliczna pani - odpowiedział brunetowi.

Zielonooki skierował swoje spojrzenie na mnie, oczekując odpowiedzi.

- Zamówienie za niedługo powinno być gotowe - powiedziałam na jednym wydechu i w ekspresowym tempie, odeszłam od stolika.

Podeszłam do lady i położyłam na niej karteczkę, z zamówieniem. Marii spojrzała na mnie i pochyliła się w moją stronę.

- Wszystko w porządku? - spytała, patrząc na mnie podejrzliwie.

- Tak, tak nie martw się - wysiliłam się na uśmiech - wszystko okay.

Blondyna spojrzała na mnie ostatni razi, i wzięła karteczkę. Dziś w kawiarni nie było dużego ruchu, to nawet lepiej, nie lubię ani tłoku, ani hałasu. Czekając na zamówienie, masowałam sobie skronie, z myślą, że może to pomoże mi się skupić.
Po chwili na ladzie ujrzałam drewnianą tacę, z zamówieniem dość specyficznych klientów. Wzięłam tacę w obie ręce i manewrując między stolikami, poszłam do stolika numer dwa. Dwója mężczyzn zawzięcie o czymś rozmawiała. Podeszłam do stolika.

- Zamówienie dla panów - powiedziałam, kładąc tacę na stół.

I kiedy już chciałam odejść, usłyszałam głos błękitnookiego.

- Nasze zamówienie, jest nie kompletne - mówił poważnym tonem - Czego pani zdaniem tu brakuje?

Przyjrzałam się stolikowi. Wszystko czego chcieli, było na wprost nich. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w niezrozumieniu, na mężczyznę.

- Wszystko zostało panom podane - odparłam z przekonaniem w głosie.

- No właśnie - poparł mnie brunet, również nie wiedząc o co chodzi jego koledze.

Blondyn złapał mnie za nadgarstek i pociągnął lekko, w swoja stronę. Jego dotyk był dla mnie, dziwnie przyjemny.

- O której kończysz? - wyszeptał na moje ucho, a po moich plecach przebiegły ciarki. Teraz byłam pewna. To ten głos słyszałam w parku.

- Ja... - chciałam mu powiedzieć, żeby się odczepił, ale on mnie wyprzedził.

- Lepiej abyś mi powiedziała - szeptał dalej - Bo inaczej będę siedzieć, do zamknięcia kawiarni.

- O siedemnastej - odszeptałam - Kończę o siedemnastej.

- Grzeczna dziewczynka - puścił mój nadgarstek, dzięki czemu mogłam ponownie stanąć prosto - Przyjdę po ciebie kiedy skończysz - uśmiechnął się uroczo a ja odeszłam i poszłam pracować dalej.

Po, około pół godzinie, od naszej rozmowy nieznajomi mężczyźni wyszli z kawiarni i mogłam pracować spokojnie. W pewnym momencie nawet zapomniałam o blondynie, i pracowałam jak gdyby nigdy nic. Praca leciała swoim tempem, a ja cieszyłam się, że mój umysł jest czymś zajęty.
Po skończeniu dzisiejszej zmiany, poszłam przebrać koszule na mój błękitny podkoszulek i wyszłam z budynku, tylnym wyjściem, żegnając się przy tym z Marii, która życzyła mi bezpiecznej drogi.

Zamknęłam za sobą drzwi, i skierowałam się do wyjścia z zaułka, w którym znajdowało się zaplecze. Niestety coś zastawiało mi drogę. Przestraszona odeszłam parę kroków w tył, widząc co przede mną stoi. Było to stworzenie, mierzące ponad dwa metry długości, stojące na dwóch łapach, które zadziwiająco przypominało wilka. Zamknęłam oczy, z myślą, że to fatamorgana, albo halucynacje. Niestety, przeliczyłam się, przede mną nadal stało to monstrum.
Bestia zawarczała, po czym zaczęła podchodzić w moją stronę. Zamachnęła się potężną łapą, a ja ledwo wyminęłam ten ruch. To jest najgorszy koszmar mojego życia.

Kiedy poczułam na moich plecach, chłód cegłówek, wiedziałam, że nie ma ucieczki. Byłam w pułapce. Dzikie stworzenie otworzyło paszcze i ukazało swoje ogromne kły. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, z łez jakie spływają po moich policzkach. Paszcza bestii z zadziwiającą szybkością, zbliżała się do mojego gardła. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie pojawiła się tylko jedna myśl.

Pomocy!

^^^^^^^^^
Cześć! Więc tak prezentuje się pierwszy rozdział.

Mam nadzieję, że się spodobał ;)

My SweetheartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz